Reakcja pilotów na słowa Macieja Laska. „Jaki cel ma więc pan Lasek, tak oczerniając naszych kolegów?”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Artur Wosztyl pilot JAKa-40, który lądował w Smoleńsku niedługo przed rządowym tupolewem, nie kryje oburzenia z powodu słów Macieja Laska z ostatniego wywiadu dla „Gazety Wyborczej”. W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Wosztyl zaznacza:

Nie mam pojęcia, co kieruje panem Laskiem. Jego agresywne wypowiedzi odbieram jako próbę zdyskredytowania mojej osoby oraz osoby śp. Remigiusza Musia.

„Nasz Dziennik” punktuje kłamstwa Laska. Pisze, że podważał umiejętności pilotów specpułku, że załoga JAKa złamała podstawowe zasady obowiązujące przy lądowaniu, schodząc poniżej dopuszczalnej wysokości. Sugerował również, że załoga JAKa mówiła, iż otrzymała komendę do zejścia na 50 metrów przed podjęciem decyzji o lądowaniu. Lasek oskarżył również Wosztyla, że ten nakłaniał załogę tupolewa do lądowania w sytuacji ograniczonej widoczności.

Gazeta przypomina, że prokuratura sprawdzała procedurę podejścia i lądowania JAKa na lotnisku smoleńskim i nie doszukała się złamania procedur.

Postępowanie dyscyplinarne przeprowadzone w jednostce przez rzecznika dyscyplinarnego mjr. Alberta Słowińskiego ostatecznie zakończyło się uniewinnieniem dowódcy Jaka

- przypomina „ND”.

Artur Wosztyl zaznacza, że również sugestię, jakoby załoga Jaka mówiła, że w czasie podejścia słyszała komendę zejścia do 50 metrów, jest kłamstwem. Zaznacza, że jego słowa odnosiły się tylko do komendy, jaka padła z wieży pod adresem tupolewa.

Pilot Jaka odpiera również zarzuty, jakoby nakłaniał załogę tupolewa do lądowania przy ograniczonej widoczności.

Mówiłem tylko, że jeśli zdecydują się podejść raz lub dwa razy, to jak najbardziej mogą spróbować. Mówiłem o podejściu, a nie o lądowaniu

- zastrzega Wosztyl.

Zaznacza, że jego słowa były zgodne z regulaminami lotów RL 2006.

Wosztyl polemizuje też z wypowiedzią Laska co do znajomości języka rosyjskiego. Lasek twierdzi, że lądowanie jaka i słaba znajomość języka rosyjskiego przez załogę wprowadziły "dodatkowe zdenerwowanie na wieży".

Kontrolerzy nie mogli wykluczyć, że załoga tupolewa również nie zdoła prawidłowo prowadzić korespondencji po rosyjsku

- twierdzi Lasek.

To, co mówi pan Lasek, to kompletna bzdura. Remek świetnie znał rosyjski. Przebywał w Rosji nawet po kilka miesięcy podczas remontów samolotów. A co do lądowania jaka, było już orzeczenie komisji. Udowodniono, że Artur nie lądował poniżej minimów. Jaki cel ma więc pan Lasek, tak oczerniając naszych kolegów?

- dopytują piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik".

„Nasz Dziennik” przypomina, że Maciej Lasek przekonywał niedawno, że obecność generała Andrzeja Błasika w kokpicie tupolewa komisja Millera stwierdziła na podstawie kontekstu sytuacyjnego.

Pytanie, dlaczego po takiej kompromitacji Lasek ma czelność kogokolwiek obarczać winą za złamanie procedur, jest wielce zasadne. Ta sytuacja mówi wiele o polskiej rzeczywistości...

KL,Naszdziennik.pl

CZYTAJ TAKŻE: Członek komisji Millera broni tez swojego zespołu: Nie ma mowy o wybuchu. Dla nas zderzenie z brzozą było i jest całkowicie oczywiste

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych