Oprócz Cezarego Gmyza pracę stracili naczelny "Rzeczpospolitej", jeden jego zastępca i szef działu krajowego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Czystki personalne w „Rzeczpospolitej”. Oprócz Cezarego Gmyza pracę stracili: redaktor naczelny – Tomasz Wróblewski, jego zastępca Bartosz Marczuk (opiekujący się działem krajowym) i szef działu krajowego Mariusz Staniszewski.

Ze źródeł wewnątrz redakcji dowiedzieliśmy się, że szykuje się protest dziennikarzy w obronie zwolnionych kolegów. Symboliczny dla całej sprawy jest fakt, że Bartosz Marczuk był na urlopie w czasie, gdy powstawał i był publikowany tekst Gmyza i nie mógł on mieć żadnego wpływu na powstający artykuł.

Dowiedzieliśmy się także, że właściciel „Rzeczpospolitej” Grzegorz Hajdarowicz wprowadzony był w szczegóły tekstu, który rozpętał całą burzę.

Jeden z dziennikarzy powiedział, że jeśli Andrzej Talaga, inny zastępca red. naczelnego (to on odpowiadał za publikację sprostowania ze słynnym zdaniem "pomyliliśmy się" w kontekście znalezionego na wraku Tu-154M śladu trotylu i nitrogliceryny) zostanie awansowany na miejsce Tomasza Wróblewskiego, to obsada „Rzepy” skurczy się z dnia na dzień.

Nie będziemy pracować pod Talagą

 

– powiedział portalowi nasz rozmówca.

DODAJMY: według "Wprost", Andrzej Talaga był obecny podczas redagowania ostatecznej wersji tekstu Cezarego Gmyza. Informację tę potwierdzają również nasze źródła. Z naszych informacji wynika jednocześnie, że Talaga nie należał, delikatnie rzecz ujmując, do osób łagodzących wymowę artykułu.

W tej chwili w siedzibie redakcji trwa spotkanie z pracownikami. Nastroje są bardzo złe i przypominają sytuację, gdy kilka lat temu został zwolniony Bronisław Wildstein po opublikowaniu zasobu archiwalnego IPN.

Slaw

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych