A jednak środki wybuchowe? Odczyt, który biegli zobaczyli w Smoleńsku, nie pozostawiał wątpliwości - informuje GPC

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Z dokumentów dotyczących wyjazdu polskich prokuratorów i biegłych do Smoleńska wynika jednoznacznie: szukano śladów wybuchu w tupolewie, a czytniki urządzeń wykazały bardzo silne stężenie składników występujących w trotylu i nitroglicerynie - informuje Gazeta Polska Codziennie.

Jak napisał dziennik:

biegli, którzy na przełomie września i października br. byli w Smoleńsku, posługiwali się najwyższej klasy specjalistycznym sprzętem, m.in. przenośnymi detektorami IMS (spektrometrami ruchliwości jonów oraz przenośnymi spektrometrami na podczerwień). Wśród nich znajdował się spektrometr Ramana – TruDefender FT, analizator niebezpiecznych substancji chemicznych, pozwalający na jednoznaczną chemiczną identyfikację substancji oraz automatyczną analizę. Wyniki z tego urządzenia otrzymuje się zaledwie w ciągu kilku sekund.



Jak ustaliła GPC eksperci, którzy pojechali do Smoleńska, posługiwali się również detektorem Hardened Mobile Trace, który służy do wykrywania i rozpoznawania drobnych cząsteczek materiałów wybuchowych, narkotyków, chemicznych środków bojowych oraz toksycznych chemikaliów przemysłowych. Materiał do badania pobierany jest w dwojaki sposób: ręcznie oraz automatycznie – przez zasysanie cząsteczek, a odczyt jest natychmiastowy.

Według ustaleń dziennika - odczyt, który biegli zobaczyli w Smoleńsku, nie pozostawiał wątpliwości: wskazał na bardzo silne stężenie substancji wchodzących w skład trotylu, nitrogliceryny, a także innych materiałów wybuchowych.

Redakcja zapewnia, że dysponuje danymi personalnymi wszystkich osób, które pojechały do Smoleńska, by przeprowadzać badania, jednak ze względu na ich bezpieczeństwo nie zdecydowała się ich opublikować.

ansa/niezalezna.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych