NASZ WYWIAD. Wildstein: reakcja na publikację „Rzeczpospolitej” jest wielką operacją mistyfikacji. Rząd wciąż gra Smoleńskiem

PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

wPolityce.pl: jak pan ocenia reakcję na publikację „Rzeczpospolitej”, która napisała o znalezieniu materiałów wybuchowych na wraku tupolewa?

Bronisław Wildstein: Reakcja na tę publikację jest jedną wielką operacją mistyfikacji. Uczestniczy w niej rząd, cały establishment polityczny, prokuratura i oczywiście dominujący nurt mediów. Być może w materiale „Rzeczpospolitej” pewne tezy zostały postawione na wyrost. Jednak cały tekst się broni, w każdym tego słowa znaczeniu. W każdym państwie demokratycznym, w państwie, w którym istnieją wolne media, ten materiał się broni. Artykuł stwierdził, że polscy śledczy znaleźli ślady materiałów wybuchowych na tupolewie i zapewne na ciałach ofiar. Co ważne, śledczy w ostatnim czasie udali się do Moskwy, by zbadać wrak. Musiał być więc jakiś impuls, żeby tam pojechali. Urządzenia, których używano w czasie ekspertyz, stwierdziły, że na dziewięćdziesiąt parę procent na miejscu badania znajdują się materiały wybuchowe.

 

100-procentowej pewności jednak nie było.

Na świecie nie ma urządzeń, które mogą rozpoznać coś na 100 procent. My używamy przybliżeń, pewności mieć nie możemy. Dziewięćdziesiąt kilka procent to niezwykle dużo. Dysponując taką wiedzą dziennikarz ma prawo i podstawy, by wyeksponować te sensacyjne wyniki. Być może w tekście znalazły się stwierdzenia na wyrost. Być może nie chodzi tu o trotyl i nitroglicerynę, być może to są zbyt wielkie szczegóły, które okazały się być błędem. Jednak nie o to tu chodzi. Takie stwierdzenia normalnie są potem weryfikowane w innych tekstach. Szczegółowa analiza i wykrycie konkretnych materiałów wybuchowych nie są meritum sprawy. Meritum dotyczy wykrycia przez biegłych materiałów wybuchowych.

 

Prokuratura w tej sprawie zajęła dość pokrętne stanowisko.

Wystąpienie prokuratury to była manipulacja. Cała konferencja prok. Szeląga to była manipulacja. On w pierwszych zdaniach powiedział: nie stwierdziliśmy obecności materiałów wybuchowych. To zostało podjęte przez wszystkie media. To stwierdzenie jest radykalne i zostało odebrane, jak przyznanie, że śledczy sprawdzili, że materiałów wybuchowych na tupolewie nie było. To jednak nie jest prawdą. Z dalszej części wypowiedzi Szeląga wynikało, że nie ma jeszcze pewności, czy to, co wykryto, to są materiały wybuchowe. To zupełnie inne stwierdzenie, cała wypowiedź jest więc manipulacją. Pierwsze zdanie liczy się najbardziej. I prokurator o tym dobrze wie.

 

Konferencja odbiła się szerokim echem.

Ona dała asumpt do kontrofensywy obrońców status quo. Zaczęto mówić, że mamy kolejny dowód na to, że ci, którzy de facto szukają prawdy, manipulują. W tej sytuacji fatalnie zachowała się „Rzeczpospolita”. Ona przeprosiła za swój tekst. Potem się niby wycofała z przeprosin, ale swoim pierwotnym stanowiskiem znów otworzyła pole do manipulacji. Mówiono, że „Rz” się ze wszystkiego wycofała. Dokonano więc wielopiętrowej manipulacji. Najpierw zmanipulowano słowa prokuratury, a potem stanowisko „Rzeczpospolitej”. Media cytują pierwotne oświadczenie redakcji, jako dowód na przyznanie się do winy, do fundamentalnego błędu. To jest nieprawda.

 

Naczelny oddał się do dyspozycji Rady Nadzorczej. To uwiarygadnia narrację, o której pan mówi.

To kolejny błąd. To znów jest przedstawiane jako przyznanie się do winy. Nie wiem, z czego to wynika. Jednak ta decyzja zamyka zmanipulowaną narrację. Sprawę przedstawia się, jako błąd dziennikarski. „Rz” napisała coś, potem zdementowała to prokuratura, następnie gazeta się wycofała, przeprosiła, a szef redakcji podał się do dymisji. Tak to jest przedstawiane, jako dowód, że nie ma sprawy materiałów wybuchowych. To jest obraz nieprawdziwy.

 

W to wszystko wszedł prezes PiS, który podgrzał atmosferę.

Jarosław Kaczyński ze względów politycznych pospieszył się niezmiernie ze swoim wystąpieniem. Gdyby prezes PiS mówił, jako prywatna osoba, miał prawo mówić to, co powiedział. Polityk jednak nie ma prawa tak reagować. Polityk musi brać pod uwagę konsekwencje swoich wystąpień. Takie słowa to jest danie amunicji funkcjonariuszom frontu propagandy. Radykalne słowa, jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem, są błędem politycznym.

 

Ta sprawa będzie miała swoje konsekwencje?

Sądzę, że będzie to miało wpływ na sytuację w Polsce. Obóz rządzący gra dziś Smoleńskiem. Jak dotąd to jest dla nich korzystne. Polacy boją się tej sprawy, wypierają ją ze świadomości, nie chcą do niej wracać. Na rękę rządowi jest więc przedstawianie opozycji jako partii jednego tematu. To nigdy nie była prawda, ale to nie ma znaczenia. Prezes Kaczyński dał uzasadnienie do tego typu działania. Cały dyskurs publiczny będzie można skierować przeciwko tym, którzy chcą prawdy o Smoleńsku. Mogą zostać przesłonięte wszelkie inne sprawy, problemy ekonomiczne, dalsze błędy rządzących i skandaliczne traktowanie sprawy smoleńskiej przez władze itd. To wszystko jest przesłaniane opowieścią o tym, jakoby kłamliwa gazeta i opozycja chciały dokonać zamachu stanu.

 

Ta operacja manipulacyjna jest udana?

Nie można o tym przesądzać. To jest operacja, która jest wykorzystywana przez stronę rządzącą i zapewne jakieś przyniesie jej korzyści. Jednak sądzę, że nawet sprawa smoleńska powoli przestaje być atutem rządzących. Jak patrzę na sondaż, który pokazuje, że większość badanych chce międzynarodowej komisji śledczej w tej sprawie, to myślę, że ta manipulacja może przynieść sukces jedynie na krótką metę.

Rozmawiał KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.