NASZ WYWIAD. Dr Przybylska-Wendt: komisja Millera oraz MAK to jeden wielki skandal. Wyniki ich prac można jedynie wrzucić do śmieci

Fot. Raport KBWLLP
Fot. Raport KBWLLP

wPolityce.pl: W czasie debaty związanej z publikacją zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej były minister Jerzy Miller oświadczył, że kierowana przez niego komisja badająca przyczynę tragedii z 10 kwietnia nie dysponowała zdjęciami ze Smoleńska oraz nie wnosiła o uzyskanie takiego dostępu. Jak Pani to ocenia?

Dr Grażyna Przybylska-Wendt: Jako fachowiec, medyk sądowy, stwierdzam, że komisja Jerzego Millera oraz MAK to jeden wielki skandal. Wyniki ich prac można jedynie wrzucić do śmieci. One są nic nie warte. Nawet w prostym wypadku rowerowym, nie mówiąc już o wypadku samochodowym, opis miejsca zdarzenia, zniszczenia pojazdu, ewentualnych ofiar był tworzony w sposób niezwykle skrupulatny. Gdy jako lekarz sądowy pracowałam na miejscu wypadku, ekipa śledcza otaczała teren, mierzyła odległości od siebie najmniejszych kawałków blachy, czy innych części pochodzących z uszkodzonych pojazdów. Gdzie leżały zwłoki? W jakiej odległości od nich leżały jakie przedmioty? To wszystko było opisywane. Opis każdego ciała był szczegółowy. Gdzie leżało? W jakiej pozycji? Czy na plecach czy na brzuchu? Jakie było ułożenie poszczególnych części ciała? To niesłychanie ważne. Od tego zależała potem ocena, gdzie siedział dany człowiek, czy kierował samochodem itp. W odniesieniu do tego, jak były ułożone zwłoki na miejscu wypadku, myśmy mogli z niezwykłą dokładnością odtworzyć zdarzenie. I w tym kontekście praca komisji Millera oraz MAK to jest dno. Mamy do czynienia ze skandalem. Nie mam już nawet określeń, by opisać jak źle to zostało przeprowadzone. Mówię to jako fachowiec, który przez kilkadziesiąt lat pracował jako medyk sądowy. Raporty MAK i Millera nie są rzetelne, a na ich podstawie nie można niczego dowieść.

 

Co powinno zostać wykonane?

Sekcje zwłok, ze szczegółowymi opisami obrażeń zamiast stwierdzeniami o urazie wielonarządowym. Jeden uraz drugiemu nie równy. Trzeba opisać dokładnie, jakie obrażenia były przyczyną śmierci konkretnych ofiar. Czy ktoś umarł od uderzenia w głowę? Czy od uderzenia w inną część ciała? To nie jest wszystko jedno. Bardzo ważne są brzegi ran ofiar. One muszą zostać opisane. Trzeba zbadać, czy one były np. cięte czy szarpane. Mogły przecież być rozcięte przez kawałki blachy. To wszystko jest znaczące. Tymczasem w materiałach znajdują się opisy mówiące, że doszło do urazów wielonarządowych. Wszystko jest niezwykle ogólne. To jest skandal. I to na miarę wszechświata!

 

Co Pani, jako ekspertowi, mówią opisy ciał ofiar katastrofy smoleńskiej? Ten materiał pozwala mówić o którejś z wersji wydarzeń?

Te opisy nie dają obrazu dokładnego, nie dają podstaw do wydania obiektywnej opinii. Można jedynie przypuszczać, domniemywać czy uznać, że coś się wydarzyło z dużą dozą prawdopodobieństwa. Natomiast, żeby wydać opinię obiektywną, muszą być szczegółowe opisy ciał, o czym już mówiłam. To jednak nie wszystko. Potrzebne są dodatkowe badania tkanek. Powinno nastąpić pobranie tkanek z ran, z miejsc najbardziej zniszczonych, poszarpanych czy ubrudzonych. Trzeba pobrać próbki i przeprowadzić badania chemiczne czy anatomopatologiczne. Tego jednak nie ma w żadnym z opisów.

 

W poniedziałek odbyła się konferencja naukowców dot. katastrofy smoleńskiej. Mówili oni zgodnie, że na pokładzie doszło do eksplozji. Czy obecnie mamy możliwość zweryfikowania czy w samolocie doszło do wybuchów?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie w sposób wiążący. Jednak widząc zniszczenia tupolewa, czytając opis zniszczenia ciał, wydaje mi się mało prawdopodobne, by w Smoleńsku doszło jedynie do uderzenia samolotu w ziemię. Jest mało możliwe, by takie zniszczenia mogły powstać w ten sposób. W ostatnim czasie przecież mieliśmy wiele katastrof lotniczych. Samoloty w różny sposób uderzały o ziemię i nigdy nie doszło do tak wielkich zniszczeń ciał. Zdarzały się urazy, czy zgony, ale nigdy nie doszło do takiego rozczłonkowania, pocięcia na tak drobne części jak w Smoleńsku. Jednak to, czy były wybuchy, czy nie było, można sprawdzić jedynie, przeprowadzając szereg badań. Pobranie próbek z ciał ofiar czy z samolotu pozwoliłoby zweryfikować ustalenia naukowców.

 

Czy obecnie należy przeprowadzić ekshumacje? Czy ciała są nadal wartościowym materiałem dowodowym?

Ekshumacje na pewno pomogą w naświetleniu pewnych spraw. Jednak minęło już ponad dwa lata od katastrofy. W takim czasie już wiele tkanek, szczególnie tych zniszczonych, uległo przeobrażeniom pośmiertnym. Nie wszystko więc, co można było ustalić zaraz po katastrofie, można ustalić obecnie. Oczywiście mimo tego trzeba przeprowadzić ekshumacje. Jest jeszcze czas, by wielu rzeczy się w ten sposób dowiedzieć.

Rozmawiał KL

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych