Nie będzie sankcji za błędne przypisanie gen. Błasikowi słów wypowiedzianych w kokpicie Tupolewa

Fot. Komisja Millera
Fot. Komisja Millera

Obecność generała Błasika w kokpicie Tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku, miała być koronnym dowodem na naciski na załogę samolotu oraz zmuszanie jej do lądowania. Obecnie wiadomo, że w tej sprawie doszło do fałszerstwa. Nie ma żadnego dowodu, że dowódca Sił Powietrznych RP był w kokpicie. Wiadomo, że wypowiedź przypisywaną jemu, wygłosił członek załogi.

"Nasz Dziennik" ustalił nazwiska dwóch ludzi, którzy odpowiadają za skandaliczną decyzję dotyczącą głosu gen. Błasika. To ppłk. Robert Benedict oraz płk rez. Wiesław Kędzierski.

Jak zaznacza obecnie gazeta fakt, że ustalono osoby odpowiedzialne za błędną identyfikację, nie oznacza, że poniosą one jakiekolwiek sankcje. Prokuratura wojskowa nie planuje postawić tej osobie żadnych zarzutów.

Czynności prokuratorów zmierzają do zebrania wszelkich danych umożliwiających ocenę wartości dowodowej dokumentu zwanego potocznie "Raportem Millera"

- pisze "Nasz Dziennik", powołując się na wiadomości Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Gazeta przypomina fragment raportu MAK, dotyczący obecności Błasika w kokpicie:

W czasie lotu i zniżania na prostej do lądowania, do zderzenia samolotu z ziemią, w kabinie pilotów znajdował się dowódca Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej, który posiadając całą informację o pogodzie, nie podjął jako główny dowódca wojskowy działań w celu przerwania podejścia do lądowania. Eksperci psycholodzy wyciągnęli wniosek, iż nieuczestniczenie dowódcy Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej w rozwiązaniu powstałej skrajnie niebezpiecznej sytuacji wpłynęło na podjęcie decyzji przez dowódcę statku powietrznego o kontynuacji podejścia i o zniżeniu poniżej wysokości podjęcia decyzji bez nawiązania kontaktu z obiektami naziemnymi.

Mecenas Rafał Rogalski w komentarzu dla "Naszego Dziennika" mówi:

Wszyscy wiemy, że rozpoznanie głosu gen. Błasika to, eufemistycznie mówiąc, nadinterpretacja komisji Millera, która okazała się całkowicie nieuprawniona z logicznego i dowodowego punktu widzenia. To niebywały błąd. Członkowie komisji musieli brać pod uwagę skutki podanej przez nich informacji zarówno w wymiarze rodzinnym pana generała, jak również ogólnopaństwowym. Jak się okazało, ustalenia w tym zakresie okazały się całkowicie dowolne i niebywale krzywdzące dla pani Ewy Błasik i jej rodziny.

Gazeta wskazuje, że zaistniała sytuacja powinna skutkować odpowiedzialnością osób, które dopuściły się Wprowadzenia fałszywych informacji do oficjalnych dokumentów.

Jeżeli przyjąć, że członkowie komisji Millera są funkcjonariuszami publicznymi, to dla mnie nie ulega wątpliwości, że doszło do szkody w interesie prywatnym. Jeżeli chodzi o interes publiczny, to w mojej ocenie także został naruszony. (...) Ta sprawa wymaga przeprowadzenia dogłębnej analizy charakteru prawnego poszczególnych dokumentów wytwarzanych przez komisję Millera lub czynności wykonywanych z udziałem jej członków. Tym bardziej więc powinno dojść do wszczęcia postępowania karnego z urzędu po to, by niniejsze zagadnienie dogłębnie wyjaśnić. Można też rozważyć wdrożenie postępowania dyscyplinarnego, o ile w konkretnym przypadku jest ono przewidziane

- zaznacza mec. Rogalski.

Więcej w "Naszym Dzienniku"

KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.