Pasikowskiemu zamiast filmu o skomplikowanych relacjach polsko-żydowskich wyszedł kicz

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
youtube.pl
youtube.pl

Piotr Zychowicz na łamach „Rzeczpospolitej” nie zostawił suchej nitki na filmie "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego.

W felietonie pt. „Gross trafia pod strzechy” Zychowicz, punkt po punkcie, wyłuszcza powody, dla których film twórcy „Psów”, będzie szybko zapomniany, jak jeszcze jeden bezwartościowy produkcyjniak, jakich ostatnio wiele w polskiej kinematografii.

(...) sztampowość i schematyczność „Pokłosia" jest najbardziej męcząca. Chyba nawet najwierniejszy wyznawca „Gazety Wyborczej" — gdy na ekranie po raz enty pojawi się tłum pijanych, prymitywnych Polaków, którzy z wykrzywionymi z nienawiści gębami, wrzeszczą „bij Żyda! " — będzie się czuł znużony. „Pokłosie" jest po prostu nachalne

– pisze Zychowicz. Autor felietonu nie ma wątpliwości, że Władysław Pasikowski dostanie nagrody za swe „dzieło”. Obraz prymitywnych Polaków, zabijających Żydów za „zamordowanie Jezusa” trafia bowiem w gusta liberalnych środowisk i mediów. A im nawet nie przyjdzie do głowy, że zdolny reżyser stracił szansę na stworzenie obrazu opowiadającego rzeczowo o tragicznych momentach w dziejach polsko-żydowskich.

Zychowicz podpowiada, co powinien zawierać film, który mógłby być ważnym elementem w dyskusji historycznej:

Powinien pokazać skomplikowaną genezę tych zbrodni. Należałoby więc rozpocząć od lat 30., gdy narastał w Polsce konflikt polsko-żydowski wywołany wielkim kryzysem. Z jednej strony coraz silniejszy antysemityzm, a z drugiej coraz silniejsza sympatia wielu Żydów do komunizmu, w którym widzą nadzieję na nowe, bardziej sprawiedliwe uporządkowanie świata. Potem następuje 17 września i wielu Żydów stawia wkraczającej Armii Czerwonej bramy triumfalne i wchodzi w skład komunistycznej milicji. Pod okupacją sowiecką 1939 — 1941 ci ludzie współpracują z bolszewikami, co ugruntowuje stereotyp żydokomuny. Choć wielu Żydów również pada ofiarą sowieckich represji Polacy widzą tylko swoje cierpienie i tego nie dostrzegają. Gdy w czerwcu 1941 roku Niemcy atakują Sowietów nienawiść do Żydów eksploduje. Oczywiście najbardziej skompromitowani współpracą z komunistami Żydzi uciekają wraz z wycofującą się Armią Czerwoną na Wschód. Na miejscu pozostają niewinni. Polacy, przy zachęcie Niemców, stosują jednak zasadę odpowiedzialność zbiorowej i dochodzi do szeregu brutalnych pogromów. Taka była właśnie skomplikowana geneza Jedwabnego i gdyby tak przedstawił to Pasikowski mógłby nakręcić wielki film. Szczery do bólu i bolesny zarówno dla Polaków i Żydów.

Zamiast tego wyszedł zwykły kicz z prostą fabułą, który kończy się żenującą sceną ukrzyżowania (akcja rozgrywa się w 2000 roku!) na drzwiach stodoły jednego z bohaterów filmu, który dowiedział się o mrocznej tajemnicy mieszkańców podłomżyńskiej wsi.

Smutną konstatacją felietonu jest przypomnienie, że pieniądze na kicz Pasikowskiego dał Polski Instytut Sztuki Filmowej. Pojawienie się tego sponsora dziwi, bo obok niego występuje rosyjska fundacja wspierająca kinematografię. Polityce Kremla służy bowiem poniżanie Polski w oczach świata, polski podatnik nie musi się do tego dokładać.

Rzeczpospolita/ slaw

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych