Dorota Masłowska w „Rz” o Krakowskim Przedmieściu: "Zrobiła na mnie ogromne wrażenie skala zbydlęcenia społeczeństwa"

Fot. PAP / Radek Pietruszka
Fot. PAP / Radek Pietruszka

W magazynie „Plus Minus”, weekendowym dodatku do „Rzeczpospolitej”, ciekawa rozmowa z pisarką Dorotą Masłowską. Zapytana, czy była zdziwiona, gdy kiedyś przeczytała, że „myśli Rymkiewiczem” (gdy pisała o krwi płynącej pod warszawskimi chodnikami), odpowiada:

Najpierw się dziwiłam. Ale potem przestałam: właściwie dlaczego nie miałabym myśleć Rymkiewiczem? Przecież żyję w tym kraju i on z całą swoją historią codziennie przetacza się przez mój mózg. Polska przetacza się przez mnie i to, co piszę.

Na pytanie, dlaczego w książce „Między nami dobrze jest”, wydanej po 10/04 nie ma śladu tragedii smoleńskiej, Masłowska mówi:

DM: - W katastrofie smoleńskiej widzę wielkie cierpienie osobiste wielu ludzi, cierpienie, którego nie jestem w stanie zrozumieć, i o którym nie miałabym tupetu się wypowiadać.

Rz: - Ale nie słyszałem też pani głosu wśród drwiących z katastrofy, rodzin ofiar czy obrońców krzyża.

DM: - Bo to jedna z rzeczy które mnie nie śmieszą.

Mariusz Cieślik z „Rz” przywołuje sceny pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, szyderstwa wychodzących z knajp kierowane do modlących się, wołanie „Jeszcze jeden” pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. Literatka komentuje:

To było bydło. Widziałam na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej film „Krzyż”. Widziałam też u znajomych jakieś urywki z TVN z tych szamotanin pod pałacem. To bardzo znamienne, że ta sama sytuacja może zostać pokazana na dwa tak skrajnie różne sposoby. Oba są tak wybiórcze, że dopiero wymieszane w równych proporcjach, dałyby prawdziwy obraz. Ale on byłby raczej niewesoły. Zrobiła na nie ogromne wrażenie skala zbydlęcenia społeczeństwa. Było to tym bardziej przygnębiające, że wielu ludzi, sikając na znicze, miało przekonanie, że robi to w imię inteligencji i zdrowego rozsądku.

Na koniec Masłowska mówi też o środowisku „Krytyki Politycznej”.

- W naszej poprzedniej rozmowie powiedziała pani, ze woli być na sztandarach prawicy niż w gnijącej „Krytyce Politycznej”.

- Tak naprawdę to nie chcę być i nie będę na żadnych sztandarach. Ale rzeczywiście dla mnie „Krytyka” to festiwal poprawności politycznej, udającej niepoprawność, wzajemne przekonywanie się przekonanych.

I dodaje:

Jeśli chodzi o „Krytykę polityczną”, to osobiście już wolę sobie kupić „Krzyżówki z głową”. Uważam, że więcej z nich można wynieść.

Cóż, nic dodać, nic ująć.

znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.