To było jak wybuch "Solidarności", przełamanie strachu. To walka o godność! U Pospieszalskiego ważne słowa o marszu "Obudź się Polsko"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Co naprawdę zobaczyliśmy 29 września na ulicach Warszawy? O czym świadczy marsz setek tysięcy ludzi? Czy to dowód na - jak twierdzi Donald Tusk - wojnę polsko - polską czy jednak świadectwo przebudzenia Polaków? Czy przemówiła frustracja czy zbudowano kapitał społeczny? Takie między innymi pytania zadał swoim gościom red. Jan Pospieszalski w czwartkowym programie "Bliżej".

 

Program nadawany na antenie TVP.Info, współredagowany przez red. Pawła Nowackiego, to jedna z ostatnich wolnych wysp poważnej rozmowy w mediach elektronicznych. Także i tym razem studio "Bliżej" stało się miejscem gdzie w sposób ciekawy i intrygujący przeanalizowano niemal 200 tysięczny marsz "Obudź się Polsko".

Rozpoczęła socjolog, profesor Jadwiga Staniszkis, która przyrównała to wydarzenie do strajków z sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej (gdzie była osobiście), strajków, które dały początek wielkiej "Solidarności":

To była atmosfera, którą pamiętam ze stoczni, atmosfera święta. W tym sensie, że się odkrywało w sobie tę dobrą stronę. Bo jednak postkomunizm jest systemem, który demoralizuje. I złe cechy ludzi wykorzystuje.

Dotąd wydawało się, że większość społeczeństwa stawia już tylko na indywidualne strategie przetrwania, że tych dobrych emocji nie będzie się odczuwało. A w tym tłumie to właśnie było najbardziej uderzające.

Zdaniem profesor w marszu można było wyróżnić trzy nurty:

Związkowy, co wyraził pan Duda, podkreślający to wykluczenie, ten brak dialogu, niewpuszczenie do Sejmu. I to poczucie, myślenie - że jesteśmy ważną instytucją, która ma prawa i nam te prawa odebrano. Plus bieda.

Zupełnie inaczej lokował się nurt telewizji Trwam, on pozostał w kręgu kościoła Świętego Aleksandra, na Placu Trzech Krzyży.

I nurt polityczny, z młodzieżą, starający się połączyć problem wolności z demokracją, także w wymiarze medialnym. Hasła były kapitalne, organizacja też - bez awantur, bez agresji, przypominała odświętność stoczni.

Pisarz i publicysta "Uważam Rze" Rafał Ziemkiewicz także podkreślał - jak to ujął - kapitalną atmosferę marszu:

Mogło być i pół miliona ludzi. Przede wszystkim, co bardzo musiało zaboleć władzę, było bardzo dużo Warszawiaków. To nie było tak, ze ludzie przyjechali autokarami i zrobili sobie w mieście Hanny Gronkiewicz-Waltz piknik, witani nieżyczliwymi spojrzeniami. Nie tym razem.

Byłem też na poprzednim marszu w kwietniu i widzę jak zmienił się stosunek ludzi z tych knajpek do manifestantów, poprzednio wrogi, kpiarski, teraz był zupełnie inny. Pewna agresja, ze strony typu żuli, oczywiście też była. Widać, że niektórzy ludzie w swojej nienawiści do PiS-u i ojca Tadeusza Rydzyka wymagają nie tyle psychoanalizy, co egzorcyzmów. Widziałem tam rzeczywiście takich trzęsących się, bluzgających straszliwie pod nosem.

Publicysta zwrócił uwagę na bezradną reakcję władzy na tak wielką i spokojną zarazem manifestację:

 

Miarą, że coś się stało ważnego było pogubienie straszliwe Platformy Obywatelskiej. Żartem pytaliśmy z kolegami - kto ukradł Igora Ostachowicza, kto porwał tych sławnych pijarowców, tych magików? Przecież przez kilka dni strona oficjalna kompletnie nie potrafiła nic powiedzieć. Wypuścili biednego europosła Protasiewicza, który przez kilka dni we wszystkich możliwych programach robił z siebie lebiegę. I jakby wszystkim naszym sławnym niezależnym dziennikarzom zabrakło esemesa z przekazem dnia. Nie bardzo wiedzieli co powiedzieć, głównie zajmowali się dywagowaniem kto tych ludzi wyprowadził, czy bardziej Kaczyński czy bardziej ojciec Duda.

Wychodziło im, że ojciec Rydzyk czyli niedobrze. A ja powiem tak: tych ludzi wyprowadził oczywiście Donald Tusk. To jest jego wielki sukces żeby zjednoczyć partię, związek zawodowy i słuchaczy. Ponieważ ci wszyscy ludzie zadali sobie mnóstwo fatygi żeby pokazać, że naprawdę mają dosyć takiego stylu uprawiania polityki. Dosyć tej pogardy dla ludzi.

Politolog profesor Wawrzyniec Konarski uznał marsz za dowód rozczarowania do dziedzictwa Solidarności:

Rozczarowania, że nie spełniono pewnego marzenia, pełnego snu. Ci, których się dzisiaj za to obwinia, są z tego obozu, z tego nurtu. Dwie główne grupy zawodowe, które stworzyły rewolucję ówczesnego czasu, myślę o stoczniowcach i górnikach, są dzisiaj w kompletnym rozbiciu. To klasyczne pożarcie przez rewolucję je dzieci

- mówił.



Dodał:

Rząd wedle protestujących jest rządem nieudolnym. Ale Platforma jest przede wszystkim partią nieideologiczną, jest partią kartelem. To jest pogląd jaki od dawna lansuje. To partia, przez to, że jest oligarchiczna, jest traktowana jako zawłaszczająca sferę publiczną. To wszystko musiało się wylać.

Ale mówmy o tym także w kategoriach politycznych. To jest akcja nieposłuszeństwa cywilnego czyli bardzo stara metoda walki politycznej, rządy przez to mogą upadać. Co jest rzeczą bardzo istotną tego typu protesty w warunkach polskich są z perspektywy zewnętrznej nierozumiane, bo Polska jest postrzegana jako kraj sukcesu gospodarczego.

Na te słowa zareagowała prof. Staniszkis:

Ta perspektywa postrzegania Polski jako kraju sukcesu gospodarczego jest jednak w kręgach niezbyt uważnie Polskę obserwujących. Nawet wśród urzędników Unii Europejskich jest świadomość, że rządzi w Polsce kartel Platformy, która zamiast tworzenia odważnej wizji rozwojowej, kolonizuje własne społeczeństwo.

Jedyną rezerwą jaką dostrzega ta ekipa jest obniżanie standardów społecznych.

I zwróciła uwagę na wątek potem mocno w dyskusji wracający:

Ludzie z którymi rozmawiałam podkreślali rządzenie strachem, to co się dzieje na przykład w środowisku nauczycielskim. Zamiast wykorzystać niż demograficzny żeby nauczyciele podnieśli swoje kwalifikacje zwalnia się wedle klucza politycznego.


Ziemkiewicz dodał:

Ludzie z Zachodu patrzą tam gdzie chcą patrzeć. Są rankingi profesjonalne na których jesteśmy na tragicznych miejscach.

Dotąd Polacy się dowiadywali z zachodnich mediów, że u nas jest dobrze. To było legitymizacją obecnej władzy, że Zachód chwali, że Tusk jest klepany po plecach, że Kaczyński jest nielubiany. Moim zdaniem to właśnie przestało działać.

Profesor Staniszkis:

Dostrzegłam tam jeszcze jedną analogię z solidarnością. W tamtym ruchu był moment kiedy ludzi odkrywali w sobie gotowość do powiedzenia nie. Nazywali to godnością. I potem dalsza walka to była obrona cząsteczki nowej, tego elementu moralnego. I coś takiego było w tym marszu. Ci ludzie mieli świadomość ryzyka, bali się rozpoznania w swoich środowiskach. Widziałam jak reagowali na fotografowanie, a jednocześnie chcieli bronić tego co w nich powstawało, obywatelskości.

Ostatnie lata to była dla większości konsumpcja, nie za duża, raczej walka o przetrwanie, emigracja. A tu pojawia się, że jeszcze potrzebne jest coś wspólnego. To tworzy fundament wielkiego marszu, odbudowania społeczeństwa obywatelskiego w sensie odpowiedzialności za coś więcej niż własne losy. To się czuło w tych rozmowach.


Rafał Ziemkiewicz:

Do ludzi dociera, że sąd wypuszcza mafię pruszkowską o której każde dziecko wie, że to mafia, a zamyka człowieka który robi sobie żarty z prezydenta. Że władza na najwyższym szczeblu, co pokazała sprawa ekshumacji smoleńskich, kłamie bezczelnie w żywe oczy, kpi sobie z ludzi.

I dla mnie symboliczne są te zdjęcia ze stadionu - premier rządu polskiego, sędzia sądu apelacyjnego, trzech ważnych prokuratorów kibicują. Jak się oni zachowują? Ten sędzia, który kibicuje i pokazuje tak zwanego "fucka" drużynie przeciwnej! Na Boga, jak można szanować takie elity!? Rządzą nami jacyś menele, żule, dresiarze  poprzebierani w garnitury.

I wmawiają, że oni są elitą, a tu na ulicy są mohery, które mają rzekomo mieć szacunek do tych elit. Ale dlaczego?  Bo sobie kupili lepsze garnitury? Ale gęby zostały te same. I ta dystrybucja szacunku na coraz mniejszą liczbę ludzi oddziałuje.

Jadwiga Staniszkis:

Zwracam uwagę, że na manifestacji było zero agresji, niezwykła była siła tych haseł. One mówiły w sumie: "obudź się Tusku!". I efekt tego już widać, mamy przyspieszenie, to otworzyło pewien zamknięty kanał.


Ziemkiewicz:

W regionach często są mafie, nie dziwię się, że jak ktoś mieszka w małej miejscowości boi się pokazać twarz. A władza, jak w późnym PRL, nie ma żadnej sensownej narracji tylko władzę i siłę.

Staniszkis:

Wydawało się do niedawna, że istnieje przyzwolenie nie tylko na byle jakie państwo, na nieponoszenie odpowiedzialności, ale i na brak wartości w życiu społecznym. Bo zwykli ludzie też wchodzą w ten system, żyją na granicy szarej strefy, to często jedyna możliwość przetrwania dla małych firm.

Pamiętajmy, że to się odbywało dwa dni po tej debacie w Sejmie gdzie ten stopień cynizmu, na granicy nihilizmu, zwłaszcza w wystąpieniach premiera Tuska i pani Kopacz, jednak stworzył nową jakość. Z tych moich rozmów wynikało, że to jest obrona siebie przed tym zarażaniem nie tylko bylejakością, ale i nihilizmem. Strach przed życiem bez wartości i życiem w społeczeństwie w którym wartości przestają być ważne. To jest taki moment obudzenia podmiotowości moralnej.

Tak właśnie jak w sierpniu 1980 roku. To mnie wtedy, w roku 1980 w stoczni irytowało, wydawało się histerią, ale okazało się bardzo ważne. I dziś obserwujemy to samo

- mówiła profesor Staniszkis.

PROGRAM MOŻNA OBEJRZEĆ TU. ZACHĘCAMY!

gim

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.