Nasz wywiad. Tomasz Kaczmarek: Sprawą Michała Tuska i jego pracy dla Marcina P. powinno zająć się CBA. "Mogło dojść do korupcji"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Pan premier wynajął mecenasa Giertycha z zadaniem uciszenia mediów w temacie premierowicza. Jak pan to ocenia?

Poseł Tomasz Kaczmarek, były funkcjonariusz CBŚ i CBA: Odbieram to jako stawianie się przez Donalda Tuska w roli cenzora, widać tu chęć zakneblowania mediów poprzez wytaczanie im procesów. Chodzi o odstraszenie dziennikarzy od sprawy, która ma jeszcze wiele wartych zbadania wątków. Nie można tego zaakceptować, media mają prawo informować o aferze Amber Gold i jej wszystkich kulisach.

 

Jednym z takich wątków jest temat Michała Tuska i jego pracy dla Marcina P. Czy to ważny wątek?

Bardzo ważny. Środowiska pozarządowe podnosiły już kwestie, że w tej aferze mogło dojść do korupcji. Podzielam tę opinię. Sprawę należałoby potraktować jak na to zasługuje i dokładnie zbadać. Centralne Biuro Antykorupcyjne powinno zająć się tym tematem i wdrożyć dochodzenie. Zwracam uwagę, że pan Michał Tusk prowadząc działalność gospodarczą sprzedał firmie OLT informacje, które pozyskał w czasie wykonywanej pracy w Porcie Lotniczym w Gdańsku. W mojej ocenie zachodzi tu poważny konflikt interesów i sytuacja o możliwym charakterze korupcyjnym. Obecny szef CBA pan Paweł Wojtunik powinien tę sprawę wyjaśnić.

 

To nie były informacje powszechnie dostępne?

Oczywiście, że nie. Nawet logika podpowiada, że nie sprzedaje się informacji powszechnie dostępnych. Michał Tusk pracując w Porcie Lotniczym ma dostęp do danych, które na całym świecie są chronione. Tak z powodów biznesowych, jak i bezpieczeństwa państwa oraz obywateli. Informacje o tym jak zorganizowane są loty, kiedy odbywają się odprawy celne, kontrole graniczne - to wszystko są dane z tego punktu widzenia bardzo wrażliwe. Marcin P. normalną droga nie uzyskałby ich tak łatwo. Podał mu je - jak podawała prasa - na talerzu Michał Tusk. Nie rozumiem jak można teraz udawać, że sprawy nie ma. Jest - i trzeba to zbadać. Także dlatego, że na przykład dzięki takim informacjom Marcin P. mógł na przykład wywieźć bezpiecznie, nie niepokojony kontrolą, złoto czy pieniądze z Polski.

 

Wątek bezpieczeństwa państwa wydaje się ważny. Port Lotniczy to newralgiczne miejsce?

To miejsce chronione szczególnie, przecież wiemy ile przechodzimy kontroli zanim wsiądziemy do samolotu. A tu proszę - premierowicz rozsyła wszystko mejlami ze skrzynki Józefa Bąka. Niepojęte, że on tam nadal jeszcze pracuje.

 

I pytanie jak to się stało, że Marcin P. otrzymał od Urzędu Lotnictwa Cywilnego koncesję na przewozy lotnicze?

Dobre pytanie - do ministra Sławomira Nowaka, też z Gdańska. On nadzoruje ULC. Wiemy już też, że zostało złamanych wiele przepisów prawa. W tym Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego w sprawie wspólnych zasad wykonywania przewozów lotniczych na terenie wspólnoty art. 7 – „potwierdzenie dobrej reputacji”. Wiemy także, iż Marcin P. zobowiązany był dołączyć do wniosku o wydanie koncesji na wykowywane przewozów lotniczych zaświadczenia o niekaralności, danych szczegółowych istniejących i przewidywanych źródeł finansowania oraz przewidywane rachunki przepływów pieniężnych oraz plany dotyczące ich płynności. W mojej ocenie afera ta to nie tylko Amber Gold ale korupcja wśród najwyższych urzędników państwowych.

 

Wracając do samej afery Amber Gold - jaki jeszcze wątek wart jest szczególnego zbadania?

Zwróciłbym uwagę na wątek prania brudnych pieniędzy, co sugerowały media. To poważna sprawa, w takich punktach węzłowych mamy do czynienia z największymi przestępcami. Próbują zalegalizować dochody z brudnych, mafijnych biznesów. Co o tym wiedział Donald Tusk? Od kiedy? Warto pamiętać, że od pewnego już czasu przed wybuchem afery służby specjalne objęły zainteresowaniem Marcina P. i firmę Amber Gold, wciągnęły go do swoich rejestrów. To nie jest błaha sprawa, taka decyzja zapada zwykle na podstawie już poważnych materiałów operacyjnych. Tusk musiał być o tym informowany. Notatka z 24 maja, o której tyle się dzisiaj mówi, była już pewnym efektem podjętych wcześniej działań przez służby. Więc nie mieści mi się w głowie by szefowie służb specjalnych, choćby ustnie, nie poinformowali o zagrożeniu tej skali szefa rządu. Ale to wszystko wyjaśnić może tylko i wyłącznie komisja śledcza.

rozm. gim

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych