Bp Antoni Dydycz o Przesłaniu: "sprawa mówienia o jakichś przełomach to myślę, że nadaje się tu bardziej do jakiejś poezji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Tajemnicę przebaczenia widać najlepiej z perspektywy Ewangelii. Ważne jest, czy obie strony w taki sposób będą do tego podchodzić - powiedział biskup drohiczyński Antoni Dydycz w wywiadzie udzielonym Sławomirowi Jagodzińskiemu dla "Naszego Dziennika". Hierarcha, na terenie którego diecezji znajduje się Grabarka, najważniejsze sanktuarium prawosławne w Polsce, mówił o znaczeniu Wspólnego Przesłania do Narodów Polski i Rosji, podpisanego 17 sierpnia na Zamku Królewskim przez patriarchę Moskwy i całej Rusi Cyryla i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika.

Publikujemy treść wywiadu:

Sławomir Jagodziński: 17 sierpnia w Warszawie zostało podpisane wspólne przesłanie Kościoła katolickiego w Polsce i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej zawierające refleksje na temat pojednania narodów polskiego i rosyjskiego. Jak właściwie odczytać ten gest?

Bp Dydycz: Sądzę, że tutaj trzeba odwołać się do Ewangelii, dlatego że dla nas, ludzi wierzących, wszelkie ważne decyzje powinny mieć swe oparcie w Piśmie Świętym. Mówimy o wspólnej deklaracji dwóch Kościołów chrześcijańskich. Dlatego w tym miejscu powróćmy do wydarzeń z Ostatniej Wieczerzy. Pamiętamy dobrze to najważniejsze życzenie, jakie wypowiedział wtedy Pan Jezus przed swoją męką: abyście byli jedno. Tej sprawy nasz Zbawiciel nie uczynił jakimś dodatkiem do innych spraw, zachowań czy postaw, ale czymś najważniejszym dla wiarygodnej chrześcijańskiej obecności w świecie: "Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu". Ta jedność nie wypływa z jakiegoś unifikowania, koszarowania, ale z miłości, przede wszystkim z miłości do Chrystusa. Nic więc dziwnego, że od samego początku z jednej strony były te siły, które dzieliły chrześcijan, bo diabeł nie śpi, zło daje o sobie znać, z drugiej natomiast w łonie Kościoła zawsze był ten wysiłek, aby łączyć, szukać dróg umacniania czy przywracania jedności. To pokazują dzieje chrześcijaństwa.

Dlatego dziś bardzo istotne jest, aby patrzeć na to wspólne przesłanie Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej z tej perspektywy. Ale w tym wypadku my, Polacy, którzy jesteśmy w swej religijności bardzo maryjni, mamy jeszcze dodatkowy motyw, już nie z historii ogólnochrześcijańskiej, z Pisma Świętego, ale z naszych doświadczeń. U fundamentu tego, co ma się wydarzyć, jest Matka Boża. Otóż przypomnijmy, że pierwszym krokiem na drodze do powstania wspólnego dokumentu była wizyta prawosławnych mnichów z klasztoru w pobliżu Ostaszkowa, którzy w 2009 roku przyjechali na Jasną Górę po kopię obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Ikonę umieścili w klasztorze, gdzie NKWD więziło polskich oficerów, później zamordowanych. I Maryja jako Matka Kościoła zatroszczyła się o to, aby tę atmosferę ocieplić, aby z tego wypłynęło jakieś dobro. Jest jedno zasadnicze pytanie: co my teraz z tym zrobimy? Jak to wykorzystamy? To już będzie zależało i od naszej modlitwy, i od naszego ciągłego przenoszenia się w klimat ewangeliczny. Bo jeśli chodzi o tajemnicę przebaczenia, to jedynie w takiej perspektywie wszystko widać najlepiej, oczywiście nie pomijając absolutnie wielu innych rzeczy. Ważne jest też, czy obie strony w taki sposób będą do tego podchodzić. Ale o tym dopiero się przekonamy...


SJ: Ksiądz Biskup podkreśla kontekst ewangeliczny tego wspólnego przesłania o pojednaniu dwóch narodów chrześcijańskich. Jednak temu gestowi grozi też pewne niezrozumienie.

- Nieporozumienia mogą być, i pewnie będą. Jednak trzeba podkreślić, że jeśli tym wspólnym przesłaniem zajmować się będą czy to historycy, czy politycy, to nie można mieć do nich pretensji. Będą mieć własne opinie i interpretacje tego wydarzenia, i to jest normalne. Z tym, że nie może to dokonywać się w ten sposób, że stanie się to jakimś ograniczeniem dla tej perspektywy ewangelicznej, chrześcijańskiej. Wiedza historyczna nie może nas krępować w podejmowaniu decyzji słusznych i dobrych. Tak samo jak przesłanki polityczne i kwestie państwa nie mogą decydować o tym, w jaki sposób my, jako chrześcijanie, podchodzimy do ludzi. Bo chodzi tu przecież o wspólnotę, a nie o strukturę państwową. Oczywiste jest, że uczciwe wyjaśnianie i historii, i politycznych kwestii nie zaszkodzi, a nawet pomoże, by nasze narody stanęły w prawdzie. Mądre komentarze też są potrzebne, bo ten gest jest również po to, aby głęboko zastanawiać się nad wspólną historią narodów, ich teraźniejszością i przyszłością. Do tego są potrzebni eksperci, specjaliści, którzy czasem będą mieć pewnie też zastrzeżenia, będą stawiać znaki zapytania. O to nie mamy pretensji. Ale to nie może przekreślać ogólnego kierunku, jaki obieramy i który wypływa z Ewangelii.


SJ: Czy obecna polityka władz państwowych, zarówno polskich, jak i rosyjskich, może zaszkodzić wejściu na drogę autentycznego pojednania między narodami?

- Nie musi, ale z doświadczenia wiemy, że może zaszkodzić. Gdyby dzisiejsza polityka kierowała się określonymi zasadami, które służą wyłącznie prawdzie i dobru narodów, nie byłoby takich wielkich obaw. Ale wiemy, że tak nie jest. Dziś świat polityków zależny jest od określonych kierunków i tendencji, pewnych środowisk, szerszych grup i wpływowych osób. Dlatego i w tym wypadku trzeba być ostrożnym. Bo doskonale wiemy, że nie żyjemy w epoce, w której zdecydowana większość środowisk politycznych kierowałaby się w 100 procentach motywacjami ewangelicznymi. Dlatego nie możemy być spokojni zarówno w tej, jak i w innych ważnych dla chrześcijan sprawach. Znamy wiele przykładów, które ukazują, że polityka współczesna czasem niemal za punkt honoru bierze sobie to, aby oddalać się od Kościoła czy od chrześcijaństwa. Takim środowiskom próba jednoczenia się wyznawców Chrystusa przeciw np. różnym formom ateizacji nie będzie na rękę.


SJ: Czy nie uważa Ksiądz Biskup, że np. sygnatariuszami takiego przesłania do narodów polskiego i rosyjskiego, oprócz Kościoła katolickiego w Polsce i Cerkwi prawosławnej, powinien być też Kościół katolicki w Rosji?

- Sądzę, że nie wszystko da się załatwić od razu i jedną inicjatywą. Być może ci, którzy prowadzili te rozmowy, doszli do wniosku, że w tej chwili jesteśmy w stanie jedynie w takim układzie dojść do określonego porozumienia. Dlatego postanowiono tak, a nie inaczej. Jasne, że gdyby w tym wszystkim uczestniczył Kościół prawosławny w Polsce oraz wspomniany Kościół katolicki z Rosji, to na pewno ten gest miałby jakiś większy ciężar gatunkowy. Ale pamiętajmy, że robimy to w duchu, jakim nauczył nas bł. Jan Paweł II, nawet małymi krokami, ale trzeba iść ku dobru. Idziemy w tym kierunku, mając nadzieję, że to będzie stopniowo owocowało i w przyszłości będzie można poszerzyć tę inicjatywę, troszeczkę więcej zaorać tego ugoru.


SJ: Mówimy o narodach polskim i rosyjskim, a czy ten gest wspólnego przesłania zbliży prawosławnych i katolików? Jak to wygląda z perspektywy diecezji drohiczyńskiej, gdzie w wielu miejscach żyją obok siebie?

- Na co dzień nie odczuwamy większych problemów, bo wśród jednych i drugich możemy znaleźć ludzi na wysokim poziomie moralnym, i to nas bardzo cieszy. Oczywiście, wśród jednych i drugich można zawsze znaleźć też takich, którzy - powiedzmy - dołują sprawy sumienia, ale tym się nie zrażamy. Niewątpliwie nauczanie bł. Jana Pawła II, także to z drohiczyńskiej ziemi, wniosło swój wkład we wzajemne stosunki. "Miłość powinna nakłaniać nas do wspólnego przemyślenia przeszłości, by zdecydowanie i odważnie iść drogą ku jedności" - nauczał Ojciec Święty. I to jest naczelna zasada jakiegokolwiek zbliżenia i pojednania, ewangeliczna miłość bliźniego. My jesteśmy od jej wcielania w życie i konkretyzacji. Wiadomo, że zawsze potrzebna jest wola dwóch stron. Ja nie mogę odpowiadać za stronę prawosławną, ale uważamy, że my ze swej strony robimy bardzo dużo, aby być blisko. Nie ma większych konfliktów, które dotyczyłyby wiary. Owszem, może coś czasem wypłynąć od strony Liturgii, bo ona jest trochę inna, związana z odmienną kulturą, ale to musimy wzajemnie uszanować.


SJ: Czy skierowanie przez patriarchę Cyryla i abp. Józefa Michalika przesłania do Rosjan i Polaków słusznie nazywane jest przełomem w relacjach między naszymi narodami?

- Sprawa mówienia o jakichś przełomach to myślę, że nadaje się tu bardziej do jakiejś poezji. Dlaczego? Gdyż każda dziedzina dotycząca takiej kwestii jak wybaczenie win, pojednanie, stanięcie w prawdzie związana jest ostatecznie z każdym człowiekiem z osobna, który sam ostatecznie w swym sercu decyduje zupełnie niezależnie. I dopiero to, a nie jakieś rozwiązania, powiedzmy grupowe, czynią przełomy! Sprawa tych rozmów między Cerkwią prawosławną a Kościołem katolickim ma dotyczyć dobra ludzi, jednostki. Przecież zostawiamy każdemu pełną wolność, nikt nikomu nie będzie niczego narzucać. Dlatego w tym momencie, w jakim się znajdujemy, nie widzę takich okoliczności, aby mówić o przełomach. To nie ma sensu. Bo co z tego, że jedna inicjatywa wyjdzie dobrze, gdy za jakiś czas może przyjść jakaś kwestia, z którą będzie już inaczej. Życie to nie jest coś statycznego.

Szanujmy więc to, co się udaje, starajmy się eliminować przyczyny wrogości i ewentualnych konfliktów. W przypadku prawosławnych i katolików nie ma ich dużo. Od strony dogmatycznej nie ma wielkich różnic. Starajmy się do siebie podchodzić w duchu ewangelicznym, czyli duchu wrażliwości na drugiego człowieka, skłonności do przebaczania, do wychodzenia naprzeciw. Staram się tak postępować w mojej diecezji i nie widzę ze strony prawosławnych jakiejś opozycji do tego, a jest wprost przeciwnie.


SJ: Jednak o wiele trudniej jest poruszać się na płaszczyźnie historycznej, bo zbyt wiele krzywd i niesprawiedliwości nie zostało w relacjach pomiędzy Polakami i Rosjanami wyjaśnionych...

- To jest problem dla historyków, bo prawda jest absolutnie niezbędna i kluczowa. To nie oznacza, że przy każdym spotkaniu musimy to wszystko zaraz przywoływać. Żeby zrozumieć wszystkie problemy z dawnej i bliższej historii, których jest wiele i które są czasem bardzo skomplikowane, trzeba dobrej woli i czasu. Na pewno nie można zapomnieć o historii, nawet tej najtrudniejszej. Bo co innego przebaczyć, a co innego zapomnieć. Gdy Ojciec Święty Jan Paweł II był w Drohiczynie, to wyraźnie powiedział, że musimy nasze relacje budować na prawdzie, bo tam, gdzie nie ma prawdy, trudno mówić o miłości. Mamy też wielu świadków takiej postawy. Niestrudzony w walce o prawdę, o pamięć był śp. ks. Zdzisław Peszkowski, kapelan Rodzin Katyńskich i pomordowanych na Wschodzie. Pamiętał i wybaczał. W świadectwach osób, które przeżyły zesłania, wiele wycierpiały na Wschodzie, jest prawda o katuszach, jakich doznawali, ale w tych wspomnieniach nie ma nienawiści. Takich ludzi mamy tysiące. Ci, którzy doświadczali wielu okropności, potrafili odróżniać jakiś naród od różnego rodzaju aparatu władzy, reżimów i dostrzegać w wielu prostych ludziach cechy pozytywne.


SJ: Katolicko-prawosławne przesłanie ma zwrócić uwagę na wyzwania, jakie wierzącym w Chrystusa stawia dziś laicyzująca się Europa...

- Możemy mówić o wspólnym zadaniu obrony chrześcijaństwa, ale w gruncie rzeczy chodzi tu o obronę człowieka. Chrześcijaństwo nie jest dla siebie samego, ono jest na służbę ludziom. Uważam, że podjęcie tych wyzwań to najlepsza z metod na pojednanie. Zbliżyć się w oparciu o te same zadania. Postawić tamę tej laicyzacji negatywnej, która wypiera chrześcijańskie wartości. Ta laickość jest dziś nietolerancyjna, zmierza do totalitaryzmu, aby eliminować praktyki i wszystko to, co związane jest z życiem religijnym, z życia publicznego. Spojrzenie nie tylko wstecz, ale i w przyszłość to dobra droga. Bo może ukazać siłę chrześcijaństwa i jego wiarygodność wynikającą z jedności.

KAI/Prej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych