Z polskich pałaców, dworów i kościołów w czasie potopu szwedzkiego najeźdźcy wywieźli tysiące dzieł sztuki, ksiąg i kosztowności. Szwedzka grabież pozbawiła nas najcenniejszych dóbr
- uważa dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie prof. Andrzej Rottermund.
Paradna zbroja króla Zygmunta Augusta; portret Jana Kazimierza pędzla Daniela Schultza; popiersia Jana Kazimierza i Ludwiki Marii dłuta Giovanniego Francesco Rossiego; chorągwie wojskowe; portret przyszłego Władysława IV z warsztatu Petera Paula Rubensa; miecz przypasany mu przez papieża Urbana VIII - to przykłady polskich obiektów utraconych podczas potopu szwedzkiego, które znajdują się w szwedzkich zbiorach królewskich i państwowych.
Z inwentarza Zamku Królewskiego w Sztokholmie, sporządzonego w 1656 r., wynika, że najeźdźcy zabrali z Warszawy ok. 200 obrazów, kilkadziesiąt dywanów i namiotów tureckich, instrumenty muzyczne, meble, brązy, marmury, chińską porcelanę, broń, tkaniny, książki i rękopisy.
Warszawa w czasie potopu szwedzkiego ucierpiała najbardziej. Najeźdźcy zdobyli i złupili miasto trzykrotnie, zabierając z jego zamków i pałaców wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Ich łupem padły nie tylko dobra kultury, ale podobno także wyrywane ze ścian framugi czy suknie pokojówek. Szwedzkie wojsko ogołociło też z całego wyposażenia zamek Lubomirskich w Wiśniczu, zdobycze wywożąc na 150 wozach.
Z zagrabionych przez Szwedów dóbr do naszego kraju nie powróciło prawie nic. Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie prof. Andrzej Rottermund przypomniał o unikatowym fryzie przedstawiającym wjazd Konstancji Habsburżanki do Krakowa, który przekazał Polsce w formie daru premier Szwecji Olof Palme w 1974 r. Ten dekoracyjny pas długi na 15 m można oglądać obecnie na Zamku Królewskim w Warszawie. W szwedzkich zbiorach można znaleźć inne pamiątki po ślubie austriackiej księżniczki z Zygmuntem III w 1605 r., m.in. bogato zdobioną uprząż oraz chorągiew, przedstawioną zresztą na fryzie.
Prawnicy twierdzą, że niezgoda na kradzież dóbr kultury podczas wojen, choć niezapisana, obowiązywała już w doktrynie wojennej z XVII w. Według nich daje to Polsce prawo do domagania się zwrotu dóbr kultury zrabowanych przez Szwedów, zwłaszcza że klauzulę zobowiązującą do tego zawarto w traktacie pokojowym, podpisanym w Oliwie w 1660 r.
Gdybyśmy chcieli tę doktrynę zastosować, to by Luwru nie było
- powiedział prof. Rottermund. Według niego literalne traktowanie doktryn prawnych doprowadziłoby do zburzenia porządku w muzealnictwie na świecie. Restytucja byłaby też trudna do przeprowadzenia ze względu na opór instytucji.
Profesor nie jest też do końca pewien, czy nakaz zwrotu zapisany w traktacie oliwskim dotyczy wszystkich dóbr kultury czy tylko dokumentów.
Strasznie trudno jest coś stwierdzić do końca na podstawie paragrafów, ponieważ one są do interpretowania
- powiedział.
Dyrektor Zamku Królewskiego nie przekreśla jednak szans na odzyskanie poloników ze szwedzkich zbiorów królewskich i państwowych.
Być może w pewnym momencie społeczeństwa dojdą do przekonania, że rzeczy kradzionych nie powinno się wystawiać we własnych muzeach
- podkreślił. W opinii profesora ogromną wagę do kwestii własności przywiązują muzea w Stanach Zjednoczonych, reszta może pójść za ich przykładem.
Prof. Rottermund podkreślił, że Szwedzi nie ukrywają proweniencji dzieł, które znajdują się w zbiorach królewskich i państwowych. Dokładna liczba łupów wojennych nie jest jednak znana.
Ziemią nieznaną są zbiory prywatne
- powiedział dyrektor zamku. W Szwecji wciąż żyje wiele rodów
arystokratycznych, których rezydencje są skarbnicami o niezbadanych zasobach.
Tam mogą znajdować się łupy wojenne, bo gdy jakaś rodzina pozyskała dzieło w poł. XVII w., to prawdopodobnie do dziś je posiada
- wyjaśnia profesor.
Przed wiekami na polskich dworach zatrudniano artystów z zagranicy. Polskim możnowładcom nie zależało na zatrudnianiu rodzimych artystów, których zresztą nie było zbyt wielu, lecz na sprowadzeniu sławnego nazwiska z zagranicy. Wielką renomą cieszyli się szczególnie architekci i malarze włoscy. Dlatego w przypadku niektórych dóbr kultury, które znalazły się w Szwecji wskutek grabieży, trudno jest orzec, z jakiego kraju zostały wywiezione. Obok polskich łupów wojennych w szwedzkich kolekcjach znajdują się przecież także dobra zagrabione w czasie najazdów na inne kraje.
Załóżmy, że znajdujemy w jakimś szwedzkim domu bardzo piękny wyrób ze srebra warsztatu jednego z najznakomitszych renesansowych płatnerzy Kunza Lochnera z Norymbergii. Być może on jest polską własnością, ale bez dokładnego opisu nie możemy tego udowodnić
- mówił profesor.
Dzieła sztuki związane z polską kulturą trafiły do szwedzkich zbiorów nie tylko w wyniku grabieży. Wazowie rządzili Polską i Szwecją przez niemal dwa stulecia, związki dynastyczne między oboma państwami dawały więc wiele okazji do wymiany dyplomatycznych darów.
Jest bardzo trudno orzec, czy dany obiekt rzeczywiście jest owocem grabieży
- powiedział prof. Rottermund.
Do Szwecji w czasie potopu szwedzkiego trafiły też przedmioty zagrabione wcześniej przez Polaków, m.in. chorągwie kozackie.
W 2002 r. szwedzkie łupy wojenne można było oglądać na wystawie "Orzeł i Trzy Korony. Sąsiedztwo polsko-szwedzkie nad Bałtykiem w epoce nowożytnej" na Zamku Królewskim w Warszawie. Szwedzi wypożyczyli wówczas polonika, które mają w swoich zbiorach, potem obiekty powróciły na drugi brzeg Bałtyku.
PAP/mall
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137800-prof-rottermund-szwedzka-grabiez-pozbawila-nas-najcenniejszych-dziel-sztuki-ksiag-i-kosztownosci