Szkodliwa prezydentura, czyli grzechy główne Bronisława Komorowskiego

fot. PAP
fot. PAP

Żaden z prezydentów ostatniego 20-lecia nie miał tak życzliwego nastawienia do siebie największych mediów, jak Bronisław Komorowski. A mimo to w drugą rocznicę jego prezydentury nie widać jakoś fajerwerków. To w pełni zrozumiałe. Nie ma bowiem powodów, by rozpływać się w zachwytach nad nim i nad tym, co zrobił. Odwrotnie. W ciągu dwóch lat Komorowski zdążył zapisać na swoim koncie tyle złych posunięć, że jego prezydenturę można uznać za szkodliwą dla Polski – pisze Jerzy Jachowicz na łamach "Gazety Polskiej Codziennie".

Jego zdaniem wbrew deklaracjom, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, Bronisław Komorowski nadal wiernie służy partii, która wprowadziła go do Pałacu Prezydenckiego. I jak zaznacza  w artykule, podsumowującym dwuletnie rządy prezydenta, to właśnie stanowi jego największy grzech.

Jeśli do tego dodamy najróżniejszego rodzaju kompromitujące wpadki, z których część znajdzie się w szkolnych czytankach, to będziemy mieli pełen, niestety ponury, obraz jego dorobku

– podkreśla Jachowicz.

Publicysta przypomina w jakich okolicznościach Komorowski obejmował władzę. A było to bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej, gdy ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie wróciło jeszcze do kraju, ani nawet nie było oficjalnego potwierdzenia jego zgonu.

Mniej więcej dwie godziny po tragedii do Andrzeja Dudy, ówczesnego ministra w Kancelarii Prezydenta, zadzwonił pełnomocnik Komorowskiego, wtedy marszałka Sejmu, że za kilkadziesiąt minut marszałek zamierza objąć stanowisko prezydenta i dokonać zaprzysiężenia

– przypomina autor artykułu.

Jego zdaniem najbardziej prezydenta Komorowskiego – i cały obóz związany z PO – obciąża jednak wypowiedziana przezeń na samym początku prezydentury wojna z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.

Jej skutki są dla kraju dramatyczne i będą trwały jeszcze wiele lat. Ten konflikt na długo podzielił Polskę. I na początku, i dziś prezydent robi wszystko, aby ten podział Polaków utrzymać i umacniać

– pisze Jachowicz.

I zaznacza, że w sporze o krzyż nieubłaganie wyszła na jaw małostkowość Komorowskiego.

Nie mógłby zapewne znieść pod oknami widoku krzyża, przed którym przechodzący zatrzymywaliby się na chwilę, a niektórzy, o zgrozo, być może stawialiby tam znicz lub składali kwiaty. I każdy myślałby o niedawnym lokatorze, o którym obecny gospodarz prezydenckiego lokalu mówił lekceważąco po strzelaninie w Gruzji w pobliżu samochodu Lecha Kaczyńskiego: „Z 30 metrów nie trafić w samochód to trzeba ślepego snajpera”.

– przypomina.

Za szczególnie haniebny owoc  prezydentury Komorowskiego Jachowicz  uznaje ustawę o zgromadzeniach.  Zgodnie z nią to urzędnicy będą teraz decydowali, które demonstracje będą legalne, i dyktowali warunki, na jakich będą mogły być organizowane.I w tej sprawie, jak podkreśla publicysta, prezydent kompletnie zignorował protesty wielu pozarządowych instytucji broniących praw człowieka.

ansa/GPC

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.