Oferta dla lemingów. Piotr Zaremba analizuje w "Rzeczpospolitej" możliwości pozyskania części z nich przez polską prawicę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl, autor okładki tygodnika Michał Korsun
fot. wPolityce.pl, autor okładki tygodnika Michał Korsun

Do głośnej dyskusji o "lemingach", zapoczątkowanej sławnym już tekstem Roberta Mazurka pt. "Alfabet Leminga" wraca w "Rzeczpospolitej" Piotr Zaremba, publicysta "Uważam Rze". Autor analizuje dotychczasową debatę, która do białości rozgrzała zarówno prawą, jak lewą stronę sceny dziennikarskiej. Z jednej strony oburzenie "obrońców lemingów" - według nich najbardziej rzutkiej i przedsiębiorczej grupy młodych Polaków - którzy nie zrozumieli satyry Mazurka, z drugiej atak na Krzysztofa Kłopotowskiego, który próbując niuansować status "młodych, wykształconych z dużych miast" naraził się na gromy po prawej stronie.

Piotr Zaremba "tłumaczy więc dowcip" Mazurka - wskazując, że ci sami, którzy dziś potępiają Mazurka, uważali wulgarne żarty Wojewódzkiego i Figurskiego za dopuszczalne, choć w odróżnieniu od obu skandalistów, Mazurek zakpił sobie z grupy społecznie silnej i co więcej bez cienia wulgarności ani okrucieństwa.

Zaremba wyjaśnia więc, zaniepokojonym tekstem Mazurka młodym konserwatystom, czy pochodzącym ze wsi, że to nie z nich śmiał się "pogromca lemingów".

Nie, nie o was. I nie o wszystkich przedsiębiorczych. Pierwszą cechą lemingów jest totalna skłonność do przyjmowania gotowych wzorów z całkowitym odrzuceniem własnej przeszłości i własnych doświadczeń. Niektórzy podejrzewali autora o szyderstwa z ludzi z prowincji, którzy dorobili się czegoś własną pracą. I znowu pudło: Robert Mazurek sam jest jednym z takich ludzi. On opisał tych, którzy wstydzą się własnych korzeni. Którzy mają nieustannie wrażenie, że im słoma wystaje z modnych półbutów, więc udają, przedrzeźniają, małpują. Wśród przyjmowanych w ramach tego małpowania „wartości" są również polityczne slogany rodem z TVN-owskiego „Szkła kontaktowego".

Zaremba przyznaje jednocześnie, że określenie lemingów jako "zdyscyplinowanych odbiorców cudzych mądrości, którzy nie filozofują, nie dzielą włosa na czworo, a chłoną opinie swoich liderów, choćby mówili rzeczy wewnętrznie sprzeczne albo nieustannie zmieniali zdanie" odnosi się również do części sympatyków prawicy.

Masa sympatyków prawicy, ba, intelektualistów i polityków tego obozu, nie jest wolna od stadnych odruchów i psychoz. Uprawiają na potęgę moralność Kalego, wychwalają swojego przywódcę (Jarosława Kaczyńskiego), nie dostrzegając jego błędów i złych postępków. Okładają po głowach w bardzo niemądry sposób, także tych, którzy nie są ich przeciwnikami, a nie zgadzają się z jakimś jednym czy drugim szczegółem. Pod tym względem są nawet bardziej zaciekli niż lemingi, bo poczucie bycia w mniejszości, więc własnego zaszczucia, popycha ich do sekciarstwa. Doznał tego na własnej skórze i Krzysztof Kłopotowski. Lżony w Internecie jako rzekomy oportunista przez ludzi, którzy nie rozumieją, czym jest wolna wymiana myśli.

Publicysta "Uważam Rze" widzi jednak zasadniczą różnicę między nimi a "klasycznymi lemingami" - postawie, która ukształtowała się już u zarania III RP.

Szeroko rozumiana prawica zachęcała, aby zaglądać za kulisy nowo powstającego państwa, aby dostrzegać tam niejawne układy i zakulisowe interesy. Tak zwany obóz modernizacji wolał słodki idiotyzm wiary w automatyczny postęp. Mamy demokrację, mamy rynek, więc jest byczo tak wyglądała ta filozofia. A afery, a żerowanie na państwie? Wymysły oszołomów.

Ten podział, zdaniem Zaremby, jest podstawą podziałów dzisiejszych, nawet jeśli pewne dylematy zniknęły albo się zasadniczo zmieniły.

Dochodzi do tego coś jeszcze: stosunek obu stron do własnego państwa i społeczeństwa. Ci, „co chcą wiedzieć", własne państwo i panujące w nim stosunki dziś demonizują. A sami skłonni są ulegać rewolucyjnemu myśleniu.

Z kolei lemingi w sposób brutalny dyskredytują tę część społeczeństwa, która nie pasuje do ich wizji modernizacji, a którą traktują z rasistowską logiką jako klasę niższą.

Otóż w dzisiejszych warunkach wolę nieraz i tromtadracką rewolucyjność niż zapisywanie samych siebie do rasy panów. Ta pierwsza postawa prowadzi nieraz do opowiadania głupstw, bywa też autodestrukcyjna. Ale to ta druga jest głęboko niemoralna (choć zastrzegam dotyczy to tylko niektórych lemingów, nie mówiąc już o całej polskiej klasie średniej itd.)

- podkreśla różnice między obu grupami publicysta, i konkluduje, że prawica nie ma pomysłu na jakąkolwiek próbę przeciągnięcia choćby części lemingów na swoja stronę. I przyznaje rację prof. Andrzejowi  Zybertowiczowi, że

znalezienie drogi do duszy przynajmniej części lemingów to jego zdaniem warunek równorzędnej walki polskiej prawicy o władzę i rząd dusz w Polsce.

Niestety, dziś wydaje się ona bardziej niezdolna do tego niż kiedykolwiek. Rewolucyjne sekciarstwo, wyrażone myślą poety Jarosława Rymkiewicza, o 30 proc. polskich patriotów i reszcie, o którą nie warto zabiegać, zdaje się przysłaniać jakikolwiek inny kierunek myślenia tego obozu. Nie twierdzę, że Jarosław Kaczyński przyjął myśl Rymkiewicza. Twierdzę, że próbuje zbyt nieśmiało tę intencję (uprawnioną w ustach poety, samobójczą, gdy można ją przypisać politycznej partii) równoważyć. Nie zwalajmy wszystkiego na medialny przekaz, skoro kontroferta jest nie tylko zagłuszana, ale także ubożuchna, skierowana nieomal wyłącznie do wewnątrz, do swoich, do już przekonanych. W takiej sytuacji zapatrzony w telewizor leming nie ma nawet okazji poczuć się od czasu do czasu nieswojo.

Więcej w rp.pl

CZYTAJ TAKŻE:

Bronię lemingi. Młodzi, wykształceni z dużych miast nadają Polsce dynamikę. To drożdże tej ziemi, a nie samobójcze stado

Bronisław Wildstein specjalnie dla wPolityce.pl: Sól ziemi czy lemingi (w odpowiedzi Krzysztofowi Kłopotowskiemu)

Obrona lemingów, odpowiedź Wildsteinowi. Szyderczy alfabet sprawia wrażenie ataku konserwatystów na wymarzony przez pokolenia Polaków postęp cywilizacyjny
kim, "Rzeczpospolita"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych