Orwell po polsku. Ewa Stankiewicz o podobieństwach sytuacji w Polsce do orwellowskiego świata z „1984”

fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

Charakterystyczna scenka z udziałem polskiego dziennikarza "jednej z największych prywatnych stacji radiowych", jak zaznacza Stankiewicz.

Przepraszam, że zadałem Panu to pytanie

– tłumaczy się dziennikarz przed ministrem spraw wewnętrznych Jackiem Cichockim,

- to nie były moje pytania, kolega mnie naciskał, żeby je zadać.

A dziennikarz spytał się ministra o tak wstydliwą sprawę jak… zdjęcia NATO z katastrofy smoleńskiej.

Dziennikarz nie rozumie, że jego przeprosiny kompromitują nie tylko jego stację, jego jako dziennikarza, ale wystawiają świadectwo fatalnej kondycji i zwyrodnienia misji, jaką jest zawód dziennikarza w Polsce – stwierdza autorka.

Odpowiedź chciałoby znać miliony Polaków, ponieważ większość z nich deklaruje, że nie wie, co się stało w Smoleńsku i obawia się, że tak już zostanie. A ludzie podświadomie czują, że ta wiedza łączy się jakoś z ich własnym bezpieczeństwem.

Mimo to dziennikarz jest zakłopotany, że zadaje takie nieodpowiednie pytanie. Czuje, że musi przeprosić. Nikt mu nie każe, ale on wie, że zrobił coś niewłaściwego. W tej sytuacji można być wdzięcznym, że w ogóle wydusił z siebie to pytanie.

Ewa Stankiewicz porównuje tę sytuację do orwellowskiego świata z „Roku 1984” i zauważa, że takich sytuacji, żywcem wyjętych z tej genialnej książki, możemy zaobserwować dzisiaj w Polsce coraz więcej.

Kiedy widzę Tuska chwalącego się kolejnymi sukcesami, zwłaszcza po Euro, kiedy oddał do użytku 15 proc. zapowiadanych dróg (wydając całą forsę i doprowadzając firmy wykonawcze do bankructwa) przychodzi mi na myśl Ministerstwo Obfitości, które głównie zajmowało się obcinaniem racji żywnościowych i ogłaszało coraz to nowe fałszywe sukcesy w dziedzinie produkcji.

Ale najbardziej symptomatyczne zjawisko rodem z „1984” to znikający ludzie.

Tak się składa, że znikają ci, którzy są krytyczni wobec władzy. Znikają w różny sposób: niektórzy fizycznie pod pozorem samobójstw, niektórzy mają więcej szczęścia, bo znikają tylko z przestrzeni publicznej: z telewizji, radia, estrady, przyjęć.

Dodaje, że u Orwella tak samo znikali z dnia na dzień osoby, które podpadły systemowi a Ministerstwo Prawdy natychmiast „poprawiało” historię, wymazując tych dysydentów.

Nie wiem, czy ekipa Tuska nie czerpie inspiracji z metod podpowiedzianych przez Orwella. Niedawno Graś bodajże zadekretował, że pan premier nigdy nie kłamie. Już sam fakt takiego ogłoszenia przywodzi na myśl atmosferę kraju Wielkiego Brata. Zgodnie z orwellowskim absurdem pan premier Tusk, jak mało kto w Polsce, znany jest przecież właśnie z kłamstwa.

Ale dziennikarze nawet nie próbują podważyć tej śmiesznej tezy. Jej zakwestionowanie byłoby bowiem, tak jak u Orwella – zbrodniomyślą, za którą należy się kara.

To też jest cecha, która łączy III RP z reżimem pokazanym przez Orwella. Niestosowne myśli i czyny, które grożą śmiercią publiczną czy fizyczną. Ludzie sami z siebie pilnują się, by myśleć poprawnie.

I na koniec – sterowanie nienawiścią, również żywcem wyjęte z Orwella.

Nienawiść do Kaczyńskiego to wyhodowany przez specjalistów emocjonalny odbiornik, którym bardzo łatwo można sterować, niczym pilotem. Rzesze lemingów niemające żadnych informacji, żadnych argumentów, bez refleksji demonstrują swoją wyższość i pogardę. Dla nich przecież to oczywiste, że Kaczyński jest zły.. Czy nie uderza Państwa zbieżność z naszą rzeczywistością?

kim/GPC

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych