- wPolityce.pl: Na ostatnim posiedzeniu komisji edukacji omawiali Państwo sprawę podręcznika do historii, który przygotowało wydawnictwo Stentor. Podręcznik, opisywany wielokrotnie przez portal wPolityce.pl, budzi wiele kontrowersji i zarzutów o nierzetelność. Jak Pan ocenia przebieg posiedzenia komisji?
Prof. Ryszard Terlecki: Posiedzenie komisji było poświęcone jednemu podręcznikowi, ponieważ wokół tej publikacji było najwięcej krytyki. Nie oznacza to jednak, że do innych podręczników zastrzeżeń nie zgłaszamy. Na posiedzeniu pojawili się eksperci, zarówno teoretycy, jak i praktycy. Oni przedstawili zarzuty merytoryczne. Członkowie komisji również zgłaszali pewne postulaty. Eksperci przedstawili druzgoczące opinie o tym podręczniku.
- Kto reprezentował wydawnictwo?
Na posiedzeniu obecni byli przedstawiciele władz wydawnictwa oraz osoby redagujące książkę, potem również jeden z współautorów tego podręcznika. Jednak wydawnictwo nie przedstawiło żadnych ekspertyz ani analiz zewnętrznych. Wydawnictwo prezentowało jedynie swój punkt widzenia. W sposób naturalny bronili swojej publikacji przed krytyką.
- Udało się obronić?
Krytyka była miażdżąca. W mediach zarzucano podręcznikowi m.in. jednostronności polityczną. To jest poważny zarzut, ponieważ podręcznik powinien być neutralny polityczne. Ten nie jest. Jednak mimo tego najsilniejsza krytyka dotyczyła błędów merytorycznych, od błędów drobnego kalibru do bardzo poważnych. Odpowiedź na te zarzuty była jedna. Tłumaczono, że nie ma dyskusji, ponieważ podręcznik jest zaakceptowany, a MEN dotrzymało wszelkich procedur w tej sprawie. Były wymagane recenzje, więc resort nie ma sobie nic do zarzucenia. Dyskusja była jednostronna. Eksperci przedstawiali zarzuty, a druga strona zbijała je stwierdzeniem, że resort zaakceptował książkę, więc jest ok. Choć nawet posłowie PO mieli wątpliwości, ostatecznie stanęło na tym, że ważniejsza jest obrona działań resortu edukacji.
- Co ta sytuacja mówi o procedurach związanych z podręcznikami?
To pokazuje, że procedury są wątpliwe. MEN może źle oceniać podręcznik, ale skoro procedury zostały dotrzymane, nic nie można zrobić. On otrzymał dopuszczenie i tyle. To jest nonsens. Dwie osoby z wykształceniem historycznym przesądzają o losie podręcznika, mimo krytyki płynącej ze środowisk akademickich, szkół, czy mediów. MEN rozkłada ręce, mówi, że nic nie zrobi, ponieważ procedury zostały dochowane.
- W czasie posiedzenia komisji padło zapewnienie, że MEN przeanalizuje raz jeszcze procedury dot. oceny podręczników. Pan sądzi, że ta sprawa może mieć jakieś skutki w dłuższej perspektywie?
Na posiedzenie dostarczono nam ostatecznie recenzje z MEN, dotyczące tego podręcznika. Recenzja negatywna miała 16 stron uwag. Dwie recenzje pozytywne to były dwa wypełnione formularze, gdzie znalazły się adnotacje, że autorzy nie znajdują błędów, a podręcznik jest dobry. To może świadczyć o tym, że nie odpowiednio dokładnie zapoznali się z tą publikacją. Wiele rażących błędów rzucało się w oczy w tym podręczniku. Nasi eksperci znaleźli w nim dziesiątki błędów. MEN rzeczywiście deklarowało, że przejrzy te procedury, ale mam wątpliwości, czy cokolwiek to da. Zbyt wielka jest potęga wydawnictw, które zajmują się podręcznikami, by coś się zmieniło w tym obszarze. Wydawnictwa są zbyt silne. Trudno się spodziewać, by Ministerstwo podjęło z nimi jakiś spór, czy wejdzie w konflikt. Interesy przesądzają o tym, jak wygląda ten obszar.
Rozmawiał KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136437-prof-terlecki-dla-wpolitycepl-krytyka-ekspertow-dotyczaca-podrecznika-stentora-byla-miazdzaca-watpie-by-cos-sie-zmienilo