Partia, która "obywatelskość" ma w nazwie, w praktyce woli trzymać obywateli na bezpieczny dystans. Kolejny dowód - z Białegostoku

Jak informuje "Kurier Poranny" mieszkańcy Białegostoku będą mogli wypowiadać się na sesji tylko za zgodą przewodniczącego rady miasta. Nie będzie też już jawnych, imiennych głosowań radnych.

To zmiany, które rządząca PO wprowadziła do statutu miasta.

- To nie jest żaden koniec demokracji, wręcz przeciwnie. Ale demokracja nie może być rozhulana. Jest najlepszym dotychczas wymyślonym systemem, ale to nie znaczy, że wszyscy naraz mówią. Ktoś musi kierować dyskusją i udzielać głosu - mówi w rozmowie z "Kurierem" Włodzimierz Kusak, przewodniczący białostockiej rady.

Jak podaje "Kurier Poranny", do tej pory mieszkańcy mogli występować podczas sesji, jeśli poprosił o to przewodniczący dowolnego klubu radnych. Tak stało się m. in. w czasie debaty związanej z podwyżkami czynsów.

Przeciwko zmianie statutu zagłosowała opozycja. PO przeforsowała jednak zmiany:

Jestem oburzony, bo uważam, że partia, która głosi, że jest po stronie obywateli, czyli PO, robi wszystko, aby białostoczanie nie mogli zabierać głosu na sesji. Dotychczasowe doświadczenia z przewodniczącym są takie, że bardzo niechętnie udziela głosu osobom, które nie są radnymi - komentuje Rafał Rudnicki, szef klubu PiS.

Tak więc teraz głosu mieszkańcom na sesji będzie mógł udzielać wyłącznie przewodniczący rady.

Podczas sesji zdecydowano również, że nie będzie już jawnych i imiennych głosowań, przy których radny wstaje i głośno mówi: jestem za albo jestem przeciw. Głosowanie odbywało się będzie elektronicznie.

CZYTAJ TAKŻE: Sejm, na wniosek prezydenta zaostrza prawo o zgromadzeniach. "Zakładacie kaganiec demokracji, zakładacie kajdanki demokracji. Wstydźcie się"

Sil

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych