Niesamowite! Poruszające! O pani Ali, która przegoniła ekipę próbującą zdjąć logo Solidarności zasłaniające napis „im. Lenina”

Fot. PAP/Adam Warżawa
Fot. PAP/Adam Warżawa

Aleksandra Olszewska, sprzedawczyni pamiątek w kiosku przy bramie nr 2 Stoczni Gdańsk przegoniła 28 maja ekipę, która chciała zdjąć logo Solidarności zasłaniające napis „im. Lenina”. Sprawę obszernie opisuje "Tygodnik Solidarność" w najnowszym wydaniu.


Czytamy:

W Gdańsku nikogo nie dziwi bojowa postawa 84-letniej kobiety. Aleksandra Olszewska od 30 lat pilnuje Pomnika Poległych Stoczniowców. W stanie wojennym nie bała się zomowców i układała pod Trzema Krzyżami czwarty, z kwiatów. Wraz z jeszcze trzema osobami była wówczas gospodarzem placu Solidarności.

30 maja legendarnej strażniczce pamięci Solidarności kwiaty wręczył Piotr Duda, przewodniczący związku. Umieściła je na bramie stoczni.

Z całego serca w imieniu Solidarności dziękuję, że pani własną, nie służbową miotłą ich pogoniła. Mam nadzieję, że uda się obronić stocznię Solidarności. W razie czego, proszę dać znać

– dziękował przewodniczący.. Piotr Duda od początku krytykował władze Gdańska za zmianę bramy, podobnie Zarząd Regionu Gdańskiego, którego przewodniczący Krzysztof Dośla podczas regionalnego zjazdu (29 maja) zapewnił, że jeśli logo „S” zostanie zdjęte - co zapowiadają władze miasta - związek codziennie będzie wieszał nowe.

W rozmowie z "Tygodnikiem Solidarność" Aleksandra Olszewska mówi m.in.:


Podjechał samochód, myślałam, że chcą podlać kwiaty. Ale podjechali z innej strony. Znam ich, zwłaszcza Aleksandra. Zwróciłam mu uwagę, że nie z tej strony stanęli. A on odpowiedział: Przyjechaliśmy służbowo zdjąć z góry Solidarność. Ja na to: Co, Solidarność? Byliście w Solidarności i teraz przychodzicie zdejmować Solidarność? A on odpowiedział, że mają taki nakaz. Wyciągnęli drabinkę, ubrali się w kamizelki. Powiedziałam: To miejsce jest moje i nie pozwolę, choćby nie wiem co miało się stać. Zapytał: Zrzuci mnie pani? Odpowiedziałam: Tak, jestem gotowa na wszystko i miotłą przyrżnę. Wtedy on zadzwonił do kierowniczki. Ta odpowiedziała, że musi spytać przełożonych. Czekali na odpowiedź, a ja krzyczałam: Nie pozwolę! To jest moje miejsce, ja tu jestem 30 lat. Solidarność to moje życie! Zadzwonili jeszcze raz. I po ponownej rozmowie z kierowniczką zrezygnowali.

 

Co ciekawe, ale i smutne, pani Aleksandra na tym samym placu podobnie krzyczała do zomowców w stanie wojennym. Wtedy u stóp Pomnika Poległych Stoczniowców układała  jeszcze z trzema osobami krzyż z kwiatów.

Pierwszy raz układałam go jeszcze przed stanem wojennym. Ludzie wtedy przynosili kwiaty pod pomnik. Pomyślałam, że tak marnują się te kwiaty i zaczęłam je wkładać do słoików. W stanie wojennym, oczywiście, podchodzili zomowcy i mówili, że nie wolno i mnie legitymowali. Ja im dawałam dowód i mówiłam, że kwiaty będę układać, bo nie mogą się zmarnować. Ich ten krzyż kwietny drażnił. Mówili, że dowódca powiedział, że mam odejść. Jak zrobię, to odejdę

– odpowiadała pani Ala. Wspomina też jak w PRL dokuczała jej esbecja i odpowiada na pytanie czy władze Gdańska osiągną swój cel:

Z dnia na dzień to się przedłuża. A ja się cieszę. Dla mnie Solidarność i ten plac jest jak własne dziecko. Tak pokochać... (zawiesza głos, po policzkach spływają łzy). Radość mi daje to, że młodzież ruszyła do boju. Wszędzie, gdzie się pojawię młodzi mówią: pani Alu, jesteśmy z panią.

Tymczasem gdańska policja ściga tych, którzy zawiesili napis „Solidarność”.

Na zdjęciu: Piotr Duda dziękuje Aleksandrze Olszewskiej za obronę honory "Solidarności".

gim, źródło: Tygodnik Solidarność

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.