Jeżeli w Polsce kobiety nie zaczną rodzić więcej dzieci, nieuchronnie czeka nas trwała zapaść gospodarcza. W światowych statystykach dzietności Polska zajmuje trzynaste miejsce od końca: 209 na 222 kraje świata – podaje Katolicka Agencja Informacyjna w specjalnym raporcie.
Polski paradoks polega na tym, że w społeczeństwie - podkreślającym wartość rodziny i uznającym ją za główne źródło szczęścia - nie wykształciła się adekwatna polityka tę wartość realizująca. Obowiązujący w Polsce system podatkowy traktuje dzieci jak luksusową konsumpcję, na którą jest stać bardzo niewielu. Barierą powstrzymującą przed decyzją o dziecku jest obawa przed kosztami utrzymania i wychowania oraz lęk przed osunięciem się w obszar biedy.
Dzieci - opodatkowany luksus
Najbardziej zagrożone ubóstwem są w Polsce rodziny z trojgiem i więcej dziećmi, w których wychowuje się niemal 1/3 polskich dzieci. W warunkach skrajnego ubóstwa w 2010 roku żyło 4,2 % małżeństw z 2 dzieci i aż 24% z 4 i więcej dzieci na utrzymaniu! Europejski raport z czerwca 2009 r. wskazuje na polskie dzieci jako najuboższe – wedle danych europejskich 26 % z nich jest zagrożonych ubóstwem. Są one aż 8 razy uboższe od niemieckich w relacji do średniego poziomu zamożności w swoim kraju!
Przyczyną jest to, że polskie rodziny wychowujące większą liczbę dzieci nie tylko ponoszą większy wysiłek finansowy związany z kosztami ich utrzymania, ale dodatkowo – na drodze podatków pośrednich - ze swych zarobków odprowadzają znacznie więcej do kasy państwa niż osoby bezdzietne bądź rodziny małodzietne. Im więcej rodzina ma dzieci, tym więcej trzeba kupić i tym większy jest podatek VAT. Jedynymi instrumentami polityki rodzinnej są „becikowe” oraz ulga rodzina od podatku wynosząca obecnie 1112 zł rocznie. Polska należy do państw w Europie przeznaczających na potrzeby rodzin najmniejszy procent PKB. Warto dodać, że w ciągu ostatnich 4 lat, kiedy ujawniły się u nas trwałe symptomy kryzysu demograficznego, polskie władze nie zrobiły nic, aby temu przeciwdziałać.
Dochodzi do tego stopniowe likwidowanie systemu innych świadczeń rodzinnych - z tytułu systemu polityki socjalnej - mającej na celu wspieranie najuboższych. Mimo inflacji od lat nie podwyższa się progu dochodowego w wysokości 504 zł, uprawniającego do zasiłku rodzinnego i powiązanych z nim dodatków. Z tego powodu w latach 2004 - 2010 liczba dzieci otrzymujących zasiłek rodzinny spadła o ponad 2 miliony. Przy wzroście elementarnych kosztów utrzymania zasiłki rodzinne są dziś symboliczne: na dziecko do 5 lat w rodzinie przysługuje zasiłek w kwocie zaledwie 68 złotych, a na dziecko od 5 do 18 lat - 91 złotych. Jeśli w rodzinie jest więcej niż dwoje dzieci, to na trzecie i kolejne - 80 złotych z tytułu wielodzietności. Zatem rodzina z trojgiem dzieci (np. do 5 lat), mająca na utrzymanie 2, 5 tys. zł, otrzymuje zasiłki w kwocie 284 zł miesięcznie.
„To zawstydzająco skromne wsparcie, a i ono – w marę postępującej inflacji - jest stopniowo odbierane, gdyż co roku określona liczba rodzin wypada z systemu. Dzieje się to w sytuacji, gdy wiemy, że stopień ubóstwa polskich dzieci jest jednym najwyższych w Unii Europejskiej, o czym jej agendy kilka razy informowały z niepokojem polski rząd”
– przyznaje z ubolewaniem socjolog Antoni Szymański.
Ponadto polski system podatkowy – biorący przy rozliczeniu rocznym pod uwagę jedynie współmałżonka a nie liczbę dzieci pozostających na utrzymaniu podatnika – w istocie nagradza bezdzietność lub małodzietność. Promuje przy tym osoby samotnie wychowujące dzieci, co stanowi dodatkowy czynnik niesprzyjający trwałości rodziny. W ostatnim dziesięcioleciu liczba rozwodów wzrosła w Polsce niemal dwukrotnie. W świetle danych GUS w 2000 r. udzielono 11,1 rozwodów na 10 tys. ludności, to w 2009 r. – 17,1 tys. Tylko w 2009 roku liczba dzieci rozwiedzionych rodziców wyniosła 56 tys. 304.
Kryzys demograficzny
Polska rodzina przeżywa dziś wielowymiarowy kryzys. Jedną z konsekwencji jest m.in. brak zastępowalności pokoleń. Po okresie silnego powojennego wyżu demograficznego oraz jego „odbić” w następnych pokoleniach, ujemny przyrost naturalny w Polsce wystąpił po raz pierwszy w 2002 r. Współczynnik dzietności spadł wówczas do 1,2. Od 2006 r. odnotowano niewielki wzrost liczby dzieci przypadających na kobietę - do 1,37. Ten krótkotrwały ”boom urodzeniowy” związany był z wejściem w wiek rozrodczy roczników wyżu lat osiemdziesiątych. Jednak w roku 2011 urodziło się o 5% mniej dzieci niż rok wcześniej i ta tendencja – jak przewidują demografowie, będzie utrzymywać się przez lata. Te niekorzystne tendencje demograficzne pogłębia masowa emigracja rodzin z dziećmi i ludzi młodych.
Według prognozy ONZ w 2020 r. liczba mieszkańców Polski wyniesie 37, 5 mln, w 2040 r. – 34, 2 mln a w 2050 r. będzie nas o 16 % mniej niż dziś - 32 mln. Eksperci ostrzegają, że w krótkim czasie możemy stać się jednym z najstarszych wiekowo narodów Europy. Pokolenie w wieku produkcyjnym (opłacające składki ZUS) - mniej liczne nawet o 40% będzie musiało utrzymać swoich rodziców. W pierwszym dziesięcioleciu obecnego wieku liczba osób w wieku produkcyjnym przypadająca na jednego emeryta wynosiła ok. 4. W 2015 r. ta proporcja może spaść poniżej 3, 5, a w 2020 r. do poziomu – 2, 7. Po 2035 r. eksperci przewidują zaledwie dwie osoby w wieku produkcyjnym na jednego emeryta. Szacuje się, że już od 2038 r. na 1 emeryta będzie przypadało 2 ubezpieczonych, a w 2060 r. na 3 emerytów – tylko 4 ubezpieczonych.
System u progu załamania
Utrzymywanie się takich trendów będzie miało katastrofalne skutki nie tylko dla systemu ubezpieczeń emerytalnych, ale w ślad za tym dla całej gospodarki. W kolejnych dziesięcioleciach przewidywać można dalszy i narastający kryzys państwowego systemu ubezpieczeń emerytalnych, czego niepokojące objawy widzimy już dziś. Obecnie system ten jest wysoce deficytowy i zachowuje równowagę dzięki dotacjom budżetowym. Dotacja budżetu na rzecz zbilansowania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w ZUS wyniosła w 2010 r. - 38 mld zł. Biorąc pod uwagę niż demograficzny eksperci przewidują, że w roku 2013 deficyt ZUS wyniesie ok. 160 mld zł.
Odpowiedzią ze strony rządu na tę sytuację jest podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat. Gwarantuje to co prawda opóźnienie załamania systemu emerytalnego, a nie jest trwałym ratunkiem.
„Istotnym błędem jest fakt, że debata o systemie zabezpieczenia emerytalnego nie obejmuje całościowo polityki zarządzania kapitałem ludzkim państwa, polityki rodzinnej lub demograficznej”
– konstatują Stanisław Kluza i Michał Czarnik na łamach „Rzeczpospolitej” z 15 maja br.
„Prezentowane obecnie pomysły reformy systemu emerytalnego świadczą niestety o raptowności działań i zupełnym braku wcześniejszego przygotowania do reformy systemu emerytalnego. Nie tylko nie rozwiązują problemów w długim horyzoncie czasu, ale nie usuwają elementów obecnych nieefektywności”
– dodają eksperci.
Polityka rodzinna najlepszą inwestycją
Jedynym rzeczywistym środkiem zaradczym byłoby uruchomienie w Polsce długofalowej polityki rodzinnej. Nie można zapominać, że głównym ekonomicznym beneficjentem posiadania dzieci nie jest rodzina, co właśnie państwo. A inwestycja w politykę rodziną jest inwestycją w kapitał społeczny, co państwu w dłuższej perspektywie będzie przynosić wymierne korzyści.
Celem polityki rodzinnej jest stworzenie preferencji dla rodzin, rekompensując ich wysiłek związany z wychowaniem przyszłych obywateli. Dokonuje się to w formie ulg podatkowych, zasiłków rodzinnych oraz wzmocnienia instytucji wspierających rodzinę. Polityka rodzinna ma na celu rozwój rodziny bez względu na jej status materialny. Należy odróżnić ją od polityki socjalnej, która ma za zadanie wspierać najuboższych posługując się zasiłkami uzależnionymi od kryterium dochodowego. Warto przy tym pamiętać, że polityka rodzinna nie przynosi natychmiastowych efektów. Prowadzi się ją w długofalowym, narodowym interesie.
W krajach Europy przyjęto różne rozwiązania: są to zasiłki rodzinne (np. Niemcy, Holandia, Grecja), w z kolei innych stworzono rozbudowany system świadczeń i ulg podatkowych (Francja, Portugalia, Finlandia). Polityka rodzinna stała się „normą” w rozwiniętych krajach europejskich, a od kilku lat w coraz szerszym zakresie inicjują ją nowe państwa członkowskie UE. O randze jaką nadaje się polityce rodzinnej świadczy fakt, że w wielu krajach europejskich zajmuje się nią osobne ministerstwo: Irlandia, Niemcy, Francja, Słowenia, Węgry, Luxemburg, Słowacja, Belgia, Łotwa. Najlepszym przykładem jest Francja, która od lat powojennych konsekwentnie rozwija system polityki rodzinnej - kosztowny, ale stabilny i elastyczny. Dzięki temu osiągnęła zastępowalność pokoleń.
Polska w sferze polityki rodzinnej pozostaje w samym „ogonie” Europy. Jedynymi typowymi instrumentami polityki rodzinnej są tu wspomniane już „becikowe” oraz ulga podatkowa na dzieci. Potrzeby systemowej polityki rodzinnej nie wypełniają przyjęte w ostatnich latach dwie ustawy z obszaru istotnego dla rodzin: nowelizacja ustawy o przemocy w rodzinie oraz ustawa „żłobkowa”. Ta ostatnia, choć umożliwia tworzenie zróżnicowanych form opieki nad dzieckiem do lat trzech, nie odpowiada na potrzeby rodzin, które chciałyby zajmować się dzieckiem same. Z budżetu wspierane są formy opieki instytucjonalnej, a w żadnym wypadku własna praca opiekuńczo – wychowawcza.
Co zmienić?
Przede wszystkim należałoby pomyśleć o zwiększeniu ulgi na każde kolejne dziecko lub jej uzupełnienie o system kwoty wolnej od podatku na członka rodziny. Należy też zrównać prawa rodzin z osobami samotnie wychowującymi dzieci poprzez możliwość wspólnego rozliczania się z dziećmi, itp. Korzystne byłoby wprowadzenie „bonu wychowawczego”. Chodzi o przyznanie rodzicom prawa wyboru między żłobkiem/przedszkolem a zorganizowaniem dziecku opieki w domu według zasady „pieniądze idą za dzieckiem”.
Należałoby też upowszechniać Karty Dużych Rodzin, ułatwiające rodzinom wielodzietnym korzystanie z publicznej komunikacji, sportu i dóbr kultury. Na razie – dzięki oddolnym staraniom przede wszystkim Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus” zostały one wprowadzone przez kilkadziesiąt samorządów. Wzorem innych krajów należałoby stworzyć taką kartę na poziomie ogólnokrajowym.
Sytuacja wymaga dalekowzrocznego podejścia do zmian w systemie emerytalnym np. poprzez uznanie pracy matki rezygnującej z aktywności zawodowej by zając się dziećmi, za równowartościową innej pracy i objęcie jej ubezpieczeniem emerytalnym (nie tylko w okresie urlopu wychowawczego). Należałoby wydłużyć urlopy macierzyńskie i wychowawcze oraz uniezależnić te świadczenia od wcześniejszego zatrudnienia. Takie postulaty formułuje już od lat ZDR „Trzy Plus”.
Znany ekonomista, cytowany już Stanisław Kluza, dodaje że państwo mogłoby ponadto uwzględniać w składce gromadzonej w ZUS dodatek za urodzone i wychowane dzieci – np. po 3 lata składki za każde dziecko.
Jeszcze bardziej śmiałym postulatem – dyskutowanym co prawda tylko w wąskich kręgach eksperckich – mogłoby być odprowadzanie części składki emerytalnej płaconej przez podatnika: bezpośrednio na rzecz jego rodzica pobierającego emeryturę z ZUS. Rozwiązania takie - uzależniające wysokość emerytury nie tylko od wysokości wcześniejszych własnych zarobków, ale i od liczny posiadanych dzieci – stałyby się istotnym instrumentem pronatalistycznym. Nawiązywałyby do wielowiekowej tradycji Europy, kiedy to jakość życia starszego pokolenia była w dużej mierze uzależniona od ilości własnych dzieci. „Inwestycja w dzieci” przez stulecia była tu najpewniejszą inwestycją we własną starość. Historycy przyznają, że m. in. dzięki temu mechanizmowi Europa zawdzięczała swój tak szybki rozwój kulturowy i cywilizacyjny, umożliwiający jej także ekspansję na inne kontynenty.
A w pierwszym rzędzie niezbędne jest w Polsce przezwyciężenie wciąż rozpowszechnionych negatywnych stereotypów nt. rodziny oraz wypracowanie perspektywicznego systemu polityki rodzinnej. Należy to uznać za jeden z priorytetów w zakresie troski o polski interes narodowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133386-wazny-alarmujacy-raport-w-statystykach-dzietnosci-polska-zajmuje-209-pozycje-na-222-panstwa-mamy-problem-narodowy