Prokuratura ustala, czy w Biurze Ochrony Rządu po katastrofie smoleńskiej dokładano dokumenty do teczek z materiałami dotyczącymi zabezpieczenia wizyt premiera i prezydenta w Rosji. Nowy wątek pojawił się po zeznaniach jednego z byłych zastępców szefa BOR.
Miał on powiedzieć, że podczas imprezy zakrapianej alkoholem usłyszał od jednego z byłych już pracowników BOR, że kierownictwo kazało uzupełniać teczki wizyt smoleńskich o kolejne dokumenty. Miało to nastąpić miesiąc po tragedii.
Zwierzchnicy prokuratora prowadzącego sprawę w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga oceniają, że wątek nie jest mocny, ale trzeba sprawdzić każdą ewentualność.
Inny z informatorów RMF FM zastanawia się jednak, czy nawet gdyby rzeczywiście doszło do uzupełniania dokumentów przez osoby do tego uprawnione, to można to określić mianem ich fałszowania.
Ten wątek - w przeciwieństwie do dwóch pozostałych postępowań - będzie jeszcze prowadzony. Według informacji stacji, śledczy chcą wysłać akt oskarżenia przeciwko wiceszefowi BOR - Pawłowi Bielawnemu oraz umorzyć główne śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków podczas przygotowania wizyt smoleńskich.
Według biegłych powołanych przez prokuraturę, Biuro Ochrony Rządu dopuściło się szeregu nieprawidłowości w przygotowaniu i zabezpieczeniu wizyt najważniejszych osób w państwie w kwietniu 2010 roku.
Eksperci uznali m.in., że podczas obu wizyt zabrakło odpowiednich specjalistów - w tym funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza sanitarnego. Dodatkowo przed wizytami nie było odpraw, na których funkcjonariusze otrzymaliby zadania. W ekspertyzie wymieniono również brak BOR-owców na lotnisku podczas lądowania samolotów w czasie obu wizyt, brak systemów łączności, wyznaczenie do działań funkcjonariuszy z małym doświadczeniem czy neposiadanie broni palnej przez pracowników BOR z grup zabezpieczenia.
Były wiceszef BIOR (a dziś doradca ds. bezpieczeństwa wojewody małopolskiego Jerzego Millera) gen. Paweł Bielawny jest jedynym funkcjonariuszem BOR, który usłyszał prokuratorskie zarzuty.
Jak podaje RMF, w przypadku zarzutu poświadczenia nieprawdy w dokumencie chodzi o dokument z korespondencji pomiędzy BOR-em a jedną z instytucji. W piśmie wiceszef Biura zapewniał o pewnych kwalifikacjach jednego z funkcjonariuszy udających się w delegację do Katynia. Zdaniem śledczych, w rzeczywistości funkcjonariusz tych kwalifikacji nie posiadał.
Prawdopodobnie poza Bielawnym zarzutów nie usłyszy żaden inny urzędnik państwowy. Wszystkie inne aspekty organizacji wizyt katyńskich w 2010 roku przez administrację Donalda Tuska śledczy uznali za zgodne z prawem i procedurami.
znp, rmf.fm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133320-falszerstwa-w-bor-ws-smolenska-wyszly-na-jaw-w-czasie-popijawy-dokumenty-dokladano-do-teczki-po-10-kwietnia