Premier Donald Tusk wyruszył w Polskę, by doglądać inwestycji prowadzonych przed Euro 2012. W wielu miejscach inwestycje są zagrożone m.in. faktem, że podwykonawcom nie płaci się za pracę. Jednak szef rządu płatnościami nie musi się przejmować. Za jego PRowską akcję zapłacą – jak zwykle - podatnicy. I zapłacą niemało. „Fakt” podsumował, ile latanie to po kraju będzie nas kosztowało.
Szef rządu obleciał miasta – gospodarzy Euro 2012 i sprawdził jak idą przygotowania. Problem w tym, że za zaspokojenie ciekawości premiera podatnicy zapłacili ok. 60 tys. zł. Dość drogo biorąc pod uwagę, że żadnej inwestycji swoją obecnością nie przyspieszył
- pisze gazeta.
Szef rządu był w stanie wydać tak gigantyczną kwotę zaledwie w czasie trzech dni swojej podróży. Przeloty helikopterem, podróże pociągiem i nocowanie w hotelach okazuje się równie drogie, co polskie autostrady. Główne koszty to jednak przeloty rządowym embraerem. Premier skorzystał z niego w czasie podróży z Wrocławia do Warszawy, a potem do Gdańska.
Samolot musiał po premiera przylecieć ze stolicy do Wrocławia, a potem zabrać z powrotem do Warszawy. W sumie na tę samą podróż rząd wydał 22 tysiące złotych. Tyle samo kosztowała podróż do Gdańska. Rachunek za same przeloty i nocleg wyniósł ok. 60 tys. zł. Uregulują go solidarnie wszyscy podatnicy.
Pańskie oko konia tuczy - tak wielu mówi, komentując podróże Donalda Tuska. Tym razem pańskie oko było niezmiernie kosztowne. Tusk się pokazał, za wszystko zapłacą Polacy…
KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/132915-droga-ciekawosc-premiera-za-same-loty-tuska-po-polsce-zaplacimy-60-tysiecy-zlotych-euro-lepsze-od-tego-nie-bedzie