Terlikowski o manipulacjach Alicji Tysiąc. "Jedynym sensownym wyjaśnieniem jest chęć uprzykrzenia mi życia, skłonienia mnie do milczenia"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Przeprosin, 100 tys. zł i 30 tys. na fundację Feminoteka żąda Alicja Tysiąc od publicysty Tomasza Terlikowskiego, który zarzucił jej "moralną obrzydliwość" i porównał do hitlerowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. Tomasz Terlikowski uważa, że jest to próba kneblowania wolności słowa i pokazuje manipulacje Alicji Tysiąc. „Mistrzostwem manipulacji są stwierdzenia na temat porównywania powódki do Eichamanna”- pisze publicysta.

„Media informują, że proces został mi wytoczony za książkę „Agata. Anatomia manipulacji” (której obok Joanny Najfeld jestem współautorem), w której rzekomo miałem porównywać Alicję Tysiąc do Eichamanna i określić jej działania jako moralnie obrzydliwe. Z tego ostatniego nie zamierzam się wycofywać, bo uważam, że tego typu gra próbą zabicia własnego dziecka jest „moralnie obrzydliwa”. Ale już z Eichamannem jest pewien problem. Nie jest to bowiem prawda. W książce tej (a przejrzałem ją wczoraj dokładniej) Eichamann występuje jeden, jedyny raz, ale nie w kontekście Alicji Tysiąc, ani nawet nie obok niej. Wspomniany jest on, jako argument przeciwko tezie, że urzędnik ma obowiązek wypełniać nawet złe, niemoralne prawo. Alicja Tysiąc nie jest zresztą bohaterką tej książki, więc nie ma powodów, by w niej wciąż występowała. Opowieści o książce są więc zwyczajnym kłamstwem, którego zapewne w pozwie nie ma, występuje on natomiast w informacji prasowej, która ma być szokująca i przekonująca media o mojej niesłychanej zbrodni”- pisze Terlikowski na portalu fronda.pl.

Terlikowski podkreśla, że nie oznacza to że nazwisko Eichamann nigdy w jego tekstach nie występowało w obok nazwiska Tysiąc. „Taki tekst da się znaleźć, a pochodzi on sprzed czterech lat, i też nie porównuje Alicji Tysiąc do Eichamanna, a jedynie wskazuje na słabość pewnego rozumowania, którym posługiwał się adwokat pani Tysiąc. Oto i fragment, do którego zapewne odwoływał się adwokat, a który powstał także w roku 2008, kiedy Alicja Tysiąc wytoczyła proces ks. Markowi Gancarczykowi”- pisze Terlikowski i przytacza na fronda.pl ów fragment. „I zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że Alicja Tysiąc nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa - jest absurdalne. Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą (w tym przypadku już nie niedoszłym, a jak najbardziej doszłym)? Czy od teraz, żeby nie sprawiać przykrości (może już nie jemu samemu) jego dzieciom przestaniemy określać jego działalność jako zbrodniczą? Czy rzeczywiście fakt, że w Polsce istnieje prawo pozwalające na zabijanie dzieci nienarodzonych (trzeba powiedzieć, że w dość ściśle określonych okolicznościach) sprawia, że zabijanie to staje się bardziej moralne, i nie podlega etycznej ocenie?”- czytamy.

„W jakiż to cudowny sposób wywnioskowano z tego o porównaniu Alicji Tysiąc do hitlerowskiego zbrodniarza nie rozumiem. Jedynym sensownym wyjaśnieniem jest dla mnie chęć uprzykrzenia mi życia, skłonienia mnie do milczenia. A w dalszej kolejności zakneblowania ludzi, dla których aborcja jest obrzydliwie niemoralna. Jest to również próba odbierania inaczej myślącym prawa do własnych poglądów. Jeśli Alicja Tysiąc wygra będzie to oznaczało, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że od teraz niedoszłe aborterki będzie można określać wyłącznie pozytywnie. Z zachwytem. Ci zaś, których zabijanie dzieci przez własne matki nie zachwyca, będą zmuszani do milczenia. I o to chodzi w tym procesie”- kończy Terlikowski.

Ł.A/fronda.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych