Grzegorz Jarzyna: Prezydent Kaczyński dbał o wizerunek polskiej kultury. Reżyser w "GW" obnaża propagandę PO

Fot. Wikipedia / Bartek Sowa
Fot. Wikipedia / Bartek Sowa

"Gazeta Wyborcza" publikuje ciekawą rozmowę z reżyserem teatralnym Grzegorzem Jarzyną, szefem TR Warszawa. O kondycji polskiego teatru, ale też o zaangażowaniu władz w jego finansowanie. Jarzyna mówi bardzo niepopularne rzeczy i otwiera oczy na propagandę Platformy o rzekomym wspieraniu przez nią kultury. Wizerunek nowoczesnej i potrafiącej dobrze gospodarować pieniędzmi ekipy sypie się w drobny mak. 

Prowadzący wywiad Roman Pawłowski stara się, ale nie udaje mu się przekonać artysty do tego, że obecne władze Warszawy są lepsze od poprzednich.

Jarzyna mówi m.in. o potrzebie miejsca „na teatr nowatorski, teatr przyszłości, który staje się źródłem inspiracji dla mainstreamu”.

Za 20 lat teatr środka będzie stosować zabiegi, które my stosujemy teraz, i dlatego jesteśmy tak często zapraszani za granicę, bo kreujemy nowe wartości. To jest naszą rozpoznawalną marką na świecie. Ekipa PO powinna to rozumieć, przecież sami modernizują kraj.

Reżyser uważa, że tak źle jak teraz – jeśli chodzi o finansowanie teatrów – nie było w stolicy już dawno.

Jestem dyrektorem ponad 13 lat, mogę śmiało powiedzieć, że rządząca obecnie w Warszawie ekipa PO prowadzi najgorszą politykę wobec teatrów miejskich ze wszystkich ekip. O tyle jest to przykre, że 15 lat temu jako młodzi twórcy musieliśmy zapracować na swoją pozycję. Dzisiaj ta pozycja jest i przynosi chlubę nie tylko Warszawie, ale też Polsce. Polski teatr jest teraz uznawany za jeden z lepszych w świecie, mieści się w pierwszej piątce. Mówi się, że to absolutnie pierwsza liga. Mamy złoty okres polskiego teatru. Dziwię się, że Warszawa nie wykorzystuje tego atutu.

Na pytanie czy PiS lepiej traktował teatry, Jarzyna odpowiada:

Prezydent Kaczyński dbał o wizerunek warszawskiej kultury.

W tym momencie dziennikarz „Wyborczej” sufluje artyście:

Ale próbował was cenzurować.

Czy osobiście Kaczyński, tego się nie dowiadujemy, a jak ta „cenzura” wyglądała, opowiada sam reżyser:

Oczywiście, była walka ideologiczna, radnym nie podobało się logo naszego projektu TR/PL, w którym wykorzystany był wizerunek orła z urwaną głową, domagano się także wycięcia kilku niecenzuralnych tekstów ze sztuki "Zszywanie" Anthony'ego Neilsona. Ale ideologiczny spór nie miał przełożenia na finansowanie teatru.

Roman Pawłowski dziwi się:

Nie zabrali wam dotacji?

A Jarzyna spokojnie odpowiada:

Nie. Do roku 2006 wraz z rozwojem zespołu systematycznie zwiększały się dotacje na teatr. Cięcia przyszły dopiero z nową ekipą PO. Najważniejsze to odebranie nam pieniędzy na produkcję przedstawień. Przed 2006 rokiem dotacja teatru składała się z dwóch części: podstawowej, na utrzymanie budynku i zespołu, celowej - na premiery. Były jeszcze dodatkowe środki finansowe na remonty i inwestycje, czyli wydatki na sprzęt. W 2008 roku skończyły się dotacje celowe na premiery, rok wcześniej obcięto nam fundusz inwestycyjny. To oznacza w sumie 2,5 mln zł rocznie mniej. Sukcesywnie obniżano nam także dotację podmiotową - od 2008 roku zmniejszyła się o kolejny 1 mln zł. Faktycznie teatr dostaje dzisiaj 3,5 mln zł mniej niż w latach 2006-07.

Jarzyna dodaje, że nikt tych cięć nie tłumaczył, a wersja, że chodzi o kryzys ekonomiczny pojawiła się dopiero później.

Ale nam obcięto budżet jeszcze wtedy, kiedy kryzysu nie było.

Artysta skarży się, że jego teatr nie dostaje pieniędzy na produkcję przedstawień i przytacza sprawę dotacji celowej na spektakl "Między nami dobrze jest" według sztuki Doroty Masłowskiej z 2009 roku.

Usłyszałem, że nie wolno nam produkować tego spektaklu, bo nie zostały przyznane pieniądze na premierę. Zagrozili mi karą za naruszenie dyscypliny finansowej, jeżeli zrobię ten spektakl. Na szczęście spektaklem zainteresowała się berlińska Schaubühne, która sfinansowała połowę budżetu przedstawienia, w związku z czym premiera mogła się odbyć. Ale konsekwencje tego były bardzo duże. W następnym roku przyszło pismo od miasta, że jest kolejna redukcja budżetu o 6 proc. i że w związku z tym zaleca się ograniczenie planowanych premier. Było to na trzy tygodnie przed premierą "Wiarołomnych" według Bergmana. Miasto chciało odwołania premiery, aby nie generować kosztów. Nie zrobiliśmy tego, bo obliczyliśmy, że straty związane z roszczeniami twórców będą większe niż ryzyko, które podejmujemy.

Zapytany, czy dla miasta byłoby lepiej, aby TR Warszawa nie grał często, Jarzyna odpowiada:

Takie zalecenie dostałem od pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz: nie produkować i zwalniać ludzi. Kiedy kryzys minie, miasto wesprze teatr. W 2009 rozpoczęliśmy zwolnienia. Musieliśmy pożegnać się z kilkunastoma osobami z pionu techniczno-administracyjnego. Ale to nie są duże oszczędności, około 300 tys. zł. Wystarczy na wyprodukowanie połowy średniobudżetowego przedstawienia.

Dziennikarz potrafi jednak stanąć po drugiej stronie, czyli po… stronie władzy:

W kryzysie wszyscy oszczędzają, teatry nie mogą być wyjątkiem.

Reżyser ripostuje, że to ryzykowne myślenie, bo nie wiadomo, czy pozwoli teatrowi przetrwać

W 2010 stwierdziliśmy, że musimy wypuścić co najmniej dwie premiery w roku, aby istnieć. Doszło do konfliktu, miasto oskarżyło mnie o przekroczenie dyscypliny finansów, że wbrew zaleceniom wydaję publiczne pieniądze. Postępowanie trwało półtora roku, groziło mi wyrzucenie. Do Warszawy przyjechali szefowie wielkich instytucji, z którymi współpracujemy: dyrektor festiwalu w Edynburgu Jonathan Mills i Susan Feldman z St. Ann's Warehouse na Brooklynie. Prosili urzędników, aby miasto pomogło TR Warszawa, żebyśmy mogli produkować przedstawienia. To na chwilę poskutkowało, miasto zasypało dziurę w budżecie.

Cała rozmowa w „Gazecie Wyborczej”.

znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.