Podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu, premier Tusk odniósł się do eksponowanych przez wszystkie możliwe media słów Antoniego Macierewicza ze spotkania w Krośnie.
Niektóre wątki wypowiedzi zaskakują - choćby sugestia, jakoby podczas sobotniego Marszu w obronie TV Trwam mogło dojść do jakiś zamieszek. Sugestia nie wywołana żadnym pytaniem:
Rzeczywiście, kiedy słyszy się jednego z liderów opozycji, który mówi, że Rosja wypowiedziała wojnę mordując elitę narodu, to trudno to nazwać żartami. Rzeczywiście, kiedy słucha się Jarosława Kaczyńskiego na wiecach z okazji rocznicy Smoleńska, trudno trudno nazwać to żartami. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że sytuacja jest poważna, ale ona jest poważna nie dlatego, że ja mam poważną minę, ale dlatego, że niektórzy politycy opozycji uznali, że nie ma żadnych granic, nie ma żadnych limitów.
Nigdy nie uważałem, żeby prokuratura zajmowała się słowami. Nie będzie intencją mojego rządu, dopóki ja jestem premierem, aby komukolwiek ograniczać swobodę wypowiedzi. Natomiast gdyby takie wypowiedzi, jak Antoniego Macierewicza, miały doprowadzić... na zdrowy rozum... Polityka to nie jest czarna magia. Kiedy mówię, że słowa mają swoje konsekwencje, to nikogo nie straszę, tylko mówię, że jeśli ktoś mówi takie rzeczy, jakie powiedział Antoni Macierewicz, to my musimy zdawać sobie sprawę, jakie konsekwencje takie słowa przynoszą dla Polski.
Ja oczekuje od wszystkich dzisiaj w Polsce, nie tylko od rządzących, ale i od opozycji, od wszystkich bez wyjątku, żeby wymusić odpowiedzieć na pytanie: co oznacza deklaracja Antoniego Macierewicza w sytuacji w której np. PiS wygrywa wybory za dwa lata i przejmuje władzę. Co ma znaczyć dla Polski władza ludzi, którzy uważają, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją, która zamordowała nam elitę. Jakie to ma konsekwencje dla Polski?
W sytuacji gdy pewne słowa rodzą pewne niebezpieczne konsekwencje, to oczywiście państwo nie będzie bezczynne. To znaczy np., jeśli jutrzejsza manifestacja ma się przerodzić w zamieszki tylko dlatego, że politycy opozycji uznają, że jesteśmy z kimś na wojnie, albo że państwo polskie nie jest już polskim państwem a rządzą nim zdrajcy, to oczywiście państwo będzie reagowało. Ale na akty przemocy, łamania prawa czy naruszania prawa, a nie na słowa, nawet jeśli są to słowa najgłupsze albo najbardziej niebezpieczne. Nasza demokracja wytrzyma tę próbę sił, jeżeli wytrzymamy tę próbę nerwów.Nikogo za słowa ścigać nie należy, ale należy działać konsekwentnie i twardo jeśli politycy, albo ktokolwiek inny, będą naruszali prawo i będą zagrażali bezpieczeństwu obywateli. Wtedy z całą pewnością państwo będzie reagowało.
Warto podkreślić, że podczas wielu, dziesiątek marszów w obronie TV TRWAM w całej Polsce NIGDY nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów.
Czy władza chce, by jednak doszło? By uzasadnić dalsze zaostrzenie sytuacji?
Premier groźnie eskaluje sytuację. Mówi, jakby ktoś szykował zamach stanu - co jest jego kreacją. I tę kreację, wspieraną przez wszystkie liczące się media, Tusk wykorzystuje do ciągłego zapowiadania bliżej nieokreślonej "reakcji" państwa.
Pat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/130930-co-chce-osiagnac-premier-tusk-mowiac-jesli-jutrzejsza-manifestacja-ma-sie-przerodzic-w-zamieszki-prowokacja