NASZ WYWIAD. Jarosław Kaczyński o wystąpieniu Tuska: zdecydowali się na kontratak, na reanimację tez, które zostały skompromitowane

PAP/Leszek Szymański
PAP/Leszek Szymański

wPolityce.pl, Stefczyk.info: Jak pan, po upływie kilkudziesięciu godzin, ocenia piątkowe wystąpienie premiera Tuska w sprawie Smoleńska, wystąpienie stanowiące bez wątpienia nową "jakość" w odwracaniu sensu zdarzeń?

Jarosław Kaczyński: Oceniam to wystąpienie na tle innych zdarzeń, o których mam wiedzę. Chodzi m.in. o informację dotyczącą powołania nowej komisji specjalistów przez prokuraturę, na czele z panem Mickiewiczem, który prowadził badania w sprawie katastrofy w Lesie Kabackim, a więc człowieka, który musiał mieć wówczas [1987 rok - red.] pełne zaufanie władzy, bo sprawa była wielce delikatna, dotycząca stosunków ze Związkiem Radzieckim. W składzie owej komisji są także m. in. psycholodzy. Jeżeli do tego dodamy przemówienie Tuska, widzimy w oczywisty sposób, że oni zdecydowali się na kontratak polegający na powrocie do tych tez, które zostały skompromitowane.

 

Reanimacja?

Tak, reanimacja tej całej koncepcji. Na tle tego wszystkiego, co dzisiaj wiemy, np. obecność psychologów w zespole jest kompletnie niepotrzebna. Wiadomo, kto wydał decyzję o obniżaniu lotu, o zejściu do 100 metrów, kto wydał decyzję "wolny pas". Z rozmów pilotów w oczywisty sposób wynika, że mieli pełną swobodę co do podejmowanych decyzji. Oni wyraźnie mówią, co zrobią, jeśli nie wylądują. Cała ta koncepcja "naciskowa" jest całkowicie zdezawuowana, wszystkie te sfałszowane, bo tak to oceniam, fragmenty rozmów, które miałyby sugerować, że mogły być jakieś naciski, te wszystkie "zabije mnie", to okazało się całkowitą nieprawdą, czystym wymysłem.

 

Po co to wszystko?

Sądzę, że uznano, iż elektorat PO tego wszystkiego, tej kompromitacji tych wszystkich oficjalnych ustaleń, nie zniesie. Że jedyna możliwość to jest możliwość obrony na tym szańcu. Bo w przeciwnym razie nastąpi poważne załamanie wiarygodności.

 

Jak się bronić przed sytuacją, w której premier wygłasza przemówienie całkowicie odwracające sens wydarzeń ostatnich dwóch lat?

To jest coś dalej idącego. To jest przemówienie, które całkowicie odwraca sens ostatnich 7 lat, które próbuje agresora postawić w roli ofiary. Dlatego powiedziałem w Sejmie, używając pojęcia prawniczego "kontrfaktyczność", że czegoś podobnego nie słyszano w Sejmie po 1989 roku. To jest próba odwrócenia wszystkiego. W 2005 roku zaczęła się wojna, która była toczona w imię zasady, że "oni" - czyli my - nie mamy prawa rządzić, i że całe nasze zaplecze jest społecznie wykluczone, wystarczy przypomnieć te słynne "moherowe berety". Teraz to oni twierdzą, że my nie uznajemy prawa do władzy nikogo poza nami samymi, i że rzekomo próbujemy większość narodu, czyli ich zwolenników, wykluczyć. Rzeczywiście w przemówieniu Tuska mieliśmy więc całkowite odwrócenie sensu. Zostały sformułowane tezy, które mają być eksploatowane aż do trzeciej rocznicy, bo właśnie wówczas ten nowy zespół prokuratorski ma skończyć prace. Jest to po prostu nowy, wyjątkowo perfidny plan.

 

Gdyby media były normalne, przemówienie Tuska zostałoby wyśmiane.

Gdyby media były normalne to przemówienie Tuska zostałoby natychmiast rozgniecione. Tylko problem polega na tym, że gdyby media były normalne, to bardzo wiele złych rzeczy byłoby w Polsce niemożliwe.

 

Jak pan, panie premierze, odniesie się do tych zarzutów, że druga rocznica Smoleńska była za bardzo polityczna? Że, mówiąc skrótowo, za mało wspomnień, a za dużo IV RP.

Rocznice wydarzeń, także tragicznych, zwykle są asumptem do formułowania także tez politycznych. Ja sam nie byłem ucieszony, kiedy ktoś zaintonował "sto lat", ale przecież to nie ja zrobiłem i nie miałem z tym nic wspólnego, bo to rzeczywiście może nie było dobre. Ale poza tym to jest takie szukanie pretekstów. Okazało się, że nie udaje się tej sprawy zamieść pod dywan, nie udaje się skonstruować skutecznego frontu amnezji, on jest budowany, ale nie działa, i dlatego poszukuje się takich punktów, gdzie można zaatakować. Np. zarzut, że nie wszystkie ofiary zostały potraktowane tak samo. No jednak jest coś takiego jak "ordo caritatis", porządek miłowania. Są ludzie nam bliżsi, i są ludzie nam dalsi. Ale wymieniono wszystkich, a np. PSL wymienił tylko swoich. My poszliśmy na groby i jak zawsze uczciliśmy wszystkich pochowanych. Także tych, którzy politycznie różnili się od nas bardzo radykalnie, i robimy to co miesiąc.

 

W wypowiedzi dla portalu wPolityce.pl dr Barbara Fedyszak-Radziejowska ocenia, że Tusk zaatakował tak brutalnie dlatego, że obchody drugiej rocznicy okazały się dużym sukcesem, że przyszli ludzie ze wszystkich grup społecznych, wielu młodych, pewnych swoich racji, że biła z nich dobra energia.

A także siła. Z pewnością brano także pod uwagę rozmiary uroczystości, to, ilu ludzi przyszło. Bywa, że druga rocznica bywa momentem "zapaści" uroczystości, tak było np. po śmierci Ojca Świętego, druga rocznica była momentem obniżenia zainteresowania. Tutaj tak nie było. Mimo wyjątkowo wręcz niesprzyjających okoliczności, tego, że to był pierwszy dzień po Świętach Wielkanocnych. My też spodziewaliśmy się, że może przyjść stosunkowo niedużo osób. Okazało się, że tak nie jest. Szczególnie wieczorem przyszło dużo ludzi, ale także o 1630 było sporo. Władzę to musiało uderzyć. Bo to jest kwestia lęku, obawy, że to trwa, że prawda jest coraz bliżej. I także tego, że zdezawuowanie władzy w tej sprawie oznacza dla wielu tej władzy zwolenników jej ogólne zdezawuowanie. A to oznacza otwarcie drogi do zmiany politycznej, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

 

Może Tusk chce po prostu, tak ostrym przemówieniem, wywołać podział czysto polityczny, na PO i PiS, licząc, że jak zawsze dotąd w takiej sytuacji, po jego stronie stanie większość? Zamiast sporu o Smoleńsk bitwa partyjna.

To wystąpienie Tuska było z całą pewnością przygotowane, zaplanowane, to było przemyślane przemówienie. Jego ostrość, to odwoływanie się do "adresów do cara" wskazuje jednocześnie na pewien poziom emocji, także tych, którzy to przygotowywali. I proszę też zwrócić uwagę, że my się przed wejściem w tę grę władzy powstrzymaliśmy. To nie jest tak, że ja tego nie zauważyłem wychodząc na mównicę.

 

W co więc gra premier Tusk?

To może być tak, że chodzi o konsolidację twardego elektoratu, po to, żeby uniknąć "awuesizacji", czy też tego, co spotkało SLD, a więc takiego zupełnego upadku. W tej strategii celem jest utrzymanie jedynie najtwardszego elektoratu, a to można osiągnąć jedynie podtrzymując wszystkie tezy. Proszę pamiętać, że w wielu badaniach oni spadli już o kilkanaście procent, co Prawu i Sprawiedliwości przy władzy, mimo straszliwego ataku, nigdy się nie zdarzyło.

Pat

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.