Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska dla wPolityce.pl o wczorajszej szarży premiera Tuska w Sejmie: ucieczka od bardzo dobrej uchwały

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

To było niezwykłe przemówienie, które najwyraźniej zaskoczyło premiera Kaczyńskiego, bo miał pewien problem ze znalezieniem dobrej riposty. Ale myślę, że przemówienie D. Tuska trzeba umieścić w szerszym kontekście.

Po pierwsze tego, co wydarzyło się 10 kwietnia, w drugą rocznicę tragedii smoleńskiej. W wielu miastach i miasteczkach Polski, ale przede wszystkim w Warszawie pojawili się już nie gniewni, oburzeni i postrzegający samych siebie jako wykluczonych, lecz  pewni siebie, opanowani, spokojni obywatele. Już wiedzę, że nie są wariatami i nie szukają w mediach potwierdzenia dla swojej normalności. Od Archikatedry św. Jana szli Krakowskim Przedmieściem obywatele demokratycznego państwa, godnie i spokojnie reprezentując wszystkie grupy i stany społeczne. Można powiedzieć, że była to "demograficzna reprezentacja wszystkich, także młodych  pokoleń”, sporo inteligencji, ale także górale z Podhala, stoczniowcy ze Stoczni Gdańskiej, czy delegacje "Solidarności".

I to był pierwszy powód wystąpienie premiera.

Ale ważniejszym powodem wydaje się sam projekt uchwały sejmowej autorstwa PiS, domagającej się od rosyjskiego rządu zwrotu wraku naszego samolotu. To była bardzo dobra polityczna inicjatywa. Jak by jej nie dyskredytować, ta uchwała stanowi trudny test wiarygodności dla premiera, prezydenta (który nie głosuje w sejmie, ale jest obecny w tle wydarzeń) oraz całej rządzącej koalicji.

Po drugim wysłuchaniu publicznym w Parlamencie Europejskim poświęconym smoleńskiej katastrofie, uchwała polskiego sejmu byłaby aktem politycznym wykraczającym poza nasze polskie podwórko. Nieco wyprzedzając decyzję Trybunału w Strasburgu w sprawie skargi rodzin ofiar katyńskich byłaby także nasza odpowiedzią na “sensacyjne przecieki” rosyjskiej prasy. Jej przyjęcie stanowiłoby dla ministra Sikorskiego poważny problem – nic nie robić, nie wypada, a domagać się wraku od Rosjan, też trudno...Jak więc dalej udawać, że można nic nie robić w tej sprawie? Inicjatywa PiS została bardzo dobrze pomyślana  i premier nie miał wyjścia. Nie był w stanie wygrać tego testu wiarygodności, więc zaatakował.

Reakcja premiera Tuska nie mogła być inna. Musiał uzasadnić odrzucenie projektu PiS w sposób przekonujący zarówno dla posłów, jak i wyborców PO oraz PSL. A to już jest trudniejsze. Ale dokonania psychologii społecznej pozwalają wybrnąć z takiego kłopotu – żeby utrzymać poparcie swoich zwolenników w trudnej, rodzącej wątpliwości sytuacji, trzeba stworzyć jednoznaczny, jednostronny i spójny przekaz. Nie może być cienia wątpliwości, żadnej furtki, żadnej szczeliny. Walka o wyborców Platformy, którzy nie mogą zwątpić wymaga powrotu do   starych schematów; do szaleństwa smoleńskiej sekty, do zagrożenia polsko-rosyjskich relacji przez PiS i to w wersji wzmocnionej – to właśnie PiS zdradza polskie interesy i idzie na rękę Rosjanom. To była to trudna i skomplikowana intelektualnie konstrukcja, ale muszę przyznać, że specjaliści, którzy ułożyli to wystąpienie panu premierowi, zrobili to na szóstkę. Jeżeli kiedyś dostaną wysokie premie, to ja powiem, że zasłużenie. Treść przemówienia odtwarzała typowe  zachowanie człowieka w sytuacji krańcowego zagrożenia: jeśli ukradł, to krzyczy "łapaj złodzieja", a jeśli został przyłapany na kłamstwie, to odwraca kota ogonem.

Premier skutecznie uspokoił swoich wyborców i dostarczył im amunicji w sporze z “smoleńskimi wariatami”; PiS jak zawsze nie ma racji, jego uchwały szkodzą polskim interesom, polsko – rosyjskim relacjom itd., itp. I najważniejszy przekaz: nawet jeśli my-rząd, jesteśmy nieskuteczni w relacjach z Rosją to oni są jeszcze gorsi, jeszcze słabsi, jeszcze mniej poradni. Pisowcy zdyskredytowani, wyborcy Platformy zachwyceni sobą, a przepaść między Polakami jeszcze głębsza. Sytuacja PO jest dzisiaj tak poważna, że "nie ma przeproś", żadnych kompromisów, żadnych ustępstw, żadnej słabości i dyskusji. Podtrzymywanie, a nawet wzmocnienie starej narracji jest najlepszym wyjściem. Ta technika dała PO zwycięstwo w ostatnich wyborach, więc nie ma powodu jej zmieniać. A pokrętność argumentacji odwróciła uwagę od treści samej uchwały, wszyscy emocjonują się, jak premier mógł, no nie, to straszne....

Co powinna robić druga strona w tym momencie? Proste, wrócić do uchwały, podtrzymać dobry projekt nie wdając się w emocjonalne przepychanki, bo te wygrywa PO.

Trzeba wykazać, że uchwała jest testem wiarygodności dla całej koalicji i osobiście dla premiera i ministra spraw zagranicznych.  Jest ważnym aktem politycznym, który po wysłuchaniu w Parlamencie Europejskim oznacza, że sprawa śledztwa smoleńskiego nie jest dla polskiego Sejmu zamknięta. Jest także delikatną próbą odzyskania suwerenności i podmiotowości w polityce międzynarodowej.

A więc trwać przy uchwale, a przemówienie Donalda Tuska zlekceważyć.

I jeszcze jedna uwaga. Znowu słyszę rutynowe opowieści o rzekomym "przestawieniu wajchy" przez ‘ważne” media. To nie żadna “wajcha”, a socjotechnika rewitalizacji wiarygodności.

Mówiąc krótko, żeby utrzymać przy PO jej zwolenników, a widzów przy “ważnych” mediach, które przecież nie pokazały prawdy o marszach 11 listopada i 13 grudnia, trzeba tym razem “pokazać”. To pomoże wątpiącym pozostać przy mediach, które przecież o wszystkim informują a więc są wiarygodne. Dopuszczenie “konstruktywnej” i kontrolowanej krytyki nie jest "przestawieniem wajchy", ale kołem ratunkowym rzuconym zwolennikom Platformy, który dyskutując z “wariatami” mogą powiedzieć: widzicie? Pokazują! Są wiarygodni, mamy wolność i pluralizm! Nazywam to rewitalizacją wiarygodności niewiarygodnych mediów. To nie wajcha, a socjotechnika.

Notował Prej

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.