NASZ WYWIAD. Witold Waszczykowski: Minister Sikorski próbował upokorzyć Litwinów i jak widać na tym przegrywa

fot. PAP / R. Pietruszka
fot. PAP / R. Pietruszka

Prezydent Litwy odmówiła przyjazdu do Warszawy na zaproszenie prezydenta Komorowskiego, który 17 kwietnia chciał odbyć rozmowę z przywódcami państw bałtyckich na temat wspólnego stanowiska przed zbliżającym się szczytem NATO. Łotwa i Estonia przyjęły zaproszenie. Dalia Grybauskaite stwierdziła, że wszystkie kwestie zostały już omówione. O skutkach polityki międzynarodowej rządu Donalda Tuska rozmawiamy z Witoldem Waszczykowskim, posłem PiS, byłym wiceministrem Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

 

wPolityce.pl: Jak powinniśmy rozumieć tę decyzję prezydent Litwy?

Witold Waszczykowski: Należy to przede wszystkim odnieść do stosunków bilateralnych polsko-litewskich, które dla tego rządu są bardzo złe. Proszę zwrócić uwagę na absolutną bezczelność, jaką popełnił minister Sikorski w expose sejmowym kilkanaście dni temu, gdzie zapowiedział, że będzie czekał na nowy rząd litewski. To jest absolutnie upokarzające podejście do kraju, który jest bardzo bliski, współpracuje z nami w ramach NATO i Unii Europejskiej. Od wielu miesięcy Sikorski nie podejmuje żadnych rozmów z Litwinami, do tego stopnia, iż nawet jeśli Polskę czy Warszawę wizytują jakieś delegacje, to nie są one przyjmowane w ministerstwach polskich. Chciałem tutaj zastrzec, że absolutnie nie bronię Litwinów, wiadomo, że mamy z nimi problemy, natomiast drogą do rozwiązania tych problemów nie jest zerwanie jakichkolwiek kontaktów. Widziałbym ten gest pani Grybauskaite przede wszystkim w kontekście tych relacji bilateralnych. Jeśli Polska otwarcie obraża się i odmawia rozmów, to należałoby oczekiwać, że ze strony litewskiej również taki gest nastąpi.

 

Czy może to być także wyrazem niechęci do prowadzonej przez Polskę polityki prorosyjskiej?

Nasza postawa w regionie to druga ważna kwestia. Zarówno Litwa, jak i kilka innych krajów w regionie od lat liczyło, że Polska będzie tutaj takim naturalnym rzecznikiem, jakby pasem transmisyjnym między mniejszymi krajami a dużymi krajami europejskimi, razem ze Stanami Zjednoczonymi. Taką rolę Polska pełniła do czasu kiedy żył jeszcze śp. Lech Kaczyński. Ten rząd z tej pozycji zrezygnował. Zrezygnował też z pozycji rzecznika tych krajów wobec Rosji. Kraje te w związku z tym nie czują naszego wsparcia, naszej opieki i siłą rzeczy poszukują innych rozwiązań poza naszym udziałem. Gest prezydent Litwy należy więc rozumieć także w tym kontekście, jako gest odwracający się od Polski, która wcześniej te kraje porzuciła.

 

Na dwa tygodnie przed katastrofą smoleńską, prezydent Litwy miała powiedzieć do śp. Lecha Kaczyńskiego: "Trwa ofensywa rosyjska we wszystkich krajach b. ZSRR. Pan jest naszą ostatnią nadzieją". W kontekście katastrofy smoleńskiej i jej politycznych następstw nabiera to jeszcze większego znaczenia.

Rząd polski już w 2008 r. radykalnie zmienił kurs wobec polityki wschodniej. Rząd Tuska nie podjął szybko negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej w 2008 roku, zwlekał wiele miesięcy i próbował konsultować tę kwestię z Rosjanami. Również rząd polski, po wojnie Rosji z Gruzją, jako pierwszy zaproponował szybki przyjazd Ławrowowi, który przyjechał we wrześniu 2008 r., gdzie udostępniono mu właściwie trybunę do tego, żeby przedstawił swoje rosyjskie racje. Potem przez wiele miesięcy rząd polski próbował doprowadzić do wizyty Putina na Westerplatte, podporządkowując całą politykę historyczną. Wtedy Rosjanie oczywiście bili w Europie w dzwony, że II wojna światowa praktycznie wybuchła w wyniku współpracy polsko-niemieckiej, a Beck był tak naprawdę agentem niemieckim. Było to jeszcze okraszone artykułami Sikorskiego, który mówił w międzyczasie, że Polska odchodzi od polityki jagiellońskiej i zajmie się po prostu piastowską modernizacją kraju. To oznaczało dla Europy Środkowej, właśnie dla tych mniejszych państw, że Polska przestała być krajem, który buduje jakiś blok w regionie Europy Środkowej, blik państw niezależnych, suwerennych, który przeciwstawiałby się tej rosyjskiej koncepcji odbudowy wpływów w tym regionie. Rosja przyjęła do wiadomości rozszerzenie NATO i Unii, ale nigdy nie zaakceptowała, iż po wejściu naszego regionu  do tych instytucji stajemy się takimi samymi państwami z takimi samymi uprawnieniami, statusem bezpieczeństwa jak kraje Europy Zachodniej. Rosja przyjmują c do wiadomości, że staliśmy się członkami Unii i NATO, jednak zawsze zakładała, że nasz status bezpieczeństwa będzie gorszy i to Lech Kaczyński próbował zmienić, próbował się temu rosyjskiemu myśleniu przeciwstawić, opiekował się tymi krajami mniejszymi, natomiast obecny rząd uznał tę politykę za niepotrzebną i całkowicie podporządkował się temu myśleniu rosyjskiemu.

 

Wczoraj na Krakowskim Przedmieściu Jarosław Kaczyński powiedział, że w wyniku przyjętej polityki międzynarodowej staliśmy się krajem, z którym nie liczą się zarówno duże państwa, jak Rosja czy Niemcy, jak i małe, jak właśnie Litwa. Czy nasza pozycja jest już aż tak słaba, że przestano nas traktować poważnie?

Rząd Tuska od lat przyjął postawę podłączenia się pod pozycję Berlina. Uznał, że samodzielna polityka, którą prowadzili poprzednicy - polityka podmiotowości zdobycia takiej pozycji dla Polski, która umożliwiłaby nam wpływanie na decyzje podejmowane w instytucjach, do których należymy - jest niepotrzebna, że to polityka która temu rządowi nie służy i przeszedł na całkowitą pozycję współpracy podporządkowanej, licząc na to, że zostanie wynagrodzony w następnej perspektywie budżetowej Unii Europejskiej tymi mitycznymi 300 mld zł, które zapowiadał w kampanii wyborczej. Rząd zrezygnował w zasadzie z całej polityki na Wschodzie, zrezygnował z tego rzecznictwa Polski na rzecz regionu Europy Środkowej i ta polityka, jak przypuszczam, nie przyniesie rezultatów. Niemcy są już w tej chwili w kłopocie, jest kryzys w strefie euro i debaty na temat nowego budżetu UE są bardzo trudne. Niemcy nie czują żadnego zobowiązania, by nas wynagrodzić za to, żeśmy się im podporządkowali. Ta polityka jest błędna, ponieważ polegała na utraceniu instrumentów wpływu na politykę europejską, wycofanie się ze wszelkiej aktywności na wschodzie, z Bliskiego Wschodu, ze współpracy z Amerykanami i podporządkowaniu się całkowicie Niemcom w nadziei na to, że nas wynagrodzą, docenią nie przyniosła rezultatów.

 

Polskie MSZ w sprawie decyzji prezydent Litwy milczy. Jak rozumieć taką postawę Sikorskiego?

To dla mnie dość zrozumiała konfuzja naszego ministerstwa, bo to jest główny winowajca, sprawca tych napięć, które powstały na linii Warszawa-Wilno. Te napięcia były i w poprzednich latach, ale umiejętna polityka śp. Lecha Kaczyńskiego przynajmniej prowadziła do tego, że te stosunki się nie pogorszyły, a miał świadomość, że bardzo łatwo je zepsuć, doprowadzić do takiej sytuacji jaka jest obecnie. Sikorski zaryzykował twardą postawę wobec Wilna, próbował upokorzyć Litwinów i jak widać przegrywa na tym, dlatego, że to państwo ma też swój honor, a stawianie ich pod ścianą nie spowoduje, że zmiękną, lecz jeszcze bardziej usztywnią swoją postawę. To jest tak, jakby Niemcy starali się wobec nas zajmować taką agresywną postawę, również byśmy się bronili i nie pozwolili na upokorzenie. To jest nauczka dla Sikorskiego, żeby relacje między państwami nawet o takich proporcjach jak między Polską a Litwą, prowadzić w delikatny sposób, z wyczuciem dla pewnych fobii naszego partnera, bo one mogą doprowadzić tylko do większego usztywnienia po tamtej stronie, a nie do przyjścia na kolanach i ze zrozumieniem dla polskich argumentów. To wymaga elastyczności, dyplomacji, wyczucia, natomiast Sikorski jest znany raczej z apodyktyczności i z niezbyt eleganckich zachowań w relacjach międzynarodowych.

 

 

Rozm. M. Nykiel

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.