Nasz wywiad. Prof. Jan Żaryn: Bitwa o historię i polską przeszłość trwa. Wiele środowisk aktywnie broni zdrajców

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: 1 marca obchodzony będzie Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jak Pan ocenia ustanowienie tego święta?

Prof. Jan Żaryn: Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ustanowiony z inicjatywy śp. Janusza Kurtyki i śp. Lecha Kaczyńskiego jest wypełnieniem zobowiązania narodu, funkcjonującego w niepodległym państwie, wobec pokolenia, które o tę wolność walczyło. To pokolenie bohaterów samo przegrywając nie było w stanie zapanować nad skutkami swojej porażki. Skutkami tymi była próba wymazania ich pokolenia z pamięci i historii. Trzeba działać, by kłamstwa na ich temat upadły. Ich nazywano zdrajcami, mordercami. Zgoda na funkcjonowanie tych kłamstw w niepodległej Polsce byłaby zbrodnią państwa.

Decyzja o Dniu Pamięci jest zwieńczeniem działań czy początkiem?

To jest dopiero wstęp do określenia faktycznej roli Żołnierzy Wyklętych w zdobywaniu przez Polaków niepodległości. To ma być impuls prowokujący debatę na ten temat. W niej przychodzi czas na to, by pokazać wielkość i heroizm tych ludzi, jak również na ogrom działania.

W PRL walczono z Wyklętymi. Dziś również widać próby manipulowania i relatywizowania polskiej historii. Warszawa remontuje właśnie pomnik najeźdźców z Armii Czerwonej, nie ma pomnika bohaterów Bitwy z 1920 roku, zdrajców nazywa się ludźmi honoru, o bohaterach się nie pamięta. Obecnie też trzeba walczyć o prawdziwy obraz historii?

Bitwa o historię i polską przeszłość trwa. Ona toczy się na różnych płaszczyznach. Z jednej strony, na świecie mamy sporą grupę inteligencji różnych narodów, która zdaje sobie sprawę, że Polska i jej historia stanowi bardzo ważną część kanonu historii powszechnej. Oni próbują umeblować ten kanon, według potrzeb narracji narodowych. To staje się zagrożeniem, jeśli znajduje posłuch wśród krajowych ośrodków opiniotwórczych, a tak dzieje się w Polsce. Z drugiej strony, w kraju mamy czas wyjątkowy, który polega na przezywaniu traumy PRLowskiej.

Jak ona oddziałuje?

Niektóre środowiska nie chcą się pogodzić z faktem, że ich wybory były, mówiąc najdelikatniej, nietrafne. Chodzi o środowiska komunistyczne oraz potomków działaczy komunistycznych. Ich decyzje sytuują ich w gronie zdrajców, przynoszących ziemiom polskim zniewolenie. To nie są miłe określenia, nie są pozytywne wnioski z biografii. Tych biografii niektóre środowiska dziś aktywnie bronią. W mojej ocenie to właśnie chęć obrony konkretnych życiorysów powoduje rozrzucenie odpowiedzialności na całe społeczeństwo.

Ostatnio w „Gazecie Wyborczej” pojawił się tekst, w którym uznano, że Polacy odpowiadają za „polskie obozy koncentracyjne”, tworzone przez komunistów po II wojnie światowej, oraz zbrodnie stalinowskie

Ten tekst jest właśnie przerzucaniem odpowiedzialności. Po wojnie w Polsce rządzonej przez komunistów i ich aparat represji władza instalowała obozy, w tym również obozy pracy, dla więźniów niemieckich, Ślązaków, Ukraińców, żołnierzy z ugrupowań podziemia niepodległościowego. Te obozy były wzorowane na sowieckich łagrach. One powstały, by zaspokajać potrzeby ekonomiczne Związku Sowieckiego. Realizowane były przez polskich komunistów. Naród polski nie był jednak w ogóle stroną w kontaktach między komunistami sowieckimi i polskimi. Polski naród nie był brany pod uwagę, przy tworzeniu relacji między Moskwą i Warszawą. Przenoszenie winy okupanta sowieckiego i polskich komunistów na cały naród jest próbą stworzenia obrazu, że Polska Ludowa nie była państwem podbitym przez ZSRS, że jej niesuwerenność polegała na niepełnej niezależności ekipy polskiej od sowieckiej.

Dokąd ten sposób myślenia prowadzi?

Można by uznać, że stosunki PRL i Moskwy były takie same, jak wśród członków NATO. Konstrukcja wytworzona przez dziennikarza „GW” prowadzi to konstatacji, że naród polski w PRL był tak samo suwerenny, jak dziś Brytyjczycy czy Francuzi.

Ktoś może jednak powiedzieć, że „GW” ma rację, przecież w obozach służyli Polacy, komuniści mówili po polsku, więc naród jest winny

Obozy, o których mówimy, służyły również jako punkt przerzutowy dla Sowietów. Szacuje się, że z obozów tych do ZSRS wywiezionych zostało kilkadziesiąt tysięcy inżynierów i różnej maści specjalistów ze Śląska. Oni zostali zmuszeni do pracy dla Sowietów. Komuniści rządzący Polską się na to zgodzili. To dowód, że na pewno polską władzą oni nie byli. Gdy rozpoznamy, że obozy te były komunistyczne, budowane na wzorach i korzeniu sowieckim, gdy powiemy, że za ich powstaniem stały powody ekonomiczne i chęć wykorzystania człowieka do pracy ponad siły, trzeba powiedzieć, że wśród Polaków byli również zdrajcy, ludzie nikczemni, którzy nie postawili się przed wyborem: czy zostać na uchodźstwie i walczyć o Polskę, czy zostać w kraju i walczyć, czy zostać w kraju i go odbudowywać. Oni uznali, że są komuniści, więc można robić karierę, iść po władzę. Ten wybór nie jest taki sam jak pozostałe, ich nie można stawiać na równi. Byli tacy Polacy, którzy zdecydowali się, by po trupach stawać się beneficjentami tego systemu. To byli funkcjonariusze reżimu, propagandziści, pisarze, artyści, jak Zakrzewski, który mówił o „zaplutym karle reakcji”... Ich wybory nie były tożsame z wyborami tych, którzy np. odbudowywali Warszawę po wojnie, czy wyborami Wyklętych, którzy walczyli w lasach z komunistami, a potem siedzieli w więzieniu, ani z wyborem np. Stanisława Mikołajczyka, ani z wyborem tych, którzy pozostali na Zachodzie, nie mogąc wrócić do ojczyzny. Wybory i drogi tych ludzi można opatrzeć przymiotnikiem polski. Działań komunistów nie.

Dziękujemy za rozmowę

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.