Za pośrednictwem „Faktu” Urząd Skarbowy przypomina premierowi o obowiązujących wszystkich podatników prawach. Szef rządu do końca kwietnia musi rozliczyć się z ubiegłorocznych prywatnych podróży służbowym samolotem.
Według tabloidu za jedną podróż w obie strony (koszt ok. 22 tys. zł) należy się ponad 4 tys. zł podatku za „wykorzystanie służbowego pojazdu do celów prywatnych”.
Gazeta powołuje się na w sumie martwe przepisy nakazujące odprowadzania podatków m.in. za kawę pitą za darmo w pracy, za prywatne rozmowy ze służbowych telefonów, za imprezy integracyjne fundowane przez pracodawcę albo za używanie służbowego samochodu do wyjazdu po zakupy.
„Fakt” powołuje się na rozmowy z urzędnikami skarbówki, którzy mają twierdzić, że podróże do Trójmiasta na odpoczynek, a nie na służbowe spotkania, powinny uderzyć premiera po kieszeni.
My, szczerze mówiąc, mamy wątpliwości, czy da się ścigać Donalda Tuska za powrót – nawet samolotem – do domu.
Nie specjalnie przyczepialibyśmy się również do samego faktu podróżowania szefa rządu – nawet co tydzień – samolotem.
Choć po tym, jak zarzucał bizantyjskie ciągoty śp. prezydentowi i wielokrotnie obiecywał tanie państwo, pokazując się na początku kadencji w samolotach rejsowych, trudno teraz nie mieć małej Schadenfreude czytając o pouczeniach skarbówki.
znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/127627-skarbowka-przypilnuje-lotow-premiera-4-tysiace-za-kazda-prywatna-podroz-rzadowym-samolotem