Pospieszalski w "GPC": "Najważniejszym obrońcą rosyjskiego raportu MAK jest prezydent Bronisław Komorowski"

PAP
PAP

"Najważniejszym obrońcą rosyjskiego raportu MAK jest prezydent Bronisław Komorowski" - pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie". Zdaniem publicysty, "wobec naszej dotychczasowej wiedzy o tym raporcie wychodzi na to, że prezydent uczestniczy aktywnie w rosyjskiej operacji dezinformowania".

Pospieszalski uważa, że powyższą tezę potwierdza wypowiedź prezydenta w programie „Kropka nad i”, w którym odniósł się do najnowszych ustaleń Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa:

„Ostatnie wydarzenie, jakim jest opublikowanie opinii biegłych w sprawie badającej problem katastrofy smoleńskiej przez rzecznika prokuratury okręgowej, jest czymś, co też musi co najmniej dziwić. To są sygnały o jakimś hasaniu, tak powiem, niejasnych zupełnie motywów w Prokuraturze Generalnej”.

Pospieszalski ocenia:

Nie oczekuję od prezydenta specjalistycznej wiedzy o układzie geologicznym złóż zawierających gaz łupkowy, dlatego mogę mu wybaczyć dywagacje o odkrywkowych metodach pozyskiwania tego surowca. Wybaczyć mu mogę nieznajomość imienia Prymasa Tysiąclecia kard. Wyszyńskiego, a nawet błędy ortograficzne. Ale w sprawie, która dotyczy tragicznej śmierci jego poprzednika, w sprawie, która pośrednio przyczyniła się do objęcia przez Bronisława Komorowskiego najwyższego urzędu w państwie, oczekiwałbym elementarnej wiedzy, a gdy jest jej brak – przynajmniej powściągliwości.

W opinii publicysty, katastrofa smoleńska "od pierwszych godzin, stała się obszarem, w którym na olbrzymią skalę widoczne są zabiegi dezinformacyjne".

Tych dezinformacji nie dokonywały jakieś bezimienne instytucje. To rozpowszechniali konkretni dziennikarze: Roman Kuźniar, Joanna Komolka, Kamil Durczok, a także inni pracownicy medialni z „Gazety Wyborczej” – Wacław Radziwinowicz i Agnieszka Kublik – czy Łukasz Słapek z „Polska. The Times”. Ale przede wszystkim rosyjską wersję, tuż przed ogłoszeniem raportu MAK, na pół roku przed wynikami prac komisji Millera, autoryzował Bronisław Komorowski. Już rok temu mówił: sprawa jest „arcyboleśnie prosta”, bo piloci nie powinni lądować. Potem symbolicznym gestem potwierdza wersję „pancernej brzozy”, składając w rocznicę katastrofy wieńce właśnie pod brzozą. Teraz w wywiadzie w TVN powtarza, że „źródłem katastrofy smoleńskiej była próba lądowania w nieodpowiednich warunkach pogodowych, która nie powinna mieć miejsca”, czego – dodaje prezydent – „chyba nikt nie kwestionuje”. Kłopot w tym, że właśnie odczyty biegłych tę wersję kwestionują.

Publicysta pyta także: co mógł zrobić prezydent wobec najnowszych ustaleń? I odpowiada:

Mógł przede wszystkim jako zwierzchnik sił zbrojnych uznać, że mamy dowód niewinności nie tylko polskiego generała, dowódcy sił powietrznych Andrzeja Błasika, ale dowody, które przeczą tezie o winie pilotów. To okoliczność, która rehabilituje polskich dowódców i załogę. Czy skorzystał z tego?

Jak wiemy - nie skorzystał.

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych