Tuż po ukazaniu się informacji o druzgocącej dla BOR opinii biegłych sporządzonej na potrzeby śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę cywilną, konferencje prasową miał Leszek Miller.

Skorzystał z okazji, by podważyć wiarygodność jej autorów, twierdząc, że obaj eksperci to bliscy współpracownicy zarówno Jarosława, jak i Lecha Kaczyńskich. Jest bardzo prawdopodobne, że opinia ta będzie powtarzana przez innych polityków, aby bronić skompromitowanego szefostwa BOR, na razie jest co kilkanaście minut powtarzana w kanale informacyjnym publicznej telewizji, spieszymy więc z krótkim wyjaśnieniem.

Millerowi najwyraźniej przypomniały się czasy jego świetności, gdy był członkiem Biura Politycznego PZPR, a prawda nie była sednem publicznych wystąpień.

Po pierwsze Jarosław Kaczyński (ten z BOR-u) jest nie majorem, a pułkownikiem, a po drugie nie tyle współpracował z braćmi Kaczyńskimi, co miał im za złe, że z powodów politycznych został zwolniony z Biura, gdy premierem był prezes PiS. Szukał nawet potwierdzenia swoich racji w sądzie, ale ich nie znalazł.

Również w przypadku drugiego z ekspertów płk. Stanisława Kulczyńskiego trudno dopatrywać się związków z braćmi Kaczyńskimi. Można za to znaleźć je z… Leszkiem Millerem. Najsłynniejszą opinią w eksperckiej karierze pułkownika była ta dotycząca feralnej akcji policji w podwarszawskiej Magdalence. Zginęło wówczas dwóch policjantów, a 18 zostało rannych. Była to największa kompromitacja policji w czasie rządów Leszka Millera. Stanisław Kulczyński niejako „wybronił” policyjnych dowódców stwierdzając w opinii dla sądu, że nie popełnili oni błędów.

O powołaniu właśnie tych ekspertów, z ich krótkim dossier, pisaliśmy jako pierwsi.

znp