Władysław Protasiuk: pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich, którzy badając katastrofę pogwałcili prawo

Fot. PAP
Fot. PAP

Władysław Protasiuk, ojciec śp. pierwszego pilota tragicznego lotu do Smoleńska, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”:

- Czuję duży niesmak, kiedy widzę, jak dziennikarz, który do tej pory idealnie wpisywał się w dezinformujący i zniesławiający przekaz, dziś, rozmawiając z rodzinami ofiar, gra rolę współczującego i rozumiejącego ból swojego rozmówcy słuchacza. Jedno, co mnie zastanawia, to to, czy taka osoba, patrząc w lustro, dobrze się ze sobą czuje, czy nie jest jej wstyd.

- Które, nazwijmy to, informacje o załodze sprawiły Panu największą przykrość?

- Takich kłamstw było tak dużo, że nie sposób ich tutaj wymienić. Niemniej jednak do dziś pamiętam nagłówki gazet, w których jacyś anonimowi "eksperci" ujawniali sensacyjne frazy wypowiadane przez załogę, które - jak potwierdził to krakowski instytut - nie tylko nie miały miejsca, ale nawet nie pasowały w żaden sposób do kontekstu prowadzonych przez załogę rozmów. Przykładem była wrzutka, jakoby Arkadiusz miał powiedzieć: "Tak lądują debeściaki", co miało korespondować z rosyjską teorią o brawurze pilotów. Kiedy ta konstrukcja została podkopana, w mediach jakiś kolejny anonimowy "ekspert" zaczął forsować tezę, że dowódca lotu dopuścił się wielu błędów, które ostatecznie doprowadziły do katastrofy, a działał pod wpływem presji dowódcy Sił Powietrznych. Na potwierdzenie tej tezy włożono w usta mojego Syna tekst: "Jak nie wyląduję, to mnie zabije". Bolały także powielane kłamstwa o nieznajomości języków, podczas gdy Arkadiusz - co potwierdzają także jego nauczyciele - był bardzo sumienny w nauce i opanował język angielski i rosyjski na bardzo dobrym poziomie. Poważne zaś braki w tej materii wykazali kontrolerzy z Siewiernego.

Zapytany, czy po blamażu z rozpoznawaniem głosów w kokpicie nie obawia się, że „komisarze Millera mogli równie >>pieczołowicie<< potraktować pozostałe badania", odpowiada:

- Od samego początku mówiłem, że ani raport MAK, ani komisji Millera, nie są dla mnie żadnym rzetelnym źródłem informacji na temat przyczyn katastrofy. Nie obawiam się, ja wiem, że całe to badanie było prowadzone w podobny sposób. Dlatego wielokrotnie już podkreślałem - podobnie jak zdecydowana większość rodzin ofiar - że konieczna jest międzynarodowa komisja do zbadania sprawy katastrofy pod Smoleńskiem. Inaczej nie poznamy prawdy.

- Czego jako ojciec dowódcy lotu do Smoleńska oczekuje Pan teraz od państwa polskiego?

- Oczekuję, że pokażemy światu, iż jesteśmy europejskim, cywilizowanym krajem, w pełni demokratycznym i przedstawiciele państwa polskiego pociągną do odpowiedzialności wszystkie osoby, które w badaniu katastrofy pod Smoleńskim dopuściły się jawnego pogwałcenia przepisów prawa.

Cała rozmowa w weekendowym wydaniu „Naszego Dziennika”.

znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.