"Rzeczpospolita": Dowódca Sił Powietrznych nie naciskał na pilotów Tu-154. Pośrednio: PILOCI DOBRZE ODCZYTYWALI WYSOKOŚCIOMIERZ

Dowódca Sił Powietrznych nie naciskał na pilotów Tu-154 - informuje "Rzeczpospolita" w artykule Cezarego Gmyza:

Słowa, które Komisja Jerzego Millera i rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) Tatiany Anodiny przypisywały generałowi Andrzejowi Błasikowi, w rzeczywistości wypowiadał drugi pilot mjr Robert Grzywna - ustalili biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna w Krakowie. "Rz" potwierdziła tę informację w dwóch niezależnych źródłach, które miały dostęp do ekspertyzy Instytutu Sehna. Ustalenia biegłych podważają jedną z najważniejszych tez raportów MAK i Komisji Millera - o tym, że obecność dowódcy Sił Powietrznych w kabinie pilotów pośrednio wywierała na nich presję.

Według "Rz", oficjalnie wynik ekspertyzy ma być ogłoszony na konferencji prasowej prokuratury wojskowej w poniedziałek.

Wygląda więc na to, że teza o naciskach - sączona wbrew faktom w umysły Polaków i światowej opinii publicznej - ostatecznie upadnie.

I co jeszcze ważniejsze:

Ustalenia krakowskich biegłych podważają też tezę o słabym wyszkoleniu i zgraniu załogi. Już wcześniej zwracano uwagę, że słowa przypisywane poprzednio gen. Błasikowi to podawane prawidłowo odczyty wysokościomierza.

Przypomnijmy: teza o odczytywaniu złego wysokościomierza jest GŁÓWNĄ OSIĄ raportu ministra Millera. Według tej wersji, wysokościomierz właściwy dobrze odczytywał jedynie generał Błasik - ale podawał jego dane wyłącznie "dla siebie". Jeżeli Błasika nie było w kabinie, to znaczy, że załoga znała realną wysokość samolotu!

"Rz" cytuje także fragment raportu MAK:

"Obecność dowódcy Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej w kabinie załogi aż do momentu zderzenia statku powietrznego z ziemią miała wpływ na podejmowanie decyzji przez dowódcę statku powietrznego o kontynuowaniu podejścia i o zniżeniu poniżej ustalonej minimalnej wysokości zniżenia bez nawiązania wizualnego kontaktu z obiektami naziemnymi".

A więc i raport MAK upada - jeszcze niżej niż do tej pory.

"Rz" podkreśla, że biegłym nie udało się przypisać wszystkich słów padających w kabinie do konkretnych osób. Jednak ustalili, że gen. Błasik nie uczestniczył w wydawaniu komend podczas lądowania. W tej sytuacji jedynym dowodem na jego obecność w kabinie może być miejsce odnalezienia ciała - obok zwłok nawigatora Artura Ziętka. To jednak dowód o tyle wątpliwy, że generał nie był, tak jak nawigator, przypięty pasami, i siła katastrofa mogła rzucić jego ciało gdziekolwiek.

Sil

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.