„Nasz Dziennik” analizuje proces wyposażania TU-154M o numerze 101 w komputer pokładowy (FMS) i system ostrzegania przed niebezpiecznym zbliżaniem się do ziemi (TAWS). Jak ustaliła gazeta, doszło w tej kwestii do wielu nieprawidłowości, zarówno po stronie polskiej, jak i rosyjskiej.
„ND” przypomina, że
FMS polskie Ministerstwo Obrony Narodowej nabywało etapami. Kolejno coraz bardziej zaawansowane komponenty kupowano w latach: 1990 (wkrótce po zakupie), 1996 (podczas pierwszego remontu głównego), 1999 i 2000 (podczas napraw okresowych). Natomiast TAWS zamontowano w trakcie innej naprawy okresowej w 2001 roku. Za każdym razem urządzenia były instalowane przez zakłady remontowe samolotów WARZ-400, zlokalizowane na podmoskiewskim lotnisku Wnukowo.
Okazuje się, że oba systemy zostały zainstalowane bez odpowiednich umów i certyfikatów. A co za tym idzie, nikt nie jest w stanie wziąć za nie odpowiedzialności – ani polskie wojsko, ani rosyjskie zakłady, ani MAK, który powinien te urządzenia zatwierdzić.
Wszystkie tego typu instalacje, jako zmiany odnoszące się formalnie do konstrukcji samolotu, powinny być uzgodnione z producentem i kompetentnym urzędem nadzorującym lotnictwo (MAK).
Według rozmówcy „Naszego Dziennika”, rosyjskiego pilota doświadczalnego Aleksandra Akimienkowa, który przez lata współpracował z MAK, ścieżka obowiązująca w tym przypadku powinna wyglądać następująco:
Wasze ministerstwo obrony musi wystąpić do producenta, czyli zakładów Tupolewa, o wniesienie zmian konstrukcyjnych. Zakłady proszą MAK o wyznaczenie programu lotów doświadczalnych. Przygotowuje się więc i zatwierdza taki program. Potem wykonuje się loty. Uczestniczą w tym dwaj piloci producenta i dwaj piloci MAK, najczęściej wynajęci z Instytutu Lotnictwa Cywilnego (GosNII GA) na Szeremietiewie. To jest na tyle prosty system, że może w tym przypadku wystarczyłoby zaledwie kilka takich lotów, na pewno nie więcej niż dziesięć. Ale należało je przeprowadzić
Później następuje podpisanie protokołów i wydanie certyfikatu na nową wersję samolotu i – rzecz niezwykle ważna – uzupełnienie instrukcji samolotu.
Okazuje się, że w polskiej dokumentacji TU-154M panuje gigantyczny bałagan potęgowany przez fundamentalne luki.
Według „Naszego Dziennika”, ani wojsko, ani resort obrony nie mają nawet umów, które wówczas podpisywano. Inspektorat Uzbrojenia odsyła do rosyjskich zakładów remontowych, a te zasłaniają się tajemnica handlową. Według gazety, śladów po lotach doświadczalnych nie ma. A bez tego, jak mówi były ekspert MAK, komitet Anodiny nie miał prawa wydać zgody na wprowadzenie tych systemów do oprzyrządowania samolotu, tym bardziej prezydenckiego.
Próbując odpowiedzieć na pytanie o powody pominięcia obowiązkowych procedur, dziennik pisze m.in. o niezrozumiałym sposobie dokonania zakupu amerykańskiego sprzętu.
Otóż polskie MON nie kupiło FMS i TAWS w Stanach Zjednoczonych, tylko w Czechach, w tamtejszych liniach lotniczych CSA. Do tego w transakcji brał udział Bumar, będący wtedy Przedsiębiorstwem Handlu Zagranicznego, mającym zajmować się... eksportem polskiego uzbrojenia. Jak się dowiedzieliśmy, przyczyną kłopotów w prawidłowym przeprowadzeniu wszystkich procedur z fabryką Tupolewa była właśnie obecność pośredników. Przez to Rosjanie nie mieli dostępu do oryginalnej amerykańskiej dokumentacji, a bez niej MAK nie chciał wydać swoich dokumentów. Podpisano jakieś protokoły przekazania samolotu w zmienionej wersji, ale - jak mówi Akimienkow - na nich można dolecieć co najwyżej na lotnisko doświadczalne.
W taki sposób, modernizowano samolot dla najważniejszych osób w państwie!
Według rosyjskich rozmówców „Naszego Dziennika” niedopełnienie procedur certyfikacyjnych dodatkowo w pewien sposób utrudniało pracę załodze.
- Pilot nie był niczemu winien. Nikt go nie wtajemniczał w kwestie certyfikacji. Miał rosyjską instrukcję do samolotu, miał angielską instrukcję do FMS, czytał je i latał tak, jak potrafił najlepiej. Tylko że musieli obciążać się dodatkowo zadaniem wyboru odpowiedniego sposobu lądowania. A tak być nie powinno. Decydować musi zasada, a nie inicjatywa
– powiedział gazecie Aleksander Akimienkow.
Czy łamanie procedur przy modernizacji polskich TU154 będzie miała jakieś konsekwencje? Wolne żarty. Zapewne zakończy się na artykułach w konserwatywnej części mediów oraz głosach oburzenia na blogach i forach internetowych.
Polskie państwo zamiotło pod dywan nie takie zaniedbania i skandale powiązane z katastrofą smoleńską. Zapewniając przy tym, że na całej linii zdawaliśmy, zdajemy i będziemy zdawać egzamin.
znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/124426-nd-o-nieprawidlowosciach-przy-instalacji-kluczowych-systemow-pokladowych-tu-154m