Czy "Europa mówi Sikorskim"? Tak stwierdziła "GW". Ale może na Czerskiej mają zadymione luficiki zamiast porządnego okna?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

"Unia mówi Sikorskim" - głosiła wielkimi literami przedwczorajsza pierwsza strona "Gazety Wyborczej". Tytuł, który zapewne przejdzie do historii jako wręcz idealny przykład odwracania realnego sensu zdarzeń. Że niby Polska coś Unii narzuca... To żadne narzucanie, to wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom Niemiec - najsilniejszego państwa niemieckiego. Jak bowiem zauważa dzisiejszy "Nasz Dziennik":

Stanowisko Tuska i Sikorskiego jest zbieżne ze stanowiskiem przyjętym ostatnio przez rządzącą w RFN CDU. 14 listopada partia Angeli Merkel przyjęła uchwałę zatytułowaną "Silna Europa. Dobra przyszłość dla Niemiec", która ma być odpowiedzią na obecny kryzys zadłużenia w strefie euro. Partia Merkel zaapelowała w niej m.in. o wzmocnienie politycznego wymiaru integracji europejskiej, obronę wspólnej waluty i strefy euro jako całości. (...) A więc m.in. to, o czym mówił w berlińskim wystąpieniu Radosław Sikorski, akceptując budowę europejskiej federacji politycznej pod silnym przywództwem niemieckim.

A więc Sikorski mówi Berlinem, a nie "Unia mówi Sikorskim". Zresztą, czy w ogóle mówi? Ponownie "Nasz Dziennik":

- Jak się okazuje, nie wszędzie był on tak entuzjastycznie witany - mówi dyplomata i były wiceszef MSZ Witold Waszczykowski. - Choć jest życzliwie komentowany w Niemczech, to niewiele mówi się o nim we Francji. Ten chłód jest bardzo wymowny i pokazuje, po której stronie postawiła się Polska - zaznacza.

A więc "Europa, co mówi Sikorskim", to tak naprawdę Niemcy, które Sikorski wezwał do objęcia dominacji nad kontynentem.

W podobnym tonie sprawę komentuje Marek Magierowski na łamach "Rzeczpospolitej". Jak jednak zauważa, nawet Niemcy - a więc owa domyślna Europa - nie mówi Sikorskim:

Nazajutrz po wystąpieniu Sikorskiego portale największych niemieckich gazet i stacji telewizyjnych albo nie napisały o nim w ogóle, albo poprzestały na krótkich notkach. Na pierwszej stronie serwisu „Financial Times Deutschland“, który wszelkie kwestie unijne opisuje bardzo obficie, znalazło się 56 informacji – żadna z nich nie dotyczyła wypowiedzi polskiego ministra. Największy francuski dziennik ekonomiczny „Les Echos“ wrzucił kilkuzdaniową depeszę o przemówieniu Sikorskiego do działu „Rynki i przedsiębiorstwa”. Z kolei większość włoskich dziennikarzy nie wie, kto to jest Sikorski, tak jak 90 procent polskich dziennikarzy nie wie, jak nazywa się minister spraw zagranicznych Italii. Trudno więc, żeby nagle obwieścili rodakom, że „Europa parla come Sikorski“.

Należałoby jeszcze zapytać, ile z owych nielicznych komentarzy zostało sztucznie indukowanych - co zresztą jest normalną praktyką w dyplomacji.

Najbardziej imponuje odporność tego systemu na falsyfikacje. Przecież w połowie roku ogłoszono, że "Polska rządzi Unią", a Donald Tusk dźwiga na swoich barkach problemy kontynentu. Teraz ogłasza się, że walczymy by dopuszczono nas do decydowania w sprawach Unii - a więc wcale nie rządziliśmy.

Koledzy, na trzeźwo tego się robić nie da, prawda?

Pat

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych