Nasz wywiad. Tomasz Sakiewicz o "Gazecie Polskiej Codziennie": Złapaliśmy oddech. "Szanse przetrwania to 50 procent"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: w cieniu kampanii wyborczej docierały do nas informacje o trudnościach jakie napotykało uruchomienie i kolportaż "Gazety Polskiej Codziennie". Jak wyglądało to naprawdę?

Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie": Był taki dzień, kiedy codziennie kiedy co piętnaście minut od poszczególnych sekcji zaangażowanych w uruchomienie projektu otrzymywałem informacje, że dzieje się coś, co nie zdarza się normalnie.

 

To po kolei.

Proszę bardzo. Pierwszego dnia ktoś na lotnisku przytrzymał transport z gazetami, bo część nakładu musimy wozić transportem lotniczym. W efekcie spóźniliśmy się z dostawą gazet i dostaliśmy gigantyczną karę finansową. Potem okazało się, że nie mamy szans na reklamy w telewizji. Kiedy wybuchła wokół tego awantura, w TVP puszczono jedną z naszych dwóch reklam. Polsat, który początkowo zgodził się na obie reklamy, wycofał tę, którą zanegowała telewizja publiczna. Jakby się dostosował, jakby się umówili. TVN był najbardziej konsekwentny i nie wyemitował żadnej naszej reklamy, twierdząc, że ma pełne obłożenie czasu reklamowego. I do 9 października nie znalazł.

Mieliśmy też nieciekawą sytuację wokół reklam na kioskach Ruchu. Firma ta stwierdziła, że ramki z naszymi reklamami - okładkami, nie odpowiadają wymogom ustanowionym przez prezydenta Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz. O tyle to dziwne, że mamy identyczne ramki jak pozostali wydawcy, np. wydawca "Faktu". Powiedziano nam, że normy wprowadzono właśnie w tej chwili. Cóż, poprosiliśmy więc by powieszono je w pozostałych miastach kraju. To też okazało się jednak niemożliwe, bo normy warszawskie właśnie wdrożono w całym kraju. Z kolei w firmie "Kolporter" twierdzono, że znaczna część kioskarzy wycofuje się ze zgody na nasze reklamy ramkowe. Dlaczego? Sprawdziliśmy. Okazało się, że ludzie się boją - wybicia szyby, szykan. Po prostu są zastraszeni. W wielu miejscach gdzie gazeta sprzedała się doskonale, następnie w ogóle przestano ją zamawiać.

 

A w samej redakcji?

Zawitała do nas Państwowa Inspekcja Sanitarna. Powodem był jakiś absurdalny donos, że rzekomo drukujemy gazety w lokalu redakcji. Dziesiątki tysięcy egzemplarzy! Na dodatek, w związku z tym rzekomym drukiem, na piątym piętrze trzymamy materiały wybuchowe. Potraktowano to poważnie albo w ogóle wymyślono. Kontrola po pierwszym stwierdzeniu absurdalności tych twierdzeń zaczęła więc sprawdzać czy aby nie handlujemy gazetą w siedzibie redakcji. No i na koniec inspektorzy postanowili sprawdzić czy nasi dziennikarze udając się do Sejmu mają obuwie na zmianę (śmiech).

Dwa dni później wojewoda warszawski wycofał zgodę na remont naszej siedziby, choć udzielił jej długo przed remontem, zakończonym pół roku wcześniej.

 

Jest porównywalne w jakiejś mierze z tym co spotyka tygodnik?

Co do rodzaju represji - tak. Ale skala jest dużo większa, nieprawdopodobna. Tak jakby ktoś doszedł do wniosku, że tygodnik możemy jeszcze robić, ale dziennik to już obszar zakazany, dostępny tylko swoim. Zbyt groźny.

 

Zagraża to wszystko bytowi "Gazety Polskiej Codziennie"?

Największym zagrożeniem jest fakt, że wskutek tych wszystkich represji sprzedajemy naszą gazetę tylko w 30 procentach kiosków i punktów sprzedaży. To siłą rzeczy wpływa na wyniki. Mieliśmy wyjątkowo trudny start. Ale teraz sprzedaż rośnie, w ogromnej mierze dzięki zaangażowaniu czytelników i Klubów "Gazety Polskiej". Tym bardziej jestem też wdzięczny tym kioskarzom, którzy pomimo wszystko mają odwagę nas sprzedawać.

 

Jak to było z tymi reklamówkami lewicy i kandydatów ruchów homoseksualnych wkładanymi do "GPC"?

Nie sądzę by była to robota tych polityków, trudno przypuszczać by szukali wyborców u naszych czytelników. To raczej świadome działanie w celu zdyskredytowania nas. Mamy oświadczenia kioskarzy, na piśmie, że dostali polecenie wkładania tych ulotek.

 

Widać, że GPC się zmienia. Jak by pan to opisał?

Zmieniliśmy okładki. Wiemy wyraźnie, ze nasi czytelnicy oczekują mocnych, wyrazistych okładek, ale w środku oczekują więcej treści politycznych, nieco spokojniejszych i więcej pogłębionej publicystyki.

 

Były głosy, także ze sztabu PiS, ze wasza okładka ogłaszająca w przeddzień wyborów, o tym iż w Smoleńsku doszło do zamachu, zaszkodziła tej partii.

Byłoby tak gdyby wielkie telewizje czy media powoływały się na nas. Ale po dwóch godzinach pewnego poruszenia temat wyciszono. Widocznie jest odwrotnie - oni się tego boją.

Nie ma jednak dowodów na zamach. Choć oczywiście nie można tego wykluczyć. Nie za mocno o tym piszecie?

Są dowody pośrednie. Zapisy ze skrzynek pokazują, ze coś się stało z maszyną w powietrzu. Wiemy też o ukrywaniu dowodów, a także ich fałszowaniu, choćby protokołów sekcji zwłok. Więc wszystko na to wskazuje.

 

Jakie więc są szanse na przetrwanie projektu "Gazety Polskiej Codziennie"?

Nie mamy dużo pieniędzy, ale szanse są spore - oceniam je na 50 procent. Po trzech tygodniach złapaliśmy oddech. Wszystko zależy jednak od czytelników.

 

Pana ocena sytuacji politycznej?

Spodziewałem się lepszego wyniku PiS i byłby taki gdyby nie ostatni tydzień. Nie rozumiem jak można to było tak przegrać. Zwłaszcza ta książka byłą nieszczęściem. W tym czasie Jarosław Kaczyński nie powinien był wydawać żadnej książki, a już na pewno nie takiej. Ktoś powinien za o odpowiedzieć. Bo jak się ma negatywne media, to trzeba pełni kontrolować komunikaty. Błędem był też wywiad dla "Newsweeka", który podtrzymał nieprecyzyjność sformułowań z książki. Ale i potem można się było z tego wycofać. Błędem była też debata z Lisem. Kaczyński wypadł świetnie, ale Lis osiągnął cel w postaci zbudowania afery.

 

Na koniec - konserwatywne środowiska dziennikarskie są tak skłócone jak to opisuje "Wyborcza"?

To bzdura, po prostu u nas jest prawdziwa, nie ustawiana, czasem ostra dyskusja o idee, o ich realizację. Zazdroszczą nam tego, bo to nasz wielki atut. Oni są funkcjonariuszami, nie mają przekonań. My - ludźmi wolnymi, z własnymi poglądami.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.