Prof. Andrzej Zybertowicz: "Trzeba na pewien czas zawiesić swoje sympatie, lęki i nadzieje, i wczytać się z pokorą w te wyniki"

Premier Donald Tusk wita wicepremiera Waldemara Pawlaka przed wtorkowym posiedzeniem rządu, PAP
Premier Donald Tusk wita wicepremiera Waldemara Pawlaka przed wtorkowym posiedzeniem rządu, PAP

Prof. Andrzej Zybertowicz odpowiada na pytanie "w jakiej Polsce się obudziliśmy 10 października 2011 r.?"

Wypowiedź na antenie Radia Maryja, 10 października 2011 r.

I komentuję rzeczywistość w podwójnej roli. Z jednej strony jestem badaczem, który na zimno obserwuje pewne procesy, a z drugiej strony czuję się częścią obozu niepodległościowego, to znaczy jestem zwolennikiem tej wizji Polski, która zakłada, że nie powinniśmy się rozpuszczać w Europie, nie powinniśmy ulegać globalizacji, a powinniśmy się na nowo reorganizować, żeby chronić swoją tożsamość.

W chwili obecnej za główne zagrożenie uważam skłonność obozu niepodległościowego do defetyzmu. Widzimy skłonność do ulegania pesymistycznym nastrojom u wielu osób, które same widzą siebie jako patriotów, czasami jako prawicowców, jako katolików. To w pewien sposób zaskakujące, że w obozie ludzi wiary ta wiara często okazuje się płytka. Jakbyśmy zapominali, że naród ma tysiąc lat i że mamy duże rezerwy kulturowe, z których można na różne sposoby czerpać. Jakbyśmy zapominali, że nasza tkanka społeczna, mimo że pod wieloma względami wątła, może być dalej dotleniana i wykorzystywana jako zasób, na bazie którego można chronić te wartości, które są dla nas kluczowe.

Trzeba na pewien czas zawiesić swoje sympatie, lęki i nadzieje, i wczytać się z pokorą w te wyniki. Bo te wyniki to jest sytuacja, w której rzeczywistość społeczna dała głos. Polska odsłoniła swoje obecne, być może tymczasowe, ale obecne i rzeczywiste oblicze.

I jakie to jest oblicze? Jeżeli zaczniemy od sukcesu Ruchu Palikota, to nasuwają się trzy obserwacje.

Pierwsza to dobra wiadomość, że Palikot odsyła, jak się wydaje, w przeszłość środowiska postkomunistyczne. Nie należy się niepokoić, że jego poglądy są jeszcze bardziej lewackie niż postkomunistów, bo z socjologicznego punktu widzenia rzecz nie sprowadza się tylko do poglądów, lecz także do sieci powiązań. Z Palikotem idą w pewnym sensie ludzi nowi, a to oznacza, że stare, okrzepłe sieci postkomunistyczne, gospodarcze, administracyjne, agenturalne, będą osłabione. I to jest dobra wiadomość.

Druga dobra wiadomość jest taka, że jak się wydaje spora część wyborców Palikota głosowała na niego nie dlatego, że popierają jego antykościelne poglądy. To jest reakcja podobna do głosowania na Stana Tymińskiego w 1990 roku i potem zwolenników Leppera; to jest wyraz nieufności wobec klasy politycznej w ogóle.

Jest też trzeci wymiar sukcesu Palikota. Do sporej części społeczeństwa, w przypadku młodych nawet do jednej czwartej, trafia ostrze antyklerykalne, liberalno-lewacko-anarchistyczne. I tu jest przestrzeń zagrożenia.

Gdybyśmy chcieli jednak odczytać te wyniki w innych obszarach. Głosy na Platformę i na PSL trzeba czytać jako głosy ludzi zaspokojonych; tych, którzy akceptują bieg spraw społecznych. Ludzie, którym nie przeszkadzają źle jeżdżące pociągi, rozkopane drogi, niesprawne administracja i sądownictwo. To ludzie, którzy z PRL-u wynieśli niski poziom oczekiwań wobec swojego państwa. I w tym sensie Platforma ich nie rozczarowała.

Myślę że nasza strona, obóz niepodległościowy, powinna nie tylko unikać defetyzmu, ale także unikać łatwego alibi. W czasie moich spotkań promujących książkę "Pociąg do Polski" pojawiały się takie tezy, że jesteśmy słabi ponieważ mamy przeciwko sobie media i tajne służby. Nazbyt często to jest jedynie wymówka dla naszej małej aktywności organizacyjnej, dla naszych małych umiejętności samokontroli. Wolałbym powiedzieć tak, jak powiedział prof. Antoni Dudek: gdyby nie to, że spora część społeczeństwa jest zadowolona z tego co im daje życie, to poparcie mediów i biznesu dla PO nie dałoby tej partii takiego wyniku. Nie wystarczy, że media i elity są po stronie PO. Platformie udało się nie tylko na poziomie wizerunkowym stworzyć taki obraz społecznego świata, który wpasowuje się w oczekiwania znacznej części społeczeństwa.

Musimy doceniać tkankę społeczną. Gdybyśmy spróbowali porównać "siły towarzyskości" różnych środowisk, czyli siłę nieformalnych spotkań, więzi, oddziaływań, to nasz obóz niepodległościowy ma tutaj wiele do nauczenia się.

Musimy udomowić politykę. Żebyśmy nie bali się z przedstawicielami innych wizji Polski rozmawiać i ich przekonywać. Bo nawet gdyby nastąpił jakiś wstrząs gospodarczy, który otworzyłby szansę głębokich prawdziwych reform, to bez przekonywania tych, którzy nie widzą patologii, takie reformy się nie powiodą.

Powinniśmy z pokorą czytać te wyniki. Rzeczywistość dała głos. W sytuacji w której Bogdan Klich, były minister obrony, odpowiedzialny za karygodny bałagan, zostaje wybrany senatorem, to widzimy, jakie zamieszanie w głowach mają ludzie w pewnych częściach kraju. Nad tym musimy pracować w pokorze, przekonywać, zastanawiać się, czego ci ludzi nie wiedzą, nie rozumieją. Albo czego my nie rozumiemy, skoro człowiek odpowiedzialny za takie nieszczęście, za bałagan w wojsku, dostaje mandat wyborców. Człowiek, który został odwołany. Jeżeli tego nie zrozumiemy, nie zrozumiemy współczesnej Polski.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych