„Pierwszym i jedynym szefem Sztabu Generalnego, który nie skończył szkoły sowieckiej, był gen. Gągor. Zginął w Smoleńsku"

Za: Blogpress

Aktualne terminy i miejsca spotkań znajdziesz tu.

Promocja książki Sławomira Cenckiewicza "Długie ramię Moskwy" - 28 września 2011 r., Warszawa

„Pierwszym i jedynym szefem Sztabu Generalnego, który nie skończył szkoły sowieckiej był Franciszek Gągor, który zginął w Smoleńsku. Wszyscy inni, na czele z generałem Mieczysławem Cieniuchem, który od razu zajął jego stanowisko, są oficerami szkół sowieckich. (..) To ciekawe, że wolna Polska stawiała na ludzi wykształconych na sowieckich uczelniach” - powiedział Sławomir Cenckiewicz w trakcie spotkania promującego jego najnowszą książkę.

W Traffic Club w Warszawie odbyła się promocja książki Sławomira Cenckiewicza „Długie ramię Moskwy: wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1989”. Uczestniczyli w niej, prócz autora, Jerzy Jachowicz i Piotr Pałka. Spotkanie prowadził Jacek Karnowski.

Książka jest dedykowana śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, inicjatorowi likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, będących kontynuacją wywiadu wojskowego PRL.

Autor opisuje dzieje wywiadu PRL – wywodzi je od obozów w Kozielsku i Starobielsku, w których werbowano oficerów polskich, którzy za cenę kolaboracji, zdrady, mieli ocalić swoje życie, analizuje dokumenty. Cenckiewicz przytacza wiele anegdot, które pokazują jak nieudolne tak naprawdę były te służby. Cezurą jest rok 2006, kiedy to nastąpiła likwidacja WSI.

Na wstępie autor podziękował Antoniemu Macierewiczowi za to, że powierzył jemu, doktorowi nauk humanistycznych, zadanie kierowania pracami komisji likwidacyjnej WSI.

„To co było dla mnie jako badacza niesamowite, to że jako historyk, jako naukowiec, mogłem na tajne służby PRL, na ludzi, którzy tworzyli te służby LWP, których spotkałem w gmachu na Niepodległości czy w budynku kontrwywiadu, spojrzeć od wewnątrz. Mogłem dotknąć fizycznie struktury osobowej, która suchą nogą przeszła z okresu PRL-u do III RP”.

"Okazało się, że w zasadzie większość dokumentów tajnych służb wojskowych PRL jest albo ukryta w zbiorze zastrzeżonym albo jest oznaczona klauzulami tajności, stąd historycy pracujący w IPN nie mieli dostępu do tych materiałów. A ja mogłem z tej perspektywy likwidatora WSI przy tych kompetencjach, jakie miał przewodniczący, sięgnąć do tej skrytki ukrytej w IPN przez WSI, które zastrzegły gros z tych materiałów”.

Jacek Karnowski ocenił:

„Po tej lekturze mam takie wrażenie. Po pierwsze, te służby były skrajnie nieprofesjonalne. Tak naprawdę likwidujesz mit WSI, które to WSI próbowało budować. (..) Będziecie Państwo zdumieni ilością wpadek, brakiem realnych efektów pracy, tak naprawdę opieraniem się na gazetach i książkach, które są dostępne w księgarniach, a jak narzeka gen. Marek Dukaczewski w jednym z raportów, też przegapiają ważne książki. To jest zdumiewające jak Sławomir Cenckiewicz trafnie i skutecznie ten mit ostatecznie likwiduje, mit sprawności WSI. (..) To tytułowe długie ramię Moskwy, (..) to brak suwerenności. (..) Jeszcze na początku lat 90. nawet jest odruch podtrzymywania kontaktów z ZSRR, i w związku z tym brakiem efektów zewnętrznych, w wywiadzie - skupienie na kraju, próba biznesowego i politycznego wpływania na rzeczywistość. Od lat 80. to jest tak naprawdę główny cel”.

Sławomir Cenckiewicz dodał:

„Ten brak suwerenności nie wynika tylko z utworzenia pierwotnych struktur wywiadu wojskowego. To były formacje rozpoznania wojskowego, w 1943 roku, były to struktury afiliowane przy 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki gen. Berlinga i później przy I i II Armii LWP. Ale ten brak suwerenności opisuję przez cały okres funkcjonowania tych tajnych służb, czyli system szkolenia, najpierw w kraju. (..) Wywiad PRL do roku 1960 był nasycony oficerami GRU, oficerami Armii Czerwonej, oni w pierwszym okresie bezpośrednio nim kierowali. 52 etaty kierownicze wywiadu wojskowego z lat 44-46 to są etaty zajęte wyłącznie przez Sowietów. (..) Rosjanie kilka lat temu wydali taki duży słownik oficerów GRU, w którym znalazłem nazwiska, biogramy oficerów, którzy tworzyli struktury wywiadu wojskowego PRL".

"Ale ja ten brak suwerenności analizuję w całym okresie istnienia tego wywiadu, opisuję system szkolenia w szkołach GRU, w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej w Moskwie, był tam również realizowany plan Sowietów werbowania towarzyszy z bratnich służb, ale również opisuję planowanie operacyjne wywiadu wojskowego w całym tym okresie istnienia, ono było ściśle związane z instrukcjami, które płynęły z Moskwy. Opisuję wizyty szefów GRU”.

„LWP tak naprawdę rodzi się jesienią 39 roku, kiedy po raz pierwszy tajne służby sowieckie przeprowadzają rozmowy, które kończą się werbunkami, z polskimi oficerami internowanymi po 17 września, i wówczas dokonują pierwszej selekcji ludzi, których ominie las katyński, sam Berling należy do tej grupy.(..) Formalnie LWP powstaje w roku 43, chociaż w zamierzeniu Stalina i tych figurantów w rodzaju Berlinga ma być to tylko polska dywizja Armii Czerwonej. (..) Mord katyński jest mordem założycielskim Ludowego Wojska Polskiego. (..) Kiedy powstaje LWP na Wschodzi u boku Armii Czerwonej? Wtedy kiedy świat dowiaduje się o Katyniu i kiedy następuje w lipcu 43 roku zerwanie stosunków dyplomatycznych pomiędzy Sowietami a Rzeczpospolita Polską. Wówczas zapada ta ostateczna decyzja tworzenia formacji zbrojnych u boku Armii Czerwonej, które będą „wyzwalały” ziemie polskie i zainstalują tutaj u boku służb sowieckich tą zdradziecką władzę. (..) To przez cały PRL do lat 80. jest kultywowane”.

Sławomir Cenckiewicz dodał, że jak wynika z sowieckich książek naukowych i encyklopedii, gen. Świerczewski był generałem GRU, dowódcą szkoły GRU, w której w latach 30. w ramach kursu wojennego dla działaczy KPP prowadził kurs.

"Taka jest geneza tego wojska". (..) Mówi się nam, że w tym LWP dużo patriotów przetrwało i tłumaczy się tym, że oni się tak pięknie wkomponowali po roku 90 w tę naszą niepodległą już rzeczywistość”.

Druga sprawa, którą podkreślił Sławomir Cenckiewicz w swojej książce i w wypowiedzi na promocji to brak profesjonalizmu wywiadu wojskowego. Zadecydował o tym dobór kadr, zły system szkolenia w kraju, na placówki wywiadowcze wyjeżdżali oficerowie bez znajomości języka, czasem po prostu byli to mało inteligentni ludzie, decydowała tu synekura.

„Ślady tego nieprofesjonalizmu są szeroko obecne w dokumentach przekazanych do IPN. Ta mityczna skrytka w zbiorze zastrzeżonym w IPN, poza takimi aferami jak afera FOZZ i udział służb wojskowych w wielkich operacjach związanych z rabunkiem finansów Polski, ta skrytka miała też ukryć ten nieprofesjonalizm. Po roku 90 większość z z nas kupiła ten kit o tym, że to były profesjonalne służby (..) To jeden wielki mit”.

Trzeci element to penetracja przez zachodnie służby specjalne. „Tylko w latach 1960-86 aż 39 wysokich oficerów i dobrych agentów, nielegalnych pracowników wywiadu, uciekło na zachód, większość z nich była agentami wywiadu brytyjskiego albo służb amerykańskich”.

Byli to m.in. pułkownik Ostaszewicz, który do 1972 roku pełnił funkcję zastępcy szefa Zarządu II Sztabu Generalnego ds. informacyjnych - był on agentem CIA, i kpt Jerzy Sumiński, ulubiony oficer Czesława Kiszczaka, który ściągnął go do ochrony operacyjnej, kontrwywiadowczej Zarządu II, wizytował rezydentury wywiadowcze, kontrolował kartotekę agentury – w 1980 r. oddał się w ręce CIA, wcześniej spakowawszy dokumenty. W tym momencie ten wywiad wojskowy stał się kompletną wydmuszką. Musieli zmienić całą strukturę, odwołać kilkudziesięciu oficerów z całego świata. Inny przykład to ppłk. Marian Kozłowski, którego odnalazł Sławomir Cenckiewicz, jego żona, oficer CIA, znała charakterystyki tych oficerów II Zarządu lepiej niż on. Pokazuje to stopień infiltracji polskiego wywiadu wojskowego.
Jednak te służby to nie był papierowy tygrys tu w kraju.

Cenckiewicz zastrzegł się:

„Na tym polega istota likwidacji tej służby, że to było naprawdę niebezpieczne dla nas, tutaj. Te służby od lat 70., kiedy okazało się, że one nie funkcjonują, nie prowadzą klasycznego wywiadu wojskowego (…). W erze Kiszczaka jest ta wielka aktywizacja wywiadu w kraju, temu służy powołanie agenturalnego wywiadu operacyjnego (..) miał werbować osoby mieszkające w kraju”.

Służby wojskowe lokowały agentów w telewizji, w redakcjach gazet, LOT, MSZ, centralach handlu zagranicznego.

„To był aparat rozbudowany do monstrualnych rozmiarów – podkreślił Sławomir Cenckiewicz. - "Tych agentów wojska było wielu w tych instytucjach. I to jest aparat, który został użyty w momencie przełomowym czyli w końcówce lat 80., w procesie transformacji.”

„Umożliwili [mowa o tych ulokowanych w centralach handlu zagranicznego] transfer pieniędzy publicznych, państwowych, w ręce prywatne. FOZZ jest jedną z wielu tego typu operacji, najbardziej spektakularną. Wojsko miało kontrolę nad całym procesem oddłużeniowym Polski Ludowej w końcówce PRL-u. (…) Z tego punktu widzenia były to służby niezwykle groźne dla rodzącej się III RP, rodzącej się wolnej Polski”.

„Ten model z okresu PRL to znaczy kompletne zero, jeśli chodzi o aparat zagraniczny i bardzo silne struktury w kraju, zainteresowanie polityką, biznesem, dziennikarzami – został powielony w III RP. I w 2006 roku to właśnie z tego powodu należało ten cały aparat zlikwidować”.

Jerzy Jachowicz powiedział:

„To pierwsza książka, która przedstawia w miarę kompletny obraz wojskowego wywiadu”. Jak podkreślił, autor pracował na dokumentach i zrobienie sensacyjnej, dobrze czytającej się książki z dokumentów jest niezwykle trudno.

Jacek Karnowski dodał także do wątku braku profesjonalizmu, że kursy dla oficerów wywiadu organizowane w ZSRR często były fikcyjne, służyły do werbunku albo zbierania haków – podstawianie kobiet, alkohol itp.

Cenckiewicz przypomina z kolei historię zajęcia ambasady w Bernie przez tzw. Powstańczą Armię Krajową (prawdop. grupę jednej akcji) w 1982 roku, podczas tej akcji dokumenty tajne przechowywane w ambasadzie w atachacie wojskowym nie zostały przez oficera zniszczone mimo upływu 36 godzin, a według wszelkich reguł tajnych służb powinny zostać zniszczone. Opowiada także wiele anegdot potwierdzających tezę o braku profesjonalizmu wywiadu wojskowego.

Tematów podjętych na tym spotkaniu było więcej. Sławomir Cenckiewicz opowiadał m.in. o sprawie FOZZ i Grzegorzu Żemku. Wspomniał o członkach rady nadzorczej FOZZ:

„Stopień zagenturyzowania na poziomie 100%, wszyscy są związani ze służbami, łącznie z wiceministrem finansów, Januszem Sawickim. Całość tej operacji fozzowskiej była w rękach tajnych służb, częściowo cywilnych, częściowo wojskowych”.

Cenkiewicz zdementował również tezę o patriotyczności wojska w czasach PRL-u. Określił to jako akcję dezinformacyjną. Mówił o gen. Wojciechu Jaruzelskim.

Mówił także o Bronisławie Komorowskim jako najbardziej konsekwentnym obrońcy WSI. W książce opisuje również działalność Komorowskiego w czasach, gdy był on ministrem obrony narodowej. Wymienia nazwisko płk. Zenona Klameckiego, szefa kontrwywiadu wojskowego, który miał udział (jak to określa Cenckiewicz - jako macher z zaplecza) w nakręceniu filmu „Dramat w trzech aktach” (autorzy filmu Witold Krasucki i Grzegorz Nawrocki otrzymali za ten film „Hienę Roku”). Tego człowieka Komorowski nie zdymisjonował. Klamecki był, warto dodać, oficerem prowadzącym Grzegorza Żemka.

W dalszej części spotkania historyk mówił także, że to długie ramię Moskwy nigdy nie uschło, Sowieci uznali, że LWP mimo nieudanych akcji wywiadowczych, gwarantuje kontrolę sowiecką nad Wisłą, że nie podlega „fluktuacjom jak SB, gdzie podobno różnego rodzaju kryzysy się pojawiały i dlatego trzeba było oddelegować Czesława Kiszczaka, który z cywilnymi służbami nie miał nigdy nic wspólnego, był oficerem informacji wojskowej, później WSW, później został szefem wywiadu wojskowego, potem znowu WSW, i z tego stanowiska zostaje szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w lipcu 1981 roku. To samo w sobie niesamowite, że w jednej osobie jest szef kilku służb”.

Sil

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.