Nasz wywiad. Marcin Wolski o poszerzaniu sfery wolności, która generuje odwagę. I o Lisie: "zszedł na poziom Gembarowskiego"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Mamy nowe władze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Tworzą go powszechnie szanowane w środowisku postacie. Ale od razu rozpoczęło się stygmatyzowanie, że "prawica wzięła SDP".  Co pan na to?

Marcin Wolski, pisarz, publicysta, członek zarządu SDP, komentator "Gazety Polskiej": Każdy człowiek myślący ma poglądy na życie publiczne, ale nikt z członków nowych władz SDP nie należy do żadnej partii politycznej. A, że mają sympatie światopoglądowe czy ekonomiczne, to przecież żaden zarzut. Świat nie jest taki prosty jakby niektórzy chcieli. Można być przecież  konserwatystą obyczajowym, liberałem ekonomicznym i jeszcze mieć domieszkę wrażliwości społecznej.
A każdy z moich kolegów i koleżanek w zarządzie ma istotny dorobek zawodowy. Krzysztof Skowroński, Agnieszka Romaszewska, Teresa Bochwic, Piotr Legutko prezentują też piękne sylwetki moralne, nieraz dostawali w skórę za wierność ideałom.

Dla ośrodków mających przewagę to jednak jest proste.

Oni postępują dokładnie jak Hermann Goering, który twierdził, że o tym kto jest Żydem w jego ministerstwie decyduje on. Mamy tu dokładnie taką samą sytuacje. Dowiadujemy się z ust naszych znakomitych przeciwników kim jesteśmy. I że to ostateczny wyrok, bo oni nas tak zaszufladkowali. To absurd.

Kiedy powstaje nowa gazeta codzienna czy nowy tygodnik od razu bombardują, że to reprezentanci "skrajnych" poglądów. W domyśle "Wyborcza" promująca wszelkie dziwactwa obyczajowe, "Wprost" szydzący z wiary i "Newsweek" z ukrzyżowanym Palikotem są umiarkowane?

To są właśnie te absurdy. A przecież paradoksalnie po raz pierwszy od wielu lat przestrzeń mediów drukowanych, w odróżnieniu od elektronicznych, daje każdemu możliwość wyboru ulubionego pisma. Od "Wyborczej" przez "Gazetę Polską Codziennie" i "Uważam Rze". Komu to przeszkadza? O co chodzi?

Może o monopol medialny?

Tak, to jest walka o osiągnięcie nawet nie przewagi, ale monopolu. Duża część polskich elit mentalnie tkwi w pierwszej połowie lat 90., kiedy poza resztówką postkomunistyczną właściwie mieli wszystko. tęsknią do tego okresu, cierpią, że to osłabło.

Ten monopol najbardziej widać na rynku reklamowym, gdzie setki tysięcy czytelników rozmaitych pism i portali traktowani są przez domy mediowe i reklamodawców jakby prawie nie istnieli. SDP dostrzega to?

Dostrzega i będziemy o tym mówili. To co jest to coś na granicy schizofrenii. Na całym świecie uważa się, że nie można zgubić pięciu procent potencjalnych konsumentów. A u nas odprawia się z kwitkiem, nie dostrzega się i lekceważy połowę narodu. Warto wiedzieć, że mamy bardzo dużo sygnałów iż nie zawsze chodzi o niechęć do mediów niezależnych. Równie często to strach przed konsekwencjami, cichymi represjami i nagłymi kontrolami, przed utratą zamówień i kontraktów. Dostają wiele sygnałów, że za to dostaje się w tyłek.

Co można zrobić?

Praca u podstaw, powiększanie sfery wolności. U wielu ludzi poczucie, że nie są sami, generuje odwagę. Buduje wspólnotę. Trzeba mozolnie to przełamywać. To wyzwanie podobne do tego, które podjęli Polacy marzący o wolności pod koniec XIX wieku. I niepodległość odzyskaliśmy. Trzeba wiedzieć, że przełom w końcu nastąpi. Przecież przed wyborem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową też wielu ludzi dało sobie wmówić, że w Boga wierzą tylko prości i niewykształceni. A potem to pękło bo objawił się papież, który był jednocześnie intelektualistą wielkiej miary. Zresztą, teraz polska inteligencja, ta prawdziwa, w większości trzyma się z dala od tego systemu medialnego, widzi jego fałsz i manipulacyjną rolę. Lepsze pióra też są z nami, wcale nie idą tam gdzie dają wielką kasę. Wybierają, wbrew wszystkiemu, jasną stronę mocy.

Na koniec - oglądał pan Lisa?

Tak. Niestety.

I?

W normalnym kraju dziennikarz przyjmujący rolę wicetuska byłby skończony. Próbował linczu, zszedł na poziom Gembarowskiego.

Tu drobna uwaga - obserwuję Lisa od 20 lat i on stracił już, odarł się, z resztek wdzięku, wrażliwości. Walił na oślep w nadziei, że któryś cios dosięgnie Kaczyńskiego. Przestał myśleć.
Byłem zniesmaczony. Bo gdyby jeszcze rozmawiał tak ostro ze wszystkimi. Ale nie, na kolanach szczebiocze z możnymi tego świata, a z nakazu politycznego chciał zgnoić lidera opozycji. To było wykonanie zamówienia politycznego. Na dodatek nieumiejętne.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych