Pierwszy film z miejsca katastrofy TU-154M. Wątek, którego oficjalnie nigdy nie podjęto, a który powinien być wyjaśniony

Kadr z filmu "A short film about..." Fot. wPolityce.pl
Kadr z filmu "A short film about..." Fot. wPolityce.pl

Dwa dni po katastrofie w Smoleńsku w Internecie pojawił się film znany pod tytułami: „Samolot płonie”, „Film Koli”, „1:24”.

Nagranie pokazuje, co działo się na miejscu katastrofy TU-154M w kilka minut po uderzeniu samolotu w ziemię, zanim jeszcze na miejsce dotarł montażysta TVP Sławomir Wiśniewski. Zarejestrowane telefonem komórkowym (do dziś nie ma pewności przez kogo) 84 sekundy zostały na zlecenie prokuratury wojskowej skrupulatnie zbadane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji.

Obie instytucje stwierdziły, że film został nagrany na miejscu katastrofy, że nie jest montowany oraz że nie ingerowano w ciągłość jego zapisu.

Tym, co przykuwało w nim największą uwagę, były cztery odgłosy przypominające strzały. Do dziś nie wiadomo, skąd pochodziły. Polscy eksperci nie potrafili tego ustalić. Mimo wątpliwości, dalszych badań zaniechano.

Ale na filmie jest coś jeszcze, co budziło burzliwe dyskusje w blogosferze. To czas między 45 a 47 sekundą nagrania. Świadek zdarzenia gwałtownie przesuwa wówczas telefon i przez krótką rejestruje liny przemieszczające się nad wrakiem Tupolewa.

Oficjalnego stanowiska w tej kwestii nie zajęły ani polska prokuratura, ani komisja Jerzego Millera ani rosyjski MAK.

Wśród internautów królowały dwie teorie: mówiąca o linach zwisających ze śmigłowca bądź sterowca (jakie ma na wyposażeniu rosyjska armia, cichszych od helikopterów, a przystosowanych do podobnych zadań) oraz dezawuująca ją, wskazująca na pochodzenie lin z ładowni Tupolewa zaczepionych w momencie katastrofy o gałęzie drzew.

Trójwymiarowa animacja, którą prezentujemy poniżej, obala tę drugą wersję. Bloger od miesięcy analizujący techniczne parametry związane z katastrofą poświęcił wiele tygodni na stworzenie filmu klatka po klatce dowodzącego, że tajemnicze liny nie mogą przemieszczać się samoistnie będąc zahaczonymi o drzewa.

Z jego wyliczeń wynika, że w ciągu dwóch sekund przebyły odległość 20 metrów.

Aby wyeliminować podejrzenia o nierzetelność przeprowadzonej analizy, założył on stronę www.opensmolensk.org, na której udostępni wszystkie źródłowe dane (wzorem otwartych kodów źródłowych oprogramowania komputerowego), wykorzystane w swojej pracy. Każdy będzie mógł je pobrać i kompilując z dostępnym filmem przekonać się o trafności jego teorii.

Do jakich wniosków prowadzi ta analiza?

Trudno zbudować jednoznaczną hipotezę. Cała sprawa z pozoru wygląda na nieco fantastyczną, lecz film zamieszczony poniżej, w kontekście potwierdzonej przez polskie służby oryginalności nagrania „Samolot płonie” daje dużo do myślenia. A najwięcej powinien dać polskiej prokuraturze.

Jeśli rzeczywiście coś przemieszczało liny służące do transportu ciężkich ładunków, to co to było i w jakim celu znalazło się nad miejscem katastrofy raptem kilka minut po niej, zanim do wraku dotarły pierwsze służby ratunkowe?

Liczymy na to, że wojskowi śledczy spróbują wyjaśnić tę zagadkę.

Film „Samolot płonie” zasługuje na głębsze fachowe badanie niż przeprowadzone dotychczas.

 

znp

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.