Dr Tomasz Żukowski o "efekcie krzywego zwierciadła": sondaże tracą na wiarygodności gdy w mediach dominuje jedna opcja

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

W tygodniku "Idziemy" ciekawa rozmowa Ireny Świerdzewskiej z socjologiem dr. Tomaszem Żukowskim. I pytanie, czy warto zajmować się sondażami:

Trzeba. Stają się bowiem coraz ważniejszą częścią rzeczywistości. Ważnym elementem obejmującej nas coraz szczelniej nowej cywilizacji: cywilizacji informacyjnej. Są takim wirtualnym lustrem, w którym możemy się przeglądać. Dowiadujemy się z nich co, jako zbiorowość lubimy, jak się czujemy, kogo popieramy. Sięgamy do sondaży i w rolach konsumentów, i obywateli. I robimy to coraz częściej.

Dr Żukowski ocenia, że badania opinii mają bardzo duży wpływ na decyzje podejmowane przez zwykłych ludzi,, a także przez biznes i polityków.

Mówiąc trochę żartem, ale bardziej serio, sondaże stały się nowym instrumentem demokracji: swoistym „referendum nieustającym” przeprowadzanym każdorazowo wśród tysiąca, czy kilkuset ankietowanych Polaków. Problem w tym, że wyniki tych referendów mogą budzić wątpliwości.

Socjolog tłumaczy także różnice w wynikach badań pomiędzy poszczególnymi ośrodkami:

Na przykład „Gazeta” podaje poparcie dla  partii uwzględniając też wahających się. Stąd notowania wszystkich partii nie sumują się do stu. Są więc łącznie niższe od tych, jakie poda Państwowa Komisja Wyborcza ogłaszając wyniki głosowania. I przykład drugi: największą wagę do fenomenu politycznej  poprawności przywiązuje – jak się wydaje – firma „Homo Homini”. Mam wrażenie, że podając swe wyniki stara się ten efekt korygować. Stąd niższe niż w innych ośrodkach (i bardziej realne) notowania Platformy, wyższe – formacji opozycyjnych.

Fenomen politycznej poprawności to - jak tłumaczy socjolog - zjawisko powodujące, że część ankietowanych deklaruje poparcie dla formacji, na którą w rzeczywistości nie zagłosuje (bo wypada się do niej przyznawać), zaś inna – ukrywa swe rzeczywiste sympatie (choćby dlatego, że pytającym je firmom sondażowym nie ufa).

Można powiedzieć, że odwzorowanie politycznych preferencji Polaków jest fotografią ze skazą. Niektóre partie, te lansowane przez media głównego nurtu, są na tym obrazie „powiększane” w stosunku do rzeczywistości, zaś inne – te pokazywane  gorzej, z „dorobioną gębą” – wyglądają na mniejsze niż są w rzeczywistości.

Dr Żukowski wyjaśnia również, że w dyskusjach wokół sondaży niewiele mówi się o tym, co najważniejsze, a więc o „efekcie krzywego zwierciadła”:

Jest nim stronniczość głównych mediów kształtujących debatę publiczną. Gdy debata jest względnie zrównoważona (stanowiska głównych środowisk społecznych i głównych formacji są równorzędnie prezentowane), odchylenia wyników ostatnich przedwyborczych sondaży od rezultatów głosowania są mniejsze. Gdy dominuje jedna z opcji – odchylenia rosną. Tak było choćby w ostatnich wyborach samorządowych z jesieni ubiegłego roku, już po zdominowaniu wszystkich głównych mediów przez obóz rządzący. Faworyzowana przez media Platforma  wygrała, ale ze znacznie niższym rezultatem niż prognozowały ośrodki demoskopijne.

Zdaniem socjologa - wprowadzenie zakazu publikowania sondaży w czasie wyborów to zły pomysł.

Zamiast badań opinii pojawią się wówczas różnego rodzaju sondy, prognozy i opinie ekspertów. A te – jestem najzupełniej pewny – będą jeszcze bardziej odchylone od realnych preferencji Polaków niż nawet kiepskie sondaże. Odzwierciedlać będą bowiem polityczne sympatie owych ekspertów a zwłaszcza prezentujących owe ekspertyzy mediów. Powtórzę: to zły pomysł. Zdecydowanie lepszym jest poprawa jakości prognoz prezentowanych przez badaczy opinii.

Warto też, by badaniami opinii objąć także media: „świat wirtualu”. Warto na przykład pytać Polaków nie tylko o ich preferencje partyjne, ale i o sympatie medialne. I sprawdzać, jak te medialne mogą wpływać na te wyborcze.

Wreszcie ważne pytanie: "dlaczego widać tak duże rozbieżności między deklaracjami i wyborami? Ponad 90% Polaków deklaruje katolicyzm, ale nie głosuje na wyznających zasady chrześcijańskie, wręcz przeciwnie popiera występujących przeciwko tym zasadom?":

Bardzo wiele zależy od tego, w jaki sposób większość ludzi wierzących podchodzi do obecności Dekalogu w życiu publicznym. Historia zna tu wiele bardzo różnych przykładów. Są kraje gdzie religia ograniczona jest do przestrzeni życia osobistego i ludzie to akceptują. U nas, w Polsce, po odzyskaniu demokracji, także pod wpływem Jana Pawła II, zaczął kształtować się nowy, odpowiadający wyzwaniom cywilizacyjnym, model obecności Kościoła w życiu publicznym. Ostatnio pojawiają się też jednak próby wypchnięcia religii z tej sfery życia. Dowód? Wystarczy spojrzeć na kolejne okładki kolejnych tygodników opinii. Dla ludzi wierzących to czas nowej próby. Innej niż przed laty, ale równie ważnej. Ale to temat na odrębną, długą rozmowę.

Sil

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.