Grzegorz Górny rezygnuje z udziału w programie kulturalnym TVP 2 w proteście przeciwko Nergalowi

Fot. Rafał Guz
Fot. Rafał Guz

Grzegorz Górny, redaktor naczelny kwartalnika "Fronda", zrezygnował z udziału w programie TVP 2 "Kultura głupcze". Miał w nich występować razem z Magdaleną Środą, Kazimierą Szczuką i Janem Marią Rokitą.

W rozmowie z Jarosławem Wróblewskim wyjaśnia powody swojej decyzji. Rozmowa została opublikowana pierwotnie na portalu Fronda.pl:

 

Miałeś być jedną z czterech osób komentujących wydarzenia kulturalne w TVP 2. Program pod nazwą „Kultura głupcze” jest w jesiennej ramówce i jako flagowy miał być przeznaczony dla osób o bardziej wysublimowanych gustach kulturalnych. Trwają przygotowania do jego realizacji, a ty podjąłeś dziś zaskakującą decyzję. Co było jej powodem?

 

- TVP 2 zaprosiła jako jurora do jednego ze swoich programów niejakiego „Nergala”, znanego ze swej satanistycznej twórczości. Dla mnie obecność z kimś takim na tej samej antenie, to byłby znak, że w jakimś stopniu uwiarygadniam jego osoby i poglądy oraz legitymizuję taką ramówkę.

 

Ale chodzi przecież o dwa różne programy. Choć oba dotyczyłyby kultury, to jednak różniłyby się od siebie poziomem.


- To jest tak, że my byśmy sobie debatowali o kulturze, a obok na tej samej antenie on by występował jako jako realny kreator kultury.

 

Protestujesz, bo uważasz, że posunięto się w TVP za daleko?

 

- Tak, uważam, że przekroczono jakąś granicę zatrudniając tego pana. Po pierwsze, jest on zdeklarowanym satanistą, który podarł na koncercie Pismo Święte, rzucił w tłum i krzyknął „żryjcie to gówno!”. I jaka była na to wydarzenie reakcja instytucji naszego państwa? Najpierw sąd Rzeczpospolitej wydał wyrok aprobujący ten czyn jako wyraz pewnej ekspresji twórczej. A później telewizja publiczna zaprosiła tego pana jako jurora, a więc arbitra w swoim programie, gdzie może on występować w roli autorytetu.

 

Telewizja zastrzega się jednak, że będzie się on wypowiadał jedynie w kwestiach muzycznych.


- Dobrze wiesz, że gwiazdy muzyki są dla publiczności autorytetami nie tylko w kwestiach linii melodycznych. TVP daje tym samym sygnał, że człowiek wyznający satanizm może być nosicielem autorytetu. Że tego typu poglądy nie są żadną przeszkodą, by występować jako autorytet w tej instytucji. Mało tego: przekaz, jaki idzie do opinii publicznej, jest taki, że akceptujemy, a nawet promujemy takie postawy. I bardziej mnie boli nie tyle zachowanie tego pana, co reakcja instytucji publicznych, takich jak sąd czy telewizja. Zarówno prawo jak i kultura są bowiem wyrazem pewnej wspólnoty wartości - i oto nagle okazuje się, że satanizm może stać się częścią naszej wspólnoty. Nieprzypadkowo ten pan przychylny dla niego wyrok sądu skomentował słowami: "szatan zwyciężył".

 

Ale czym jest ten satanizm?

 

- To kult czystego zła, nienawiści, agresji. Wystarczy poczytać teksty piosenek, które ten pan śpiewa. W jednej z nich co chwila wykrzykuje "Heil!", a więc wznosi okrzyk hitlerowski. Mnie to osobiście bardzo dotyka, bo jeden mój dziadek walczył w AK i był przez hitlerowców tropiony po lasach jak zwierzyna, a drugi został wywieziony na roboty do Niemiec, gdzie musiał pracować jak niewolnik. A tu nagle czytam, jak pani publicystka z "Gazety Wyborczej" poucza czytelników, że mają być dumni z takiego wykonawcy rockowego, bo on jest naszym towarem eksportowym w Europie. Dlaczego "Gazeta Wyborcza" chce, byśmy mieli przed całą Europą być dumni z faceta, który wznosi okrzyki hitlerowskie? A potem ta sama gazeta załamuje ręce, że ktoś namalował swastykę i symbole hitlerowskie w Jedwabnem. Przecież przez wsparcie takich instytucji, jak TVP czy "Gazeta Wyborcza", autorytet tego człowieka, jeg o pozycja w społeczeństwie, a zatem wpływ na młodzież rośnie.

 

(...)

 

Ale czy ten protest coś da?

 

- Nie wiem, czy to coś realnie zmieni, ale czułem, że nie mogłem inaczej postąpić. Bo nagle okazuje się, że nie ma żadnych norm, żadnych granic, wszystko jest dozwolone. Biskup Mering pisze utrzymany w dramatycznym tonie list „Non possumus” i co z tego? Nic. Zresztą dominuje jakaś obojętność ludzi, którzy są odpowiedzialni za jakość naszego życia publicznego, na sprawy fundamentalne. Ja się osobiście poczułem całą tą sytuacją bardzo dotknięty. Kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, jak wiele zawdzięcza Bogu, to pyta sam siebie, co może w tej sytuacji zrobić. Pojawia się jakaś niezgoda wobec tej rozlewającej się obojętności. Dochodzi do ciebie, że zło rozprzestrzenia się tam, gdzie panuje obojętność. Tak więc postanowiłem posłuchać głosu swojego sumienia.

 

Czy jednak przez swoją rezygnację nie oddajesz pola osobom, które zwalczają katolickie wartości?

 

- Starałem się słuchać nie tylko swojego sumienia, ale także rozsądku. W tym programie, z którego zrezygnowałem, taka dysproporcja nie zaistnieje, gdyż ma być równowaga rozmówców. Natomiast uważam, że swoją obecnością w tej ramówce, na tej antenie uwiarygadniałbym obecność satanisty w telewizji publicznej, gdyż swoją twarzą i występami pokazywałbym, że mi to nie przeszkadza. Uznałem, że więcej szkody niż moja rezygnacja przyniesie moja obecność na tej antenie, pokazująca, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku - że sataniści i chrześcijanie to jednakowo uprawnione elementy polskiego świata wartości.

 

Magdalena Środa, z którą miałeś wspólnie występować, wyznała w „Fakcie”, że też podarłaby Biblię.

 

- To mnie tylko utwierdza w swojej decyzji.

 

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski

 

Bar, źródło: Fronda.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.