"To miała być przyjemna i lekka wizyta. Przez tego paprykarza wszystko się posypało". Kulisy gospodarskiej wizyty premiera

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Przyjemną atmosferę wizyty premiera Donalda Tuska z okazji Święta Papryki w gminie Klwów zakłócił Stanisław Kowalczyk, 53-letni przedsiębiorca, który stracił 50 tuneli z papryką podczas gwałtownej burzy. Kowalczyk jest autorem słynnych słów "Panie premierze, jak żyć?!", które mają szansę być hasłem przewodnim tegorocznej kampanii wyborczej.

Kulisy tej gospodarskiej wizyty premiera opisują Michał Majewski i Paweł Reszka w ciekawym reportażu opublikowanym w "Plusie-minusie". Z informacji, które zdobyli, wynika, że premier umówił się z wójtem Piotrem Papisem, że pojawi się na festynie. Sprawa się mocno skomplikowała, bowiem nagle otoczenie premiera wizytę przeniosło na dzień wcześniej.

Lidia Wiaderna: "Pani z Kancelarii chciała, żeby wyznaczono te same miejsca, w których premier był przed miesiącem, gdy gminę zniszczyła trąba powietrzna."

Padło na Halinę i Zygmunta Pańczaków, których obejście premier oglądał zaraz po huraganie. Zaskoczeni późnym wieczorem Pańczakowie, jak relacjonuje wójt Papis, zapowiadanego na rano Tuska, przyjmować nie chcieli.

Dalej już jest jak w "Rewizorze" Gogola lub jak za najlepszych wizyt towarzysza Gierka. Pańczakowie dali się wójtowi przekonać i premier ponownie złożył im wizytę:

Sobotni poranek. Donald Tusk wchodzi do dużego pokoju Pańczaków. Wszystko wysprzątane na błysk. Segment, zastawiony stół, biały obrus, osiem krzeseł (...). Nad wszystkim panuje urzędniczka z notesem pod pachą. Wskazuje, gdzie kto ma siedzieć. Premier będzie w środku, a "gospodarza zapraszamy z drugiej strony..." (...)

Premier zaskoczony gościnnością państwa Pańczaków mówi, że nie trzeba było aż takiego przyjęcia.

Na stole winogrona, banany, kanapki z serem i ogórkiem, kompot, a nawet dwa rodzaje ciast.

Wszystko dokumentują kamery i fotoreporterzy, których ustawiono w dużym pokoju pod ścianą.

Halina Pańczak: Wiadomość o tym, że premier przyjedzie, przyszła późnym wieczorem.

- To chyba do północy pani stała, żeby te ciast zrobić, które stały na stole - pytamy.

- Nie, to, co stało na stole, to wójt przywiózł.

- Kanapki też?

- Kanapki też. Wszystko

Wójt oczywiście wszystkiemu zaprzecza. No, ale premiera czekał jeszcze deser w postaci pana Stanisława Kowalczyka, który zagadnął Donalda Tuska przed kamerami. Całą tę rozmowę stacje informacyjne podawały na żywo. Z relacji otoczenia premiera wynika, że początkowo wszyscy się ucieszyli, bo dzięki temu wyszło spontanicznie. Ale z czasem rozmowa stawała się coraz bardziej kłopotliwa dla szefa rządu, który kompletnie stracił rezon.

Według informatora Majewskiego i Reszki z bliskiego otoczenia Donalda Tuska w KPRM odbyła się w tej sprawie narada.

Możliwe były dwie interpretacje paprykowych perypetii. Pierwsza, że Kowalczyk jest jednym z wielu wkurzonych ludzi. Tyle, że przyjęcie takiej opcji wyzwoliłoby kolejną falę wściekłości u pana premiera. A tego nikt na "dworze" Tuska nie lubi. Zwyciężyła więc interpretacja wydarzeń, dla "dworu" korzystna.

- Czyli jaka?

- Nieco przerysowując: To był haniebny atak, za którym stoi chory z nienawiści "paprykarz", dywersant nasłany przez PiS.

Jak ujęli to doradcy premiera Tuska, to miała być przyjemna i lekka wizyta. Przez tego paprykarza wszystko się posypało.

 

 

 

 

Bar, źródło: "Plus-minus", 27-28 sierpnia 2011

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.