Nasz news. Wyrok sądu w sprawie Król - "Wprost". Sąd ocenia co i kiedy publicysta ma pisać. "Mamy kawałek Białorusi"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Ponury ciąg dalszy historii, która zaczęła się w kwietniu 2010 roku, kilka dni po tragedii smoleńskiej. Przypomnijmy: AWR "Wprost", wydawca tygodnika "Wprost", ogłosił wtedy, że przestaje drukować felietony byłego właściciela tego pisma Marka Króla. Jednocześnie wydawca przeprosił za ostatni jego felieton.

Chodziło o tekst ”Nie polezie orzeł w GWna”.

Marek Król w swoim felietonie zajmował się m.in. Andrzejem Wajdą i jego apelem w ”Gazecie Wyborczej” o niechowanie prezydenta na Wawelu. Pisał:

Redaktor Adam chwycił zdenerwowany za telefon i zadzwonił do Andrzeja do Krakowa. >>A…a…Aaandrzej naa…na…napisz list. Zde… zde…zdewaweluj Kaczora. Ty ma… ma… masz sukces z ty… tym >>Katyniem<<, to… tobie wolno. A my w… w… w >>Gazecie<< cię po… po… poprzemy.


Wydawca "Wprost" zerwał z nim wtedy współpracę. Król poszedł do sądu. Dziś poznaliśmy wyrok sprawie. Jak mówi nam Marek Król, sąd przyznał mu wprawdzie niewielką kwotę odszkodowania. Ale jednocześnie orzekł, że pracodawca miał prawo zerwać ze nim współpracę:

 

Swoim felietonem mogłem zdaniem sądu narazić pracodawcę na procesy z Adamem Michnikiem i Andrzejem Wajdą. Sąd potwierdził, że działałem na szkodę pracodawcy i przekroczyłem granicę wolności słowa. Bo choć nie podałem nazwisk, to sąd wyinterpretował, że moim celem było obrażenie Adama Michnika i Andrzeja Wajdy. Zdaniem sądu zamiast tonować atmosferę po katastrofie smoleńskiej, ja ją jeszcze bardziej podkręcałem. Jednym słowem, nie przewidziałem skutków tego felietonu, a mogły być one rzekomo bardzo niedobre dla wspólnoty polskiej.

 

Sąd więc sugerował w to, co publicysta w danym momencie powinien pisać. Król:

 

Tak, niestety tak było. A podparciem tej opinii sądu była z kolei opinia Rady Etyki Mediów, która stwierdziła iż w tydzień po tragedii smoleńskiej nie powinien się taki tekst ukazać.

Sąd również zarzucił również, że obraziłem Andrzeja Wajdę używając słowa "Wajdalizmy". Stwierdziłem wówczas, że autorem tego określenia jest Antoni Słonimski, ja tylko cytowałem jego felieton. Ale sądu nie przekonałem.

 

Marek Król tak ocenia ten werdykt sądu:

 

Sąd mnie przepytywał zdanie po zdaniu co miałem na myśli. Odmówiłem odpowiedzi na te pytania ponieważ nie bardzo rozumiałem dlaczego mam to robić. Dlaczego muszę się w wolnej rzekomo Polsce tłumaczyć z terści felietonu, który z założenia jest wypowiedzią wyrazistą i oceniającą rzeczywistość i ludzi.

Mamy w Polsce kawałek Białorusi. Nie dotyczy to tylko tego orzeczenia, ale tendencji jaką mamy w Polsce, jest wiele podobnych przypadków. Wspomniałem sądowi, że nowy wydawca "Wprost" pan Michał Lisiecki, który zaproponował mi zawweszenie moich felietonów, wspomniał o telefonie od Adama Michnika jaki otrzymać miał po moim telefonie. Sam pan Lisiecki mówił wtedy, że przeciez jest jasne, że wszystkie procesy wytaczane przez Adama Michnika w warszawie są niejako automatycznie przegrane. Jak widać, co powiedziałem sądowi, jest to prawda kolejny raz potwierdzona.

Dano do zrozumienia, że pan Adam Michnik i pan Andrzej Wajda są w Polsce, jako autorytety, podlegają jakiejś szczególnej ochronie.

 

Marek Król będzie się odwoływał od wzroku. Zapowiada, że kiedy tylko otrzyma pisemne uzasadnienie, natychmiast z prawnikiem zaczynają pisać odpowiednie pisma prawne.

wu-ka

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.