Bolesna porażka - a może nawet klęska - Ruchu Autonomii Śląska. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, "w sondażowym prareferendum w sprawie przywrócenia autonomii Górnego Śląska", zorganizowanym w niedzielę Pszczynie, wzięło udział mniej niż 5 proc. uprawnionych. Głosowało bowiem 888 osób na 17 tys. osób uprawnionych do udziału w wyborach tamtejszej rady miasta.
Przedstawiciele RAŚ określają wynik jako "satysfakcjonujący", ale co mają mówić? Oczywiście, zdecydowana większość głosujących opowiedziała się za autonomią, ale przecież to żadne zaskoczenie - osoby biorące udział w podejrzanych, wymierzonych w polskość Śląska akcjach RAŚ są już zdeklarowane.
Pszczyńskie głosowanie było drugim takim przeprowadzonym w regionie. W pierwszym, zorganizowanym na początku lipca w Lędzinach i Imielinie w pow. bieruńsko-lędzińskim, frekwencja była niemal identyczna.
Co ważne, RAŚ nie może tłumaczyć się przyczynami zewnętrznymi.
Pszczyńskie "prareferendum" odbywało się w godzinach od 9. do 22. - podczas kulminacji obchodów Dni Pszczyny, przy pięknej pogodzie. Wieczorem na pszczyńskim rynku wystąpiła Kayah, wcześniej - po południu - stoisko RAŚ odwiedził Kazimierz Kutz.
Pojawili się także przeciwnicy idei autonomii Śląska, m.in. b. radny sejmiku woj. śląskiego Rajmund Pollak - którym chwała za troskę o Polskę.
Bolesna porażka RAŚ powinna cieszyć wszystkich zaniepokojonych separatystyczną aktywnością tego ugrupowania. Nie zmienia to jednak faktu, że problem wspierania RAŚ przez rządzącą Polską Platformę Obywatelską pozostaje nierozwiązany.
Podobnie jak problem obojętności - a nawet przychylności struktur państwa wobec działań wymierzonych w unitarny charakter Rzeczypospolitej.
Pat/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/117387-bolesna-porazka-a-moze-nawet-kleska-ras-mniej-niz-5-procent-frekwencji