„Słuchaj stary, potrzebujemy pieniędzy” - kulisy nowej afery w PO. Zarzecki: „byłem za krótki na kontakt z Chlebowskim”

Od lewej: Zbigniew Chlebowski, Roman Ludwiczuk, Donald Tusk.
Od lewej: Zbigniew Chlebowski, Roman Ludwiczuk, Donald Tusk.

Ireneusz Zarzecki, który złożył do prokuratury doniesienie o haraczach, jakie według niego wymuszali w Wałbrzychu politycy Platformy Obywatelskiej od członków swojej partii, w wywiadzie dla „Super Expressu” ujawnia kolejne szczegóły afery:

 

- Ile razy słyszał pan: płać na Platformę Obywatelską?

- Wiele razy. Zaczęło się w 2005 roku tuż przed wyborami. Kilka miesięcy wcześniej wstąpiłem do PO i zacząłem jeździć na zebrania. Dwa lub trzy razy w roku odbywały się sponsorowane szkolenia w Międzygórzu lub w pensjonatach w Walimiu. W niektórych uczestniczyli parlamentarzyści (m.in. Zbigniew Chlebowski, Roman Ludwiczuk, Izabela Mrzygłocka), lokalni politycy, w tym prezydent Piotr Kruczkowski, szefowie miejskich spółek. Na tych spotkaniach poza sprawami kampanijnymi, partyjnymi sugerowano nam, by płacić. Mówiono ogólnie o pożyczkach na działania wyborcze.

 

- I to wystarczyło, byście wykładali pieniądze?

- Przeważnie kilka dni po tych wyjazdach odbywały się spotkania indywidualne, w cztery oczy. Rozmowę taką przeprowadzał prezydent, jego ludzie, czasami parlamentarzyści. W ich trakcie padały określone sumy, prośby o pożyczkę. Zapewniano mnie: słuchaj stary, potrzebujemy kasę i oddamy.

 

- Ile pan w ten sposób pożyczył? Skąd brał te pieniądze?

- To były pieniądze z MPK, którego byłem dyrektorem. Przekazywałem je w transzach po około 20-30 tysięcy złotych. Dla Mrzygłockiej w sumie jakieś 50-70 tys. w kilku transzach, dla Ludwiczuka około 40-50 tys. zł. Najwięcej zagarniał Piotr Kruczkowski, który jasno mówił, że jak jego nie będzie w ratuszu, to i nas pozamiatają. Jemu lub jego ludziom przekazałem w sumie ok. 300 tys. zł.

 

- Łącznie z MPK zniknęło około 500 tys. zł. Był pan aż tak naiwny, że to się nie wyda?

- Liczyłem, że te pieniądze zostaną mi zwrócone. Przecież zaczęliśmy w Wałbrzychu rządzić trzecią kadencję. Oddanie takiej sumy było dla nich kwestią kilku miesięcy.

 

- Dawał pan im te pieniądze do ręki?

- Tak. Odbierał je prezydent, jego ludzie. Brali bez żadnych potwierdzeń, pokwitowań.

 

- Chlebowskiemu własnoręcznie też pan je przekazał?

- Powiedziano mi, że jestem za krótki na taki kontakt. Usłyszałem, by dać pieniądze Mrzygłockiej w trakcie imprezy w restauracji Legenda w Szczawnie-Zdroju, a ona da je Chlebowskiemu, który też był na tym przyjęciu.

 

- Jak te pieniądze były księgowane w MPK?

- Jako moje pożyczki. Brałem to na swoje barki. Cały czas liczyłem, że zwrócą mi te pieniądze. Kiedy dzwoniła do mnie osoba związana np. z prezydentem i mówiła: "słuchaj stary, potrzebujemy pieniędzy", to miałem kilkanaście dni na ich zorganizowanie.

 

Cała rozmowa znajduje się pod tym linkiem: http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/ireneusz-zarzecki-byem-za-krotki-zeby-osobiscie-dawac-haracze-chlebowskiemu_198780.html

mtp

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.