Zaremba: Orliński strasznym dziaduniem. Jak dyskutować z Wyborczą? Rysuje Zawistowski

Rys. Rafał Zawistowski, "WIEŚMAK"
Rys. Rafał Zawistowski, "WIEŚMAK"

Igor Janke ogłosił na łamach Salonu 24 list otwarty do naczelnych Gazety Wyborczej. Protestuje przeciw potraktowaniu jego żony jadowitym komentarzem Wojciecha Orlińskiego. Trud to chyba próżny, naczelni się nie przejmą, ale będą mieli trochę radości pod hasłem: "A jednak zabolało".

Rzecz dotyczy w skrócie przygody sympatycznej Bogny Janke, która startując w Konstancinie na lokalną radną, już po wyborach dowiedziała się, że nie zgadzają się granice okręgów, więc ją zdyskwalifikowano. Sprawa stała się głośna dzięki Faktowi i niedoszła radna poskarżyła się, że odpowiednie instytucje nie zadbały o prawidłową informację.

Orliński w śmiech, że Bogna sama sobie winna. To jeszcze rozumiem. Ale też opatrzył to bardzo standardowymi uwagami na temat nieudacznej prawicy, która potyka się o własne nogi, a potem się skarży. To o tyle zabawne uwagi, że znałem żonę Igora Jankego jako zwolenniczkę liberalnych poglądów PO (tak się zdarza w małżeństwie, jeśli się nie żyje w sekcie). Orliński jednak nawet nie ukrywał, że bije w istocie nie w bohaterkę historii, a w jej męża, a tak naprawdę nawet nie tyle w niego, ile w Salon 24, który nazywa od dawna Psychiatrykiem 24. Z tego samego powodu Wyborcza zrobiła z tego komentarz na początku gazety, choć to sprawa bardzo partykularna. Bicie w kogoś żeby dopiec komuś innemu, to obyczaj dość paskudny. Ale każdy kto zna GW, raczej się nie zdziwi.

Przy tej okazji zastanowił mnie fenomen Orlińskiego. Po raz pierwszy poznałem to nazwisko w połowie lat 90., kiedy zgodziłem się na wypowiedź do tekstu jego redakcyjnej koleżanki Dominiki Wielowieyskiej. Powiedziałem tak między innymi, że w latach 80. wyobrażałem sobie naiwnie, że kiedy PRL zniknie, tacy ludzie jak Daniel Passent nie będą dla nikogo autorytetami. Orliński zbeształ mnie wtedy, że ośmielam się mówić z brakiem szacunku o osobie z dużo większym dorobkiem od mojego własnego (byłem wtedy dziennikarzem od  kilku lat, Passent od 30).

Powiedziano mi wtedy, że Orliński to człowiek radykalnej lewicy. Zadziwiło mnie to. Pieszczoch kolejnych systemów Passent, uzasadniający w 1982 roku weryfikację dziennikarzy  wydawał mi się bohaterem dla każdego, tylko nie dla ideowych lewicowców. Ale potem kiedy przeczytałem jeden czy drugi tekst Orlińskiego, zrozumiałem, że to lewica mocno  kawiorowa. A o PRL ma do powiedzenia tyle, że musi zaprzeczyć prawicy. Skoro ta PRL-u nie lubi, Orliński powie coś przeciwnego. Musi więc kupić wszystko. Łącznie z salonowym Passentem.

Co zabawne, przyznawałem się przez te wszystkie lata do słabości do Orlińskiego. Napisał on na temat popukultury wiele tekstów, które bardzo mi odpowiały. Lubił te same filmy co jak - od serialu "Ja Klaudiusz" po Davida Lyncha, "Z archiwum X" i rozliczne horrory. Przybliżał Polakom świat Phillipa Dicka, który fascynuje i mnie.

Co jednak poradzić, że gdy zabierał się za politykę, Orliński stawał się nie patrzącym z lotu ptaka ironistą a rozdrażnionym wujaszkiem, który co i rusz eksploduje przy stole namiętnymi monologami pełnymi wyzwisk wobec wszystkich prawdziwych i urojonych wrogów.  "Rzeczpospolita opublikowała ostatnio dwa teksty publicystyczne. Jak przystało na prawicową publicystykę w "Rzeczpospolitej", zawierają one pospolite brednie - już nawet nie chodzi o głupie opinie tylko o nieznajomość podstawowych faktów" - to próbka jego stylu.

Nie chodzi mi nawet o brak kurtuazji, tę mógł sobie jako domniemany enfant terrible darować. Chodzi mi o całkowity  brak dystansu do własnych mniemań i fobii. On naprawdę wierzy, że konserwatywne poglądy to kwestia psychiatryczna. Można mu zadedykować jeden z filmów Woody Allena, w którym skłonności republikańskie młodego członka rodziny okazują się na końcu skutkiem guza mózgu. Problem w tym, że Allen sobie z takiego stanowiska dworował. Orliński traktuje je śmiertelnie poważnie.

Pomysł aby skopać Bognę Janke jest pochodną owej śledzienniczej potrzeby aby wdeptać przeciwnika w ziemię. Co i rusz Orliński oglaszał się kpiarzem i co i rusz mu nie wychodziło - wolał wrzeszczeć i wygrażać. Urocze rozważania o tym czy innym filmie, albo komiksie były przeplatane sierioznymi wrzaskami na tematy polityczne.

A że Wyborcza umie takie słabości zręcznie zagospodarować, znalazł swoje, skądinąd poboczne miejsce w jej maszynerii. Jego blog był, zwłaszcza w latach 2005-2007 znakomitym zapisem uprzedzeń fanatycznych antykaczystów wierzących, że deszcz za długo nie pada, bo Jarosław K. ma za duże buty.

Dziś ma mniejsze pole do popisu, ale tym chętniej pcha się do bitki, gdy nadarzy się okazja, Tak jak przy okazji rozprawy z rodziną Janke. A szkoda, bo to dowcipny człowiek. Ale co i rusz o tym zapomina...

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.