Ogłuszającego wybuchu nie było. Był głuchy trzask - to wszystko.
(...) W odległości 50 metrów od miejsca upadku maszyny leżały rozerwane na strzępy ciała ludzi. Stało się jasne, że nikt nie przeżył. Widzieliśmy tylko dwa duże fragmenty samolotu - skrzydła i część kadłuba z wypuszczonym podwoziem. Silniki leżały oddzielnie. Nie było wiadomo, gdzie był kokpit i salon samolotu - wszystko rozpadło się na drobne fragmenty. Szczątki maszyny i ciała były pokryte zawiesiną - mieszanką popiołu i kurzu.
Nie było słychać ani krzyków, ani jęków. W złowieszczej ciszy w kieszeniach zabitych dzwoniły tylko telefony komórkowe - słychać było poloneza Ogińskiego, pełnego wigoru krakowiaka...
Ciała nie miały głów, albo też głowy pasażerów były zgniecione, kości twarzy - zmiażdżone. W całości widziałem tylko jedną młodą dziewczynę.
Jako pierwszego zidentyfikowano księdza - po odzieży i pozłoconym krzyżu na szyi. Lech Kaczyński też się zachował lepiej niż pozostali. Szefa państwa polskiego rozpoznał najpierw jego brat - Jarosław, a później premier Donald Tusk. Przyjechali osobno. Marii Kaczyńskiej szukano długo. Została zidentyfikowana na podstawie obrączki ślubnej.
Kapitan Aleksandr Muramszczikow, oficer straży pożarnej ze Smoleńska. Jego relację drukuje rosyjska prasa. Cytat za www.interia.
A nam żałobę chcieli kończyć po tygodniu, znicze zabrali po dwóch, krzyż kazali zabierać po trzech miesiącach, a pomnika nie chcą w ogóle. Dziś za znicz na Krakowskim Przedmieściu dostaniesz mandat...
Mimo wszystko, MUSIMY pamiętać. I dojść do pełnej prawdy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/106116-1004-tylko-gluchy-trzask