Radziejewski: Bankructwo projektu restauracji. Cz. 1: Demolka państwa. "Rzeczy Wspólne" - numer piąty!

Spotkanie promocyjne piątego zeszytu Rzeczy Wspólnych. Od lewej: Bartłomiej Radziejewski , Andrzej Godlewski, Michał Karnowski, prof. Jadwiga Staniszkis
Spotkanie promocyjne piątego zeszytu Rzeczy Wspólnych. Od lewej: Bartłomiej Radziejewski , Andrzej Godlewski, Michał Karnowski, prof. Jadwiga Staniszkis

W obecnej sytuacji Polski konserwacja oznacza degradację. Polityka restauracji, prowadzona przez rząd Tuska, jest jednocześnie racjonalna z punktu widzenia dominujących grup interesu i irracjonalna z perspektywy dobra wspólnego. Odsłania więc silną wewnętrzną sprzeczność III RP i zapowiada jej upadek.

Kiedy po dwóch latach politycznej szamotaniny w 2007 roku PiS odszedł od władzy, wielu architektów i zwolenników projektu IV Rzeczpospolitej nie straciło jeszcze nadziei. Wydawało się oczywiste, że nie ma prostego powrotu do przeszłości. Nie po ujawnieniu tych wszystkich afer, odsłaniających prywatę, korupcję i cynizm na szczytach władzy. Nie po tych wszystkich książkach, tekstach i seminariach, które zdiagnozowały niezdolność państwa do prowadzenia poważnej polityki. Rząd Donalda Tuska zdawał się być skazany na jakąś formę kontynuacji dzieła poprzedników i wielu dawnych orędowników IV RP sądziło nawet, że będzie w stanie zbudować ją sprawniej.

PO wybrała jednak drogę restauracji. Korzystając z olbrzymiej przewagi zasobów po stronie – skonsolidowanego bojami z PiS-em – frontu zwolenników status quo ante i postpolitycznego nastroju większości, skupiła się na „normalizacji", polegającej na wygodnym rozgoszczeniu się u władzy i rezygnacji z jakichkolwiek ambitnych projektów. Jakby nigdy nie była partią IV RP, radykalnie krytyczną wobec gangsterskiego kapitalizmu i zdegradowanej polityki, tylko ekspozyturą okrągłostołowego establishmentu, bajającego o ostatnim dwudziestoleciu jako „największym sukcesie w historii Polski".

 

Potrójne zepsucie

W efekcie obrania tej ścieżki państwo polskie ulega potrójnemu zepsuciu. Z jednej strony, tonie w nierządności, potykając się o coraz drobniejsze przedsięwzięcia w rodzaju nowego rozkładu jazdy pociągów. Nieudolne próby odsunięcia scenariusza greckiego skutkują kreatywną księgowością na bezprecedensową skalę (w ciągu dekady rząd zamierza ukryć w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, Krajowym Funduszu Drogowym i Banku Gospodarstwa Krajowego ponad 300 mld zł), pośpieszną prywatyzacją (np. groźba wrogiego przejęcia Grupy Lotos, a w konsekwencji także i PKN Orlen przez Kreml) i desperackimi cięciami w stylu bankrutującego przedsiębiorstwa.

Widzimy więc upadek jakości usług publicznych: znikają lokalne połączenia transportowe, placówki służby zdrowia, szkoły, komisariaty, co grozi zapaścią prowincji, a w dalszej perspektywie także zależnych od niej metropolii. Permisywno-neoliberalny kurs w oświacie zredukował licea do poziomu niskiej jakości ośrodków masowego przygotowania do matury. Uczelnie dostaną więc jeszcze słabszych studentów i będą wypuszczać jeszcze bardziej niekompetentnych absolwentów, w efekcie czego spadną poziom wiedzy i kultury, wydajność pracy, a wzrosną strukturalne bezrobocie i, być może, emigracja.

Za likwidacją poboru do wojska nie poszła profesjonalizacja, w efekcie czego mamy armię zdolną do obrony niecałych 4 proc. terytorium, a więc nadającą się wyłącznie do misji zagranicznych, z których jednak rząd sukcesywnie rezygnuje. Polityka zagraniczna sprowadza się do kolejnych „ofensyw uśmiechu", czyli klienckich gestów, za którymi – wbrew pozorom – idą poważne skutki. Dobrowolnie rezygnujemy z zalążków podmiotowości, czego najwidoczniejszymi znakami są: rezygnacja z niestałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, oddanie Rosji śledztwa smoleńskiego i rządowa propozycja zmiany konstytucji, mająca ułatwić zrzekanie się kompetencji państwa w UE. Zatem plaga współczesnej Polski, którą Jerzy Hausner i Mirosława Marody nazwali instytucjonalizacją nieodpowiedzialności, pod rządami PO zbiera rekordowe żniwo.

Z drugiej strony, państwo się rozrasta. Liczba urzędników przekroczyła 500 tysięcy, a w tzw. sektorze publicznym pracuje więcej niż co czwarty zatrudniony – w sumie ok. 4,5 miliona ludzi. Za coraz gorsze państwo płacimy coraz więcej – już 52 proc. (!) naszych dochodów (Amerykanie – 23,6 proc.). Jednocześnie, państwo coraz szerzej i głębiej ingeruje w życie Polaków. Jesteśmy na pierwszym miejscu w UE pod względem liczby wniosków o udostępnienie danych o abonentach (1,3 mln, wzrost o 300 tys. w zeszłym roku) składanych przez służby specjalne w firmach telekomunikacyjnych. Rząd coraz śmielej wkracza w sprawy dotychczas uznawane za domenę prywatności, jak rodzina czy orientacja seksualna.

Trzecia plaga to upadek debaty publicznej. Polska demokracja nigdy jeszcze nie była tak fasadowa jak obecnie. Postpolityczna teatralizacja skrywa realną politykę przed oczami obywateli skuteczniej niż kiedykolwiek – żadna z istotnych decyzji leżących u podstaw powyższych zjawisk nie była poprzedzona poważną debatą. Wielomiliardowe afery nie są drążone ani przez największe media, skupione na rozliczaniu opozycji, ani przez prokuraturę, co tworzy klimat przyzwolenia dla zinstytucjonalizowanej korupcji – i arogancji władzy. Ta ostatnia skutkuje coraz częstszym naruszaniem wolności obywatelskich – od internetu po stadiony.

Obserwujemy więc dość zdumiewającą – i katastrofalną w skutkach – próbę powrotu do przeszłości. Co się za nią kryje?

 

To część pierwsza artykułu. Część drugą opublikujemy w niedyizielę. Już teraz zapraszamy do lektury.

Bartłomiej Radziejewski (ur. 1984), redaktor naczelny „Rzeczy Wspólnych". Politolog, publicysta, eseista. Mieszkający w Warszawie lublinianin.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.