Nasz news. Komisja Millera nie przyjęła oficjalnie ostatecznej wersji raportu! Co więc czyta premier? Czy trwają targi?

Fot. PAP
Fot. PAP

Coraz dziwaczniej wyglądają tajne rządowe gry wokół raportu komisji Jerzego Millera, która badała tragedię smoleńską.

Przede wszystkim, wciąż opóźnia się publikacja raportu, chociaż jeszcze  2 czerwca premier Donald Tusk zapewniał:

Kiedy otrzymam raport od komisji, natychmiast poinformuję o tym opinię publiczną. Bez zbędnej zwłoki - należy to do moich obowiązków - przeczytam raport i nie będę tam proponował ani wprowadzał żadnych zmian

- mówił Tusk na konferencji prasowej we Włocławku.

Przed końcem czerwca (28) szef rządu faktycznie raport otrzymał. Ale opinia publiczna wciąż go nie poznała. Dlaczego? Oficjalnie są problemy z tłumaczeniem. To dziwne, bo w tej samej wypowiedzi z 2 czerwca premier mówił, że "równolegle będzie postępowało tłumaczenie raportu". A więc było ono przygotowywane dużo wcześniej.

Z nieoficjalnych informacji z okolic rządowych wyłania się jednak inny obraz: targów wokół odpowiedzialności za katastrofę 10 kwietnia. Choć raport nie wskazuje najprawdopodobniej personalnie winnych, co da się zrozumieć wyłącznie z perspektywy interesu partyjnego PO, to i tak trwają przepychanki osób, które nadzorowały poszczególne elementy państwa odpowiedzialne za tragedię.

Ani szef MON Bogdan Klich, ani szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, ani sam szef MSWiA (podlega mu m.in. BOR) Jerzy Miller, nie mają ochoty brać na siebie choćby jednej cząstki odpowiedzialności. Według jednego z naszych informatorów to właśnie to wzajemne szachowanie się ministrów i innych urzędników jest główną przyczyną ciągłego odkładania terminu publikacji raportu.

Co więcej, jak się dowiadujemy, wbrew słowom premiera iż nie zmieni nawet przecinka, taka możliwość wcale nie jest wykluczona. Choć bowiem komisja Millera w medialnym obiegu prace zakończyła, to jak mówi nam dobrze poinformowana osoba z tego kręgu, nic takiego oficjalnie nie miało miejsca:

Nie było żadnego spotkania na którym członkowie komisji przyjmowaliby jakąś finalną wersję raportu. Nie złożyli podpisów na żadnej z wersji materiału. Nie ma więc mowy o żadnej ostatecznej wersji w której premier nie zmieniałby nawet przecinka.

Innymi słowy - to, co dostał szef rządu, to jedna z ostatnich, ale nie oficjalna, wersja materiału komisji. Oficjalna nie istnieje. Nie ma więc możliwości sprawdzenia czy Donald Tusk nie zmienił nawet przecinka, bo w komisji nie ma oficjalnej wersji tego materiału! Nie będzie więc możliwości porównania dokumentów. Cała procedura opiera się na wymianie dokumentów pomiędzy szefem MSWiA Jerzym Millerem a jego zwierzchnikiem - premierem Tuskiem. To co z materiałem dzieje się w tym czasie, pozostaje między nimi oboma.

To potwierdza nasze informacje i wskazuje, że wokół raportu rzeczywiście mogą trwać bulwersujące polityczne targi.

Zresztą, w tej sprawie władza jest wyjątkowo czujna. Przypomnijmy choćby skandal z zawieszeniem prokuratora Marka Pasionka, nadzorującego śledztwo smoleńskiej, który został ukarany za to iż robił wszystko by pozyskać dodatkowe materiały, między innymi z USA.

karm

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.